czwartek, 21 sierpnia 2014

Dubbing zmienia wszystko (Film: "Percy Jackson i morze potworów")















Nie tak dawno temu, bo bodajże w Wielkanoc, miałam wątpliwą przyjemność obejrzeć film "Percy Jackson i złodziej pioruna". Z bólem serca patrzyłam, jak jedna z moich ulubieńszych książek została spłycona oraz spłaszczona. Znienawidziłam reżyserów i aktorów za to, że tak zepsuli tę historię. Lecz wczorajszego wieczoru szukałam czegoś lekkiego i w miarę krótkiego. Przypałętał się drugi tom ekranizacji Percy'ego. Obejrzałam i... zakochałam się.

Fabuły nie będę przytaczać, bo zakładam, że serię Riordana zna każdy szanujący się Czytelnik. Przygody herosa wciągają i nie pozwalają o sobie zapomnieć. A jego przyjaciele, a także istoty inspirowane grecką mitologią z pewnością należą do nietuzinkowych. Jak sam tytuł wskazuje, tym razem Percy musi zmierzyć się z wyprawą przez morze potworów.

Wciąż pozostaję wierna książkowemu pierwowzorowi, lecz faktem jest, że ta ekranizacja trzyma wysoki poziom. Z pewnością widoczny jest jakiś progress w przedstawieniu fabuły, może na moją opinię wpływa fakt, że druga część książki średnio mi się podobała, więc z filmem wiązałam mniejsze nadzieje. Ekranizacja "Morza potworów" była doskonałą rozrywką, przy końcowych napisach czułam niedosyt i z żalem zamykałam okienko z filmem.

Percy urósł i... wyprzystojniał. Nie jest takim alvaro jak Jace z Darów Anioła, czy Four z Niezgodnej. Jest ładny w taki naturalny sposób, co pasuje do tej historii. W przeciwieństwie do "Złodzieja pioruna", "Morze potworów" coś sobą reprezentuje. Historia pokazuje wartość przyjaźni i rodziny, a niektóre sceny były przez to aż wzruszające.

Oczywiście nie zabrakło akcji. "Morze potworów" zostało świetnie nakręcone, pamiętna scena z wyrocznią i taksówką sprawiły, że niezaprzeczalnie polubiłam ten film. Mimo że akurat tę część  inaczej sobie wyobrażałam, jestem usatysfakcjonowana obrazem zaprezentowanym w ekranizacji.

To wszystko z pewnością wpływa na mój pozytywny odbiór filmu. Niezaprzeczalnie "Morze potworów" jest lepsze od poprzedniczki. Lecz nie to stanowi o mojej opinii. Zakochałam się w tym filmie, ponieważ oglądałam wersję oryginalną, więc ominął mnie dubbing. Przez nieco ponad dziewięćdziesiąt minut wsłuchiwałam się w potoczną angielszczyznę. Nareszcie Grover nie miał głosu jak osioł ze Shreka, a Percy nie mówił takim miękkim głosikiem, jakby się, za przeproszeniem, naćpał. Głosy były naturalne, co jedynie potwierdza moją tezę z tytułu posta - dubbing zmienia wszystko. Również jakość filmu.