Password- kto zna choć trochę język angielski, wie iż słowo
to w języku polskim znaczy tyle co hasło. To krótkie słowo chroni nasze
telefony komórkowe, dostęp do sieci wi-fi, czy chociażby kartę kredytową. To
krótkie słowo, można by rzec, chroni naszą tożsamość przed złodziejami, którzy
tylko czekają, ażeby rozpocząć korzystanie z naszego dobrobytu. Takie krótkie słowo, definiuje coś tak
ważnego. Zapamiętaj to sobie na przyszłość, drogi Czytelniku. W niektórych
sytuacjach hasło ma wręcz zbawienną moc.
Ludzie otyli praktycznie zawsze mają pod górkę. Na ludzi z
nadwagą patrzy się gorzej. Takie osoby często mają kłopot z nawiązywaniem
znajomości, a przez to, że są ośmieszane i wyśmiewane zamykają się w sobie i tracą
kontakt ze środowiskiem. Owy opis dotyczy naszego głównego bohatera- Micka- jak
to niektórzy zwykli na niego mówić- grubaska.
Jest on wyśmiewany, poniżany, gorzej traktowany. Do czasu. Do czasu aż w
szkole pojawia się nowy uczeń wysiadający z limuzyny, ubrany w najdroższe
ciuchy. Dziwnym trafem chłopcy znajdują wspólny język i… stają się najlepszymi przyjaciółmi! I nagle życie staje się piękniejsze, jakby
nabrało kolorów. Już nikt Mick’owi nie dokucza, nikt się z niego nie wyśmiewa,
wręcz zyskał szacunek w oczach swoich rówieśników, że zadaje się z takim
bogaczem. Lecz bogacz, któremu na imię jest Jerro pewnego dnia mdleje, a kiedy
wychodzi ze szpitala już nie jest tym samym chłopcem. Co może pomóc? Hasło,
oczywiście!
Mirjam
Mous urodziła się w 1963 roku w Made w Holandii. Zanim zawodowo zajęła się
pisarstwem, pracowała jako nauczycielka w szkole specjalnej. Pisze książki dla
dzieci i młodzieży. Jest znana i ceniona szczególnie za fenomenalne, trzymające
w napięciu thrillery.
„Boy
7”, czyli poprzednia powieść autorki była magiczna, przejmująca, zapierająca
dech w piersiach, po prostu wspaniała! Zresztą ocena 10/10, którą książce
wystawiłam mówi sama za siebie. Po przeczytaniu tak niezwykłej książki miałam
ochotę na więcej, więcej fenomenalnej prozy tej niezwykle utalentowanej
Holenderki. Lecz ‘więcej’ nie równa się ‘takiej samej’. Więcej w moim mniemaniu
oznacza stworzenie równie świetnej książki o innej tematyce, z zupełnie innymi
elementami. Jaki widać, mamy tu rozbieżność zdań, bo Pani Mirjam chyba uważa
inaczej. Dla Szanownej Pani Mirjam moje ‘więcej’ oznacza, stworzenie książki
niby innej, lecz do bólu przypominającej „Boy’a 7” . Tak, tak.. Moja niezwykle utalentowana
Holenderka okazała się niezwykle dobra w marketingowych sprawach. Bo skoro
pierwsza książka dobrze się sprzedała to idźmy na całość! Stwórzmy kolejną
powieść z niewiele różniącymi się elementami! I jeszcze przy okazji pobawmy się
w trolla i nabierzmy potencjalnego Czytelnika, że ta powieść jest zupełnie
inna! No po prostu pogratulować… Tak
właśnie. Jak już się pewnie domyśliłeś, drogi Czytelniku, „Password” ma w sobie
całą masę elementów z poprzedniej książki, co w ogóle mi się nie podoba. Bo ile
można w kółko o tym samym?
Kolejną
wadą będzie główny bohater. Tak, tak – dobrze widzicie. Wadą. Bo dzisiaj będzie
praktycznie o samych wadach, inaczej się niestety nie dało. Choć musicie
wiedzieć, że strasznie z tego powodu jest mi przykro. Wracając jednak do głównego bohatera to w
głowie kłębi mi się tylko jedna myśl- what the fuck?! Jakim cudem TAKA autorka
mogła wykreować tak gównianego bohatera? Just tell me why, tell me why… A co z tym
Mickiem było takiego złego? Wszystko, kochany czytelniku, wszystko! Po pierwsze
zachowywał się jak dzidzia. Czy widzieliście kiedyś piętnastoletniego chłopaka,
który co i rusz płacze? Tfu, co ja piszę! Czy widzieliście kiedyś piętnastoletniego
chłopaka, który co i rusz RYCZY? No właśnie. Odpowiedź jest prosta- nie. Ja tez
nie widziałam, więc jak chcecie zobaczyć taki wybryk natury to polecam „Password”…
Następny
mankament to brak porządku chronologicznego. Skaczemy po czasie wydarzeń jakby ten
był trampoliną i chociaż nie dało się pogubić to mi ten brak kolejności
przeszkadzał. Co więcej opis książki zdradza zbyt dużo. Niepotrzebnie została
tu wplątana postać Stefana, bo o ile bez tego chłopaka w opisie intryga mogła
być ciekawa, o tyle z nim akcja jest już przewidywalna do bólu. Na szczęście
nie wszystko jest tak proste jak mi się
wydawało dzięki czemu druga połowa powieści była nawet interesująca.
„Password”
to pasmo niepowodzeń i rozczarowań. Tak podsumowując, reasumując jeżeli książkę
napisałby ktoś inny mogłabym ocenić ją dość pozytywnie, lecz po mojej mistrzyni
Mirjam Mous takie chłamu nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Jeżeli już ktoś
się na tę książkę uparł to zalecam przeczytanie w odwrotnej kolejności- najpierw
Password, później Boy 7. Ja czuję się
rozczarowana, oszukana i ogólnie kotłują się we mnie same sprzeczne odczucia.
Bo ta recenzja nie miała tak wyglądać, ta recenzja miała być pozytywna, miała
się skończyć słowami: „Mirjam Mous jesteś moją mistrzynią!”. Ale tak się nie
skończy, bo ciężko patrzeć na autorkę przez pryzmat tylko jednej książki skoro
druga jest tak słaba, taka nie w stylu Mirjam…
MOJA OCENA:
3/10
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Dreams!
