wtorek, 30 września 2014

"Dziewczę z sadu" Lucy Maud Montgomery















Spotkania z klasyką zazwyczaj zaliczam do udanych i wartościowych meetingów. Za każdym razem, kiedy sięgam po powieść napisaną XXX lat temu, czuję tę wyjątkową magię oraz czar historii. Co dziwne, dotyczy to tylko zagranicznych, a właściwie anglojęzycznych twórców. Z polską klasyką jakoś mi nie po drodze, a i po co mam się do niej przekonywać, skoro zagraniczni autorzy pisali, a wydawnictwa podtykają mi pod nos, tak piękne i ponadczasowe lektury, które darzę miłością już od pierwszego słowa?

Lucy Maud Montgomery kojarzona jest przede wszystkim z serią o Ani. I nikogo chyba to nie dziwi, bo cykl o rudowłosej dziewczynce wciąż żyje w sercach dziewcząt i kobiet na całym świecie. Lecz dorobek pisarski Kanadyjki nie jest aż tak ubogi - napisała kilka innych książek, które już nie są aż tak doceniane. A szkoda, bo przykładowo "Dziewczę z sadu" jest historią piękną, uroczą, delikatną i ponadczasową.

Za co cenię sobie klasykę? Między innymi za sposób przedstawienia miłości, uczucia rodzącego się pomiędzy bohaterami. "Dziewczę z sadu" opowiada historię Erica Marshalla, który - w zastępstwie za swojego kolegę - podejmuje stanowisko nauczyciela w małej szkółce wiejskiej na Wyspie Księcia Edwarda. Przechadzając się po okolicy, w starym sadzie spotyka piękność, która to - speszona - od razu ucieka na widok mężczyzny. Owa piękność na imię ma Kilmeny, choruje na dziwną przypadłość, a jej przeszłość skrywa mroczne tajemnice.

Sad, którego zieleń drzew chroni przed ostrym słońcem, zapach owoców pobudza zmysły, a bzyczenie owadów wprowadza sielski klimat. Podobną atmosferę prezentuje "Dziewczę w sadzie". Książką jestem zachwycona i zauroczona - już dawno żadna lektura tak bardzo mnie nie zaabsorbowała. Montgomery miała pomysł na tę historię, a każdy element jest idealnym puzzlem w tej romantycznej układance. Sprawia to, że czytanie lektury było dla mnie przyjemnością i bardzo odprężającym zadaniem.

Ta zaledwie dwustustronicowa  książeczka prezentuje piękną i ponadczasową historię. Lucy Maud Montgomery ukazuje miłość, niczym porcelanowy dzbanuszek, który w każdej chwili może zostać stłuczony. Ach, jakże mi się to spodobało. W erze New Adult, gdzie miłość coraz częściej utożsamiana jest jedynie z szaleńczym seksem, delikatne uczucie jest miłą i kształcącą odmianą. Historia Erica i Kilmey, mimo swojej przewidywalności, poruszyła moje serce i przypadła mi do gustu.

Jak przed chwilą wspominałam - historia jest nieco przewidywalna. Lecz taki jest styl lektur z tamtych czasów, a i niewielki format powieści nie daje pola do popisów. Kilkukrotnie miałam zastrzeżenia co do kreacji bohaterów i rozwoju fabuły, lecz wszelkie wątpliwości znikały, kiedy delektowałam się tym pięknym językiem i niesamowicie silnym uczuciem pomiędzy dwójką bohaterów.

Bo wiecie - w erze, kiedy pisarzy jest więcej, aniżeli czytelników - różne kfiatki pojawiają się na naszym rynku wydawniczym. Znacznie bezpieczniejszym wyborem jest klasyka - książki, które pisane były przez wykształconych ludzi z pasją; książki, które ukazują ponadczasowe wartości; książki, dzięki którym postrzegasz świat inaczej. "Dziewczę z sadu" z całą swoją delikatnością i romantyzmem, z pewnością jest bezpiecznym oraz szalenie dobrym wyborem. Z całego serca polecam Wam tę lekturę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz