piątek, 28 listopada 2014

"Czerwona Atlantyda. Upadek komunizmu w Europie Wschodniej" Luigi Geninazzi
















Jedni chcą wymazać ten okres z pamięci. Inni z uśmiechem na twarzy wspominają... jak to się stało w kolejkach, jak to się strajkowało i jak to się kartki na cukier miało. Jeszcze inni nie mieli tej szansy, ażeby doświadczyć tej epoki  na własnej skórze. Ja - dziecko kapitalizmu - wychowana na amerykańskich bajkach, gerberkach i zestawie Happy Meal. Sięgam po książkę o komunizmie, o wydarzeniach, które ukształtowały byt Europy Wschodniej i nadały światopogląd jej mieszkańcom.

Jaki komunizm był, każdy wie.  Pozwólcie, że nie będę się doktoryzować, gdyż nie mam do tego odpowiednich kompetencji, wspomnień również mi brakuje. Faktem jest, że wprost przepadam za tą epoką historyczną. Dlatego widząc w zapowiedziach publikację włoskiego dziennikarza o komunizmie - nie tylko w Polsce, lecz w całej Europie Wschodniej - postanowiłam poszerzyć swoją wiedzę i zasięgnąć jej z obiektywnego źródła.

Bo umówmy się - Polacy mają skłonności do przesady. Solidarność z pewnością jest organizacją wartą uwagi, szacunku i pamięci. Lecz nie jest to ugrupowanie rodem monarchii despotycznej w starożytnym Egipcie. Solidarność nigdy nie była upersonifikowanym Bogiem. A poprzez szereg epitetów wywyższających Wałęsę czasami można odnieść takie wrażenie. Polakom wydaje się, że mają najgorzej, ich swobody są ograniczane najbardziej na świecie, a świat jest głuchy na ich krzywdy. Tymczasem inne kraje bloku socjalistycznego również cierpiały. Często znacznie bardziej aniżeli moi rodacy. Między innymi dlatego sięgnęłam po publikację Geninazziego z - jak zwykle - słusznym przekonaniem, że będzie to kawałek naprawdę dobrej literatury.

"Czerwona Atlantyda" nie jest suchą historyczną publikacją. To wciągająca opowieść, napisana dynamicznym i barwnym językiem. To wyjątkowe opisy, sytuacje i procesy, które - po pełnym zrozumieniu - szokują i fascynują. Geninazziemu udało się to, co osiągają tylko najlepsi. Wszystkie wydarzenia połączył w taki sposób, że powstał widoczny ciąg przyczynowo skutkowy. Autor nie tylko koncentruje się na latach 80. Powraca także do zagadnień z poprzednich lat, przez co Czytelnik otrzymuje pełen obraz socjalistycznej Europy Wschodniej. Jako włoski korespondent, autor uczestniczył w opisywanych wydarzeń, a jego fascynacja losami tych krajów jest wyczuwalna na każdej stronie. "Czerwona Atlantyda" ma w sobie taki delikatny posmak subiektywizmu, co dodaje tej książce dobrego samku.

Luigio Geninazzi pogrupował wszystkie zagadnienia i stworzył prawdziwą kopalnię historycznych faktów. Wyraźnie podkreśla o tezę o zapoczątkowaniu przez Polskę ruchów wyzwoleńczych, lecz skupia się także na innych państwach - NRD, Czechosłowacji, Rumunii i samym ZSRR. A to jest wspaniałe. Historia jest taką nauką, w której nie da się wiedzieć tylko połowy, bo to tak, jakby się miało tylko pół twarzy. Żeby być w pełni świadomym procesów i wydarzeń, trzeba znać kontekst międzynarodowy, przyczyny, skutki i masę innych informacji. Z historii trzeba stworzyć historię. I właśnie to robi Geninazzi - na nowo odtwarza upadek komunizmu, przedstawia pełny obraz tego zagadnienia, tworzy publikację, która daje kompleksowy zakres wiedzy na omawiany temat.

"Czerwona Atlantyda" to jedna z lepszych, o ile nie najlepsza, publikacja historyczna, jaką do tej pory czytałam. Porusza ten dział historii, którą każdy Polak i Europejczyk powinien znać. Autor przedstawił temat po mistrzowsku - barwnie, dynamicznie i ciekawie. Każde słowo pochłaniałam z ekscytacją, nawet statystyki (których było naprawdę niewiele) mnie interesowały. Publikacje historyczne są niezaprzeczalnie rewelacyjną alternatywą dla podręcznika od historii. "Czerwona Atlantyda" zwłaszcza! 

W trakcie pisania tego tekstu podjadałam pomarańcze. Kiedyś symbol kapitalistycznego zachodu, teraz kolejny egzotyczny, modyfikowany genetycznie, owoc. I piłam herbatę, którą też było trudno dostać. Koło mnie amerykański plecak, na klamce powieszona włoska torebka. Ot, takie moje kapitalistyczne kaprysy. A jutro pewnie pójdę na zakupy i znowu zobaczę widok, do którego tak przywykłam. Półki, na których pełno towarów i ludzie, którzy już tego dobrobytu nie potrafią uszanować. Bo 25 lat to dość sporo czasu, żeby wyprzeć z pamięci to, co minęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz