Motyw miłości silniejszej niż śmierć znany jest już od bardzo dawna. Już starożytni poeci i dramatopisarze kreślili obraz tego niezwyciężonego uczucia. Kreowali niebezpieczne przygody przeplatające się z równie groźnym uczuciem, które zachwycało lub wprawiało w zadumę. I tak mijały kolejne lata, a miłość ciągle w literaturze istniała. Co prawda zmieniała swoją postać, co i rusz była przedstawiana inaczej, czasami jako ta dobra, wartościująca cecha, czasami wręcz przeciwnie. Lecz była. Istniała. I istnieje dalej. Otóż to. Sięgając po twór nazywany 'współczesną literaturą' jest prawie w stu procentach pewne, że w książce znajdzie się wątek romantyczny. Jeżeli jest on subtelny, magiczny, niepowtarzalny- nie mam nic przeciwko. Gorzej, gdy mamy do czynienia z ckliwością, ba! wręcz głupotą. No i trójkątem miłosnym do kolekcji. Taki zestaw sprawia, że załamuję ręce, złorzeczę i przeklinam. I już sama nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać.
Dez i Kale- para, która razem przeszła wiele. Zdecydowanie zbyt wiele. Zasługują na szczęście, a przede wszystkim spokój, więc kiedy wszystko zmierzało ku lepszemu młodzi odetchnęli z ulgą. Lecz nagle wszystko znowu zaczęło się komplikować. Dar Kale'a, czyli śmiertelny dotyk na który odporna była tylko Dez wzmocnił się jeszcze bardziej lub... z dziewczyną coś się dzieje. Jakkolwiek na sprawę nie patrzeć Dez nie może dotykać Kale'a. A jaka to jest miłość bez dotyku? Marna, oj marna. Prawie tak marna jak ta kontynuacja.