Czasami trafiasz na książkę, która mimo wykorzystywanego wcześniej pomysłu na fabułę, czymś cię urzekła i sprawiła, że nie mogłeś, drogi Czytelniku, się od niej oderwać. Losy bohaterów na długo pozostały w Twoim sercu, a ty z utęsknieniem czekasz na kolejny tom uwielbianej serii. Na swojej czytelniczej drodze znalazłam wiele takich tytułów. Do tej kategorii zalicza się również "Monument 14", który wciągnął mnie w swój świat i zapewnił doskonałą rozrywkę. Właśnie dlatego z tak wielką niecierpliwością oczekiwałam na kontynuację.
Grupa rozdzieliła się. Część dzieciaków pojechała starym, rozklekotanym autobusem do Denver, z nadzieją, że to właśnie tam zostanie im udzielona pomoc. Lec Dean, Astrid, bliźniaki i Chloe zostali w Greenwayu. Mają nadzieję, że tamci sprowadzą pomoc i uratują ich. Kto wybrał lepiej? Gdzie jest bezpieczniej? Na drodze pełnej trupów i przegniłych samochodów, czy może w markecie, do którego próbują wejść intruzi?
Miałam co do tej lektury ogromne oczekiwania i muszę przyznać, że się nie zawiodłam! "Niebo w ogniu" podobnie jak i poprzednik, zapewnił mi kilka godzin, które godnie spędziłam zatopiona w lekturze i zaabsorbowana przygodami dzieci. Seria Emmy Laybourne wciąga i naprawdę nie pozwala na przerwanie czytania. Autorka posługuje się lekkim językiem, widać, że panuje nad akcją i ma na nią pomysł - ku radości czytelnika, zręcznie prowadzi bohaterów przez rozmaite przygody. Przy tej książce śmiejesz się wraz z bohaterami tylko po to, żeby chwilę później razem z nimi umierać ze strachu i obawiać się o swoje życie. Coś niesamowitego!
Fabuła rozwaliła mnie na łopatki, podobnie ma się sprawa zakończenie. "Niebo w ogniu" skończyło się tak niespodziewanie, że nie mogłam uwierzyć, że to już koniec! Sprawdzałam, czy aby na pewno nie skleiły się kartki, zamykałam oczy i zaklinałam rzeczywistość, następnie otwierałam oczęta i z wielką nadzieją sprawdzałam, czy pojawiły się jakieś nowe słowa. Chyba nie nadawałabym się do Hogwartu, ponieważ nic nie wyczarowałam. Niestety...
Mimo niewielkiej objętości (nieco ponad 250 stron), czy naprawdę sądzicie, że nie znalazłam żadnych wad? Niestety nie, choć bardzo bym chciała. Irytowała mnie jedna rzecz. I nie można tego nazwać powtarzalnością fabuły, bo ogólnie cały zamysł był zacny i wyszedł doskonale. Lecz Emmy Laybourne upodobała sobie jedną scenę, którą miała czelność powtarzać przy każdej sposobności. Zrobiła z naszych bohaterów, którzy bądź co bądź są zmuszeni przetrwać w tym brutalnym świecie, dobrych samarytan. Nóż mi się w kieszeni otwierał, kiedy raz po raz czytałam jak dzieci wspaniałomyślnie zatrzymały samochód lub otworzyły bramę sklepu, żeby pomóc zmutowanym ludziom. Parę razy to przebolałam, w końcu dzieci to istoty o miękkich serduszkach, ale nawet one potrafią się szybko uczyć i wyciągać wnioski. Niestety bohaterowie spod pióra Emmy Laybourne tego nie potrafili, co było do bólu irytujące.
Ciężko oceniać każdą personę z osobna, bo każdy bohater jest inny, a wszyscy są równie ważni. Co więcej, Emmy bardziej skupiła się na akcji, aniżeli na kreowaniu osobowości. W tym wypadku mi to nie przeszkadza, a wręcz pasuje do charakteru tej książki. "Niebo w ogniu" jest równie dobre co "Odcięci od świata". Seria, która parę miesięcy temu zapowiadała się niezwykle obiecująco, teraz już zmierza ku końcowi, a ja nie wiem co ze sobą począć. Modlić się, żeby jak najszybciej wydano ostatni tom trylogii, czy może zaklinać, żeby część trzecia tłumaczyła i drukowała się jak najdłużej? Marzę o tym, ażeby poznać zakończenie, a równocześnie nie chcę kończyć przygody z tak świetną serią. No i bądź tu człowieku mądry!
Grupa rozdzieliła się. Część dzieciaków pojechała starym, rozklekotanym autobusem do Denver, z nadzieją, że to właśnie tam zostanie im udzielona pomoc. Lec Dean, Astrid, bliźniaki i Chloe zostali w Greenwayu. Mają nadzieję, że tamci sprowadzą pomoc i uratują ich. Kto wybrał lepiej? Gdzie jest bezpieczniej? Na drodze pełnej trupów i przegniłych samochodów, czy może w markecie, do którego próbują wejść intruzi?
Miałam co do tej lektury ogromne oczekiwania i muszę przyznać, że się nie zawiodłam! "Niebo w ogniu" podobnie jak i poprzednik, zapewnił mi kilka godzin, które godnie spędziłam zatopiona w lekturze i zaabsorbowana przygodami dzieci. Seria Emmy Laybourne wciąga i naprawdę nie pozwala na przerwanie czytania. Autorka posługuje się lekkim językiem, widać, że panuje nad akcją i ma na nią pomysł - ku radości czytelnika, zręcznie prowadzi bohaterów przez rozmaite przygody. Przy tej książce śmiejesz się wraz z bohaterami tylko po to, żeby chwilę później razem z nimi umierać ze strachu i obawiać się o swoje życie. Coś niesamowitego!
Fabuła rozwaliła mnie na łopatki, podobnie ma się sprawa zakończenie. "Niebo w ogniu" skończyło się tak niespodziewanie, że nie mogłam uwierzyć, że to już koniec! Sprawdzałam, czy aby na pewno nie skleiły się kartki, zamykałam oczy i zaklinałam rzeczywistość, następnie otwierałam oczęta i z wielką nadzieją sprawdzałam, czy pojawiły się jakieś nowe słowa. Chyba nie nadawałabym się do Hogwartu, ponieważ nic nie wyczarowałam. Niestety...
Mimo niewielkiej objętości (nieco ponad 250 stron), czy naprawdę sądzicie, że nie znalazłam żadnych wad? Niestety nie, choć bardzo bym chciała. Irytowała mnie jedna rzecz. I nie można tego nazwać powtarzalnością fabuły, bo ogólnie cały zamysł był zacny i wyszedł doskonale. Lecz Emmy Laybourne upodobała sobie jedną scenę, którą miała czelność powtarzać przy każdej sposobności. Zrobiła z naszych bohaterów, którzy bądź co bądź są zmuszeni przetrwać w tym brutalnym świecie, dobrych samarytan. Nóż mi się w kieszeni otwierał, kiedy raz po raz czytałam jak dzieci wspaniałomyślnie zatrzymały samochód lub otworzyły bramę sklepu, żeby pomóc zmutowanym ludziom. Parę razy to przebolałam, w końcu dzieci to istoty o miękkich serduszkach, ale nawet one potrafią się szybko uczyć i wyciągać wnioski. Niestety bohaterowie spod pióra Emmy Laybourne tego nie potrafili, co było do bólu irytujące.
Ciężko oceniać każdą personę z osobna, bo każdy bohater jest inny, a wszyscy są równie ważni. Co więcej, Emmy bardziej skupiła się na akcji, aniżeli na kreowaniu osobowości. W tym wypadku mi to nie przeszkadza, a wręcz pasuje do charakteru tej książki. "Niebo w ogniu" jest równie dobre co "Odcięci od świata". Seria, która parę miesięcy temu zapowiadała się niezwykle obiecująco, teraz już zmierza ku końcowi, a ja nie wiem co ze sobą począć. Modlić się, żeby jak najszybciej wydano ostatni tom trylogii, czy może zaklinać, żeby część trzecia tłumaczyła i drukowała się jak najdłużej? Marzę o tym, ażeby poznać zakończenie, a równocześnie nie chcę kończyć przygody z tak świetną serią. No i bądź tu człowieku mądry!