"Kocham ciebie, choć mnie zabijasz, lecz czy mogę wybaczyć ci to, że zabijasz siebie?"
Czy nie męczy cię czasami, drogi Czytelniku, pośpiech i hałaśliwość miasta? Tłumy ludzi na ulicy, w autobusie, w galerii handlowej. Korki na drodze, kolejki w sklepach. Dostęp do wszystkiego, niby cały świat na wyciągnięcie ręki, niby zawsze wśród ludzi. A jednak czujesz się samotny, inny wykluczony. Marzysz o spokoju, chwili wytchnienia na świeżym powietrzu. Więc wychodzisz do parku, oddychasz głęboko, a w Twoim nosie pojawia się mieszanina spalin, dymów opałowych i innego brudu. Kichasz i kaszlesz, lecz ta zaraza nie chce z ciebie wyleźć. Jesteś naznaczony. Miastem, wysoko rozwiniętą cywilizacją i samym sobą uwięzionym wśród ludzi. Ach, jakbyś chciał... choć na chwilę, choć na sekundkę, znaleźć się gdzieś daleko, daleko stąd. Może by tak na pagórkach porośniętych pięknym, fioletowym wrzoścem? Rozważ tą opcję, kochany Czytelniku. Słoneczko oświetlające twoją twarz, bezchmurne niebo, zero ludzi. Tylko ty i te urocze, jakże cieszące wzrok roślinki. Ha. Dobre. Przecież od problemów nie da się uciec. Dopadną cię wszędzie. Nawet na tym fioletowym, porośniętym wrzosem końcu świata.
Wuthering Heights. Wichrowe Wzgórza. Ach jak to dumnie brzmi! I tak też wygląda. Uroczy domek, położony na przepięknych wrzosowiskach. Szanowana rodzina z tradycjami, która zamieszkuje te 4 ściany i tworzy wspólnotę. Kochająca się familia, która świata poza sobą nie widzi. Ojciec trochę podróżuje. No popatrz- teraz akurat jest w Liverpool'u, ale lada dzień wróci. Mijają dwie doby, tatuś puka do drzwi. Na rękach trzyma dziwne zawiniątko. Dziecko. Intruz. Obcy, którego mamy traktować jak brata. Dobre sobie. Przecież mały cygan nie jest nam równy, więc czemu mamy go szanować? Ale ja, w przeciwieństwie do mojego brata- Hidley'a- lubię Heathcliffa. Nazywam się Catherine. I sporo namieszam w historii mego zacnego rodu. Ale czego się nie robi dla miłości silniejszej niż śmierć...
O "Wichrowych wzgórzach" było głośno od zawsze. Od początku kontrowersyjna, oburzająca, lecz jakże prawdziwa powieść. Ta książka od wielu pokoleń towarzyszy Czytelnikom na całym świecie. A ja zdecydowałam się po nią sięgnąć dopiero teraz. Nie mam zamiaru się tłumaczyć, ale dopiero od jakiegoś czasu sięgam po klasykę. Do takich powieści trzeba dorosnąć, delektować się nimi na spokojnie, w zaciszu domowym z kubkiem herbaty w ręce. Nie są to książki do autobusu, samochodu, czy pociągu. Nie nadają się również do czytania pod szkolną ławką lub na ważnym wykładzie. Jak widzicie klasyka to klasyka- po prostu trzeba ją czytać, lecz musimy znaleźć odpowiedni moment. Ja takowy znalazłam. Co prawda, dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale, czyż nie? Zdecydowałam się na nowe tłumaczenie Pana Piotra Grzesika. Czytając tył okładki jesteśmy zapewniani, że "Wichrowe wzgórza" w tym przekładzie są bardziej rzeczywiste, pełne grubiańskiego języka i nietypowego humoru. Brzmi ciekawie, zgadza się?
Ta książka mnie po prostu zaskoczyła- jak się pewnie domyślacie pozytywnie. Oniemiała z zachwytu co i rusz przecierałam oczy ze zdumienia i zbierałam swoją szczękę z podłogi. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Byłam święcie przekonana, że jest to lekko nudnawa , a przede wszystkim do bólu ckliwa opowiastka dla kobiet. Proszę Państwa, cóż za zaskoczenie! Zero nudy, już nie mówiąc o ckliwości, która w "Wichrowych wzgórzach" osiągnęła poziom: minus nieskończoność. Brutalności jest tu tyle co w powieściach Andrews- chyba odkryłam na kim wzorowała się autorka "Kwiatów na poddaszu". Emily Bronte prezentuje życie w czystej, najokropniejszej postaci. Niczym wzgórza, które są tak często tutaj przywoływane, raz jesteśmy na górze, raz na dole; raz miewamy chwile lepsze, innym razem gorsze. "Wichrowe wzgórza" pokazują oblicze człowieka złego i wiecznie potępionego. Uświadamiają Czytelnikowi, że psychika człowieka kształtuje się od najmłodszych lat. I to wcale nie wykształcenie, czy wyjście za bogacza sprawia, jakim człowiekiem będziemy. Nie, nie- to dziecięce lata, zabawy z rówieśnikami i pierwsze miłostki kształtują nasz charakter i osobowość. I to Bronte nam przekazuje. W sposób bezapelacyjnie mistrzowski kreśliła przed Czytelnikiem obraz brytyjskiej prowincji zagubionej wśród gór, zapomnianej przez cywilizację. I ludzi, którzy tam żyją i walczą z problemami. A Pan Grzesik jeszcze raz to przetłumaczył- i chwała mu za to, zadanie wykonał perfekcyjnie. Mowa brytyjskich parobków i niewykształconych osób? Niezastąpiona, dodające charakterku lekturze.
Pozwólcie, że w tej recenzji oszczędzę sobie opisu akcji, czy bohaterów. Oba elementy były świetne, choć kreacja osób występujących w utworze Bronte w minimalnym stopniu przesadzona. Postaci miały skomplikowany charakter- bynajmniej takie odniosłam wrażenie. Lecz jest to spowodowane tym, że śledziliśmy całe ich żywota, a nie tylko pojedyncze epizody. Poza tą przesadną wyrazistością czytadło to jest wprost idealne. Ambitne, życiowe, wzruszające i głębokie. "Wichrowe wzgórza" trzeba poznać. Przeczytać ze zrozumieniem, zastanowić się nad treścią i zinterpretować ją na swój własny, jedyny w swoim rodzaju sposób. Ja polecam- tak jak miliardy innych czytelników. Jeszcze nigdy klasyska nie była tak wzruszająca i emocjonująca!
MOJA OCENA:
9/10
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu MG !
