niedziela, 25 sierpnia 2013

"Password" Mirjam Mous

Password- kto zna choć trochę język angielski, wie iż słowo to w języku polskim znaczy tyle co hasło. To krótkie słowo chroni nasze telefony komórkowe, dostęp do sieci wi-fi, czy chociażby kartę kredytową. To krótkie słowo, można by rzec, chroni naszą tożsamość przed złodziejami, którzy tylko czekają, ażeby rozpocząć korzystanie z naszego dobrobytu.  Takie krótkie słowo, definiuje coś tak ważnego. Zapamiętaj to sobie na przyszłość, drogi Czytelniku. W niektórych sytuacjach hasło ma wręcz zbawienną moc.

Ludzie otyli praktycznie zawsze mają pod górkę. Na ludzi z nadwagą patrzy się gorzej. Takie osoby często mają kłopot z nawiązywaniem znajomości, a przez to, że są ośmieszane i wyśmiewane zamykają się w sobie i tracą kontakt ze środowiskiem. Owy opis dotyczy naszego głównego bohatera- Micka- jak to niektórzy zwykli na niego mówić- grubaska.  Jest on wyśmiewany, poniżany, gorzej traktowany. Do czasu. Do czasu aż w szkole pojawia się nowy uczeń wysiadający z limuzyny, ubrany w najdroższe ciuchy. Dziwnym trafem chłopcy znajdują wspólny język i… stają  się najlepszymi przyjaciółmi!  I nagle życie staje się piękniejsze, jakby nabrało kolorów. Już nikt Mick’owi nie dokucza, nikt się z niego nie wyśmiewa, wręcz zyskał szacunek w oczach swoich rówieśników, że zadaje się z takim bogaczem. Lecz bogacz, któremu na imię jest Jerro pewnego dnia mdleje, a kiedy wychodzi ze szpitala już nie jest tym samym chłopcem. Co może pomóc? Hasło, oczywiście!


Mirjam Mous urodziła się w 1963 roku w Made w Holandii. Zanim zawodowo zajęła się pisarstwem, pracowała jako nauczycielka w szkole specjalnej. Pisze książki dla dzieci i młodzieży. Jest znana i ceniona szczególnie za fenomenalne, trzymające w napięciu thrillery.

„Boy 7”, czyli poprzednia powieść autorki była magiczna, przejmująca, zapierająca dech w piersiach, po prostu wspaniała! Zresztą ocena 10/10, którą książce wystawiłam mówi sama za siebie. Po przeczytaniu tak niezwykłej książki miałam ochotę na więcej, więcej fenomenalnej prozy tej niezwykle utalentowanej Holenderki. Lecz ‘więcej’ nie równa się ‘takiej samej’. Więcej w moim mniemaniu oznacza stworzenie równie świetnej książki o innej tematyce, z zupełnie innymi elementami. Jaki widać, mamy tu rozbieżność zdań, bo Pani Mirjam chyba uważa inaczej. Dla Szanownej Pani Mirjam moje ‘więcej’ oznacza, stworzenie książki niby innej, lecz do bólu przypominającej „Boy’a 7” . Tak, tak.. Moja niezwykle utalentowana Holenderka okazała się niezwykle dobra w marketingowych sprawach. Bo skoro pierwsza książka dobrze się sprzedała to idźmy na całość! Stwórzmy kolejną powieść z niewiele różniącymi się elementami! I jeszcze przy okazji pobawmy się w trolla i nabierzmy potencjalnego Czytelnika, że ta powieść jest zupełnie inna! No po prostu pogratulować…  Tak właśnie. Jak już się pewnie domyśliłeś, drogi Czytelniku, „Password” ma w sobie całą masę elementów z poprzedniej książki, co w ogóle mi się nie podoba. Bo ile można w kółko o tym samym?

Kolejną wadą będzie główny bohater. Tak, tak – dobrze widzicie. Wadą. Bo dzisiaj będzie praktycznie o samych wadach, inaczej się niestety nie dało. Choć musicie wiedzieć, że strasznie z tego powodu jest mi przykro.  Wracając jednak do głównego bohatera to w głowie kłębi mi się tylko jedna myśl- what the fuck?! Jakim cudem TAKA autorka mogła wykreować tak gównianego bohatera? Just tell me why, tell me why… A co z tym Mickiem było takiego złego? Wszystko, kochany czytelniku, wszystko! Po pierwsze zachowywał się jak dzidzia. Czy widzieliście kiedyś piętnastoletniego chłopaka, który co i rusz płacze? Tfu, co ja piszę! Czy widzieliście kiedyś piętnastoletniego chłopaka, który co i rusz RYCZY? No właśnie. Odpowiedź jest prosta- nie. Ja tez nie widziałam, więc jak chcecie zobaczyć taki wybryk natury to polecam „Password”…

Następny mankament to brak porządku chronologicznego. Skaczemy po czasie wydarzeń jakby ten był trampoliną i chociaż nie dało się pogubić to mi ten brak kolejności przeszkadzał. Co więcej opis książki zdradza zbyt dużo. Niepotrzebnie została tu wplątana postać Stefana, bo o ile bez tego chłopaka w opisie intryga mogła być ciekawa, o tyle z nim akcja jest już przewidywalna do bólu. Na szczęście nie wszystko jest tak proste  jak mi się wydawało dzięki czemu druga połowa powieści była nawet interesująca.


„Password” to pasmo niepowodzeń i rozczarowań. Tak podsumowując, reasumując jeżeli książkę napisałby ktoś inny mogłabym ocenić ją dość pozytywnie, lecz po mojej mistrzyni Mirjam Mous takie chłamu nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Jeżeli już ktoś się na tę książkę uparł to zalecam przeczytanie w odwrotnej kolejności- najpierw Password, później Boy 7.  Ja czuję się rozczarowana, oszukana i ogólnie kotłują się we mnie same sprzeczne odczucia. Bo ta recenzja nie miała tak wyglądać, ta recenzja miała być pozytywna, miała się skończyć słowami: „Mirjam Mous jesteś moją mistrzynią!”. Ale tak się nie skończy, bo ciężko patrzeć na autorkę przez pryzmat tylko jednej książki skoro druga jest tak słaba, taka nie w stylu Mirjam…

MOJA OCENA:
3/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Dreams!