środa, 10 września 2014

"Pozory mylą" Sara Shepard

















Cykl "The Lying Game" wciąż ustępuje popularnością serii "Pretty litlle liars", choć przewaga drugiego zestawu maleje.  Oba komplety napisała Sara Shepard, więc wprawiony Czytelnik może przypuszczać, że w obu cyklach znajdziemy podobne motywy. I słusznie. Bo "Pretty little liars" i "The lying game" wcale się od siebie mocno nie różnią, a z każdym kolejnym tomem TLG, różnice zacierają się coraz bardziej.

 Emma i Sutton są bliźniaczkami, które w pierwszych dniach życia zostały rozdzielone. Sutton trafiła do bogatej rodziny, przez co stała się zimną, wyzutą  z emocji trendsetterką, Emma, natomiast, nie miała w życiu łatwo, rodziny zastępcze zmieniała tak często jak rękawiczki - chociaż może to porównanie nie jest zbyt adekwatne, bo Emma na dolarach nie spała, a każdego centa wydawała z głową, więc raczej nie za często zmieniała ten rodzaj okrycia wierzchniego.

To był taki malutki off-topic, teraz pragnę przedstawić Wam fabułę tomu trzeciego. Śledztwo i sabotaż trwają. Sutton wciąż jest zawieszona pomiędzy wymiarami i jako trup, a także wszechwiedzący - częściowy - narrator, przypatruje się życiu Emmy, która udaje Sutton. Wydarzeniem przełomowym w tej lekturze, jest przybycie Thayera do Tuscon. Emma podejrzewa, że zaginionego chłopaka coś łączyło z zamordowaną siostrą. Ale co? Czy brat, jednej z najlepszych przyjaciółek Sutton, mógł zamordować królową lodu?

 "Pozory mylą". W niewielkim stopniu, ten tytuł stanowi metaforyczne ujęcie treści przedstawionej w książce. Głównie, jednak, tytuł jest idealnym opisem moich odczuć po skończonej lekturze. Bo po fenomenalnym "Nigdy przenigdy", liczyłam na lekturę wartką, intrygującą i emocjonującą. Opis zapowiadał dużo wrażeń, okładka mnie zachwyciła, a strony pachniały farbą drukarską. Ach, jaka ja była pozytywnie nastawiona. Jak widać, pozory mylą. I to bardzo.

Niewiele się w tym tomie dzieje. Na dwustu dziewięćdziesięciu stroniczkach wypełnionych literkami, można zaobserwować pewną schematyczność. Powieść jest jedynie powieleniem poprzednich tomów i oprócz sprawy Thayera, nie pojawia się tu nic nowego - dalej mamy przebłyski wspomnień i komentarze Sutton, kłótnie Emmy (aka Sutton) z siostrą, relację z Ethanem i towarzyską grę (kłamstw i nie tylko). Taki układ nie przeszkadzał mi wcześniej, bo dwa poprzednie tomy traktowałam jako wprowadzenie do serii, ale w przypadku trzeciej części liczyłam na trochę więcej akcji.

Sara Shepard, owszem, posługuje się lekkim i plastycznym językiem, a książki jej autorstwa czyta się w tempie ekspresowym. Lecz Autorka wypracowała swój schemat, którego uczepiła się, niczym topielec deski ratunkowej. Mianowicie w każdym tomie mamy nowego podejrzanego, który przez całą książkę uznawany jest za głównego winowajcę. W kilku ostatnich rozdziałach ma miejsce wydarzenie, które zmienia ten stan i odciąża z podejrzeń potencjalnego sprawcę. I tak w kółko - w Pretty little liars, we wszystkim tomach The lying game. Ileż można?! Co więcej, "Pozory mylą" do bólu przypominają mi drugi tom Słodkich kłamstewek. Tam, do miasteczka wrócił typ spod ciemnej gwiazdy o imieniu Toby, a tutaj wielki come back zrobił Thayer, który także nie cieszył się dobrą sławą. Przypadek? Nie sądzę.

"Pozory mylą" to najsłabszy tom serii. Ich schematyczność, ziejąca z kartek nuda oraz podobieństwo do drugiego tomu z serii Pretty little liars sprawiły, że w moich oczach ta część wypada nadzwyczaj słabo. Mimo wszystko, mam w planach lekturę czwartego tomu, który miał swoją premierę dzisiaj. Bo książki Sary Shepard właśnie takie są - można je hejtować, można na nie narzekać, a nie można zakończyć definitywnie przygody z serią bez przeczytania ostatniego słowa epilogu w ostatnim tomie serii!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz