wtorek, 16 grudnia 2014

"Grim. Dziedzictwo światła" Gesa Schwartz



















Wycieczka do Paryża, czyli twoje marzenie właśnie się spełnia. Przed długim, pełnym wrażeń dniem, pyszna kawa i croissant. A później zwiedzanie, odkrywanie nowych miejsc, obrazów. Paryż wydaje się być stworzonym specjalnie dla ciebie. Zmęczona, acz zadowolona wracasz krętymi uliczkami do hotelu. Dostrzegasz rzeźbę. Gargulec. Stoisz i kompletujesz sposób przedstawienia postaci - ten błysk w oczach, niebywała ekspresja i... efekty ruchowe? Do licha, dlaczego ten Gargulec do ciebie macha?!

Macha ręką, bo jest żywą istotą. Gargulce oraz inne mityczne istoty żyją i bronią ludzkość przed zagładą. Dla większości ludzi są niewidzialne, lecz co poniektórzy, mogą je dostrzec. Dar widzenia ma - między innymi - Mia. Poprzednia przygoda w świecie Gargulców i magii nie zakończyła się najszczęśliwiej. Jak potoczy się kolejna misja? Będzie jeszcze więcej przygód, niebezpieczeństw i walki dobra ze złem.

Kiedy zobaczyłam objętość "Dziedzictwa światła" trochę się zdumiałam. Niemniej z, minimalną obawą, rozpoczęłam lekturę. Dlaczego obawą? Bo pierwszy tom był rewelacyjny, jednakże nie wiele z niego pamiętałam. A to znaczy, że Gesa Schwartz nie potrafi na dłuższą metę zainteresować Czytelnika i sprawić, żeby był prawdziwie zafascynowany światem przedstawionym. Dlatego w przypadku "Dziedzictwa światła" zrobiłam mały eksperyment. Po skończeniu lektury faktycznie, prawie wszystko, było cacy, lecz po dwóch tygodniach, kiedy wreszcie postanowiłam napisać ten tekst, już nie było tak kolorowo. A to znaczy, że moje przypuszczenia się potwierdziły.

Największą bolączką tej serii jest - wcześniej już wspomniana - objętość powieści. "Dziedzictwo światła" ma prawie 700 stron, a moim zdaniem, jest to zdecydowanie za dużo jak na powieść dla młodzieży. Na początku powieść pochłonęła mnie w swój świat, książkę czytałam bez wytchnienia. Jednakże po 500 stronach, przestałam dostrzegać momenty kluczowe i rozwój fabuły. Cała akcja stała się dla mnie jednolita i monotonna - mimo wielu rozgrywających się wydarzeń, pod koniec nie potrafiłam ich "przetrawić", bo byłam już znużona tą historią. Co oczywiście nie zmienia faktu, że "Dziedzictwo światła" jest naprawdę dobrą kontynuacją serii.

Tak jak w poprzednim tomie, najbardziej ujęła mnie kreacja świata przedstawionego. Świat gargulców i innych istot im podobnych, naprawdę mnie zafascynował. Gesa Schwartz jest jedyną znaną mi pisarką, która umieściła takie istoty w swoich powieściach. Tym samym, Autorka wykazała się ogromną wyobraźnią przy kreacji świata przedstawionego. I trzeba to napisać czarno na białym - Gesa Schwartz ma ogromny talent do pisania. Może i ta zdolność wymaga doszlifowania, ale najważniejsze, że jest. I należy to docenić.

Tak naprawdę jedyne co mogę powiedzieć o "Dziedzictwie światła" to to, że książka była naprawdę okej. W trakcie lektury spędziłam z nią rewelacyjne chwile, lecz już po krótkim okresie czasu, szczegóły z lektury całkowicie się zatarły. "Dziedzictwo światła" jest dla tych, którym naprawdę podobał się pierwszy tom cyklu. Lekturą usatysfakcjonowani będą Ci, którzy lubują się w takich opasłych tomiszczach i mają dużo wolnego czasu oraz chęci na tak frapującą rozrywkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz