„-Człowiek uczciwy nie ma tajemnic”
Mając lat naście lub więcej, nie
wierzymy w potwory. Już dawno temu, opowiastki o strasznych stworach przestały
wywoływać gęsią skórkę i szczękanie zębów. Lecz zatrzymajmy się na chwilę i
wróćmy do czasów, kiedy to straszne historie w naszym skromnym mniemaniu
zawierały domieszkę prawdy. O potworach
dowiadywałeś się poprzez koleżankę na dziecięcym pidżama – party, czytając
horror, który ukradłeś z biblioteczki starszego rodzeństwa lub przez film, który
podglądałeś, chowając się za drzwiami. Każdy z nas z pewnością zna losy
Frankensteina, Draculi, czy potwora z Loch Ness. O potworach traktowały już
starożytne legendy, krążące od jednego mieszkańca do drugiego. Spisane
przetrwały wieki i doczekały się zekranizowania. Dla wielu pisarzy takowe
historie były inspiracją i podstawą do napisania własnej książki. I tak potwory
dwoją nam się i troją, rozwijają się w głowach czytelników i przyprawiają
zwykłych zjadaczy chleba o nocne koszmary.
A przecież ktoś te wszystkie stwory musi zbadać, skatalogować i opisać!
I właśnie tym zajmuje się monstrumolog, inaczej zwany badaczem potworów.
W domu opieki społecznej umiera
podopieczny. Phi, normalna sytuacja – tak powiedziałby każdy. Ale zapewniam Wam
sytuacja nie wydaje się być taka klarowna. Will James Henry parę lat temu
został znaleziony w rynsztoku, stwierdzono u niego demencję. Sam zainteresowany
nic o sobie nie mówił, oprócz… imienia i nazwiska oraz daty urodzenia – 1876
rok! Z tego wynikałoby, że starzec żył ponad sto trzydzieści lat.
Niedopuszczalne. Jedyną spuścizną, jaką pozostawił po sobie Henry były
pamiętniki. Fikcja literacka, a może dzienniki oparte na faktach? Zadaniem pewnego naukowca jest
przeanalizowanie treści i wskazanie odpowiedzi na powyższe pytanie. Przenieśmy
się do New Jerusalem, wiek XIX monstrumolog, jego dwunastoletni asystent i
potwory!
„Czasem kłamstwo rodzi się z konieczności, nie z głupoty.”
Rick Yancey kojarzony jest z
książką „Piąta fala”, która parę miesięcy temu miała premierę w Polsce i
została bardzo ciepło przyjęta przez moich krajanów. Naczytałam się wielu
pozytywnych recenzji, sam opis też mnie zaintrygował, a mimo to, jeszcze nie
miałam czasu zapoznać się z tym czytadłem. Z przekonaniem, że autor posługuje się podobnym stylem w
każdej ze swoich książek, sięgnęłam po „Badacza potworów”. Zanim zacznę
rozważania, muszę przyznać, że pod żadnym pozorem nie żałuję swojej decyzji!
Walentynki – wszędzie dookoła parki i pareczki, każdy w klimacie miłości. Fuj,
fuj. Jestem miłośniczką wszelkich romansów, młodzieżówek traktujących o
miłości, ale ludzie, ileż można? Ten „uroczy” klimat wokół mnie sprawił, że na
widok romansów na mojej półce dostawałam torsji. Doszłam do wniosku, że jako chodzące
zaprzeczenie normalności w walentynkowy wieczór sięgnę po pełnokrwisty i do
bólu odrażający horror dla młodzieży. Właśnie tak! Po raz kolejny, okazałam się
nieomylna w swoim wyborze. Zapominając o miłości i innych głupotkach
przeniosłam się do świata, który po prostu mnie wciągnął. Bo napisać, że
zachwycił, byłoby bardzo nietaktownie.
Porównanie do Kinga wydawało mi
się naciągane i żałośnie śmieszne. Ale mieli rację. Po raz pierwszy, bodajże,
rekomendacja okazała się prawdziwa i odzwierciedlająca rzeczywistość! W jakiejś
angielskiej recenzji „Badacza potworów” przeczytałam, że niektóre sceny są tak
straszne i odwracające, że jedzenie wraca nam do gardła i chce wydostać się
inną drogą, aniżeli powinno. Śmiałam się wtedy, bo to przecież jest tylko
książka, tak? Zapewniam, że po parudziesięciu ( no dobra, po 10) stronach już
mi do śmiechu nie było. Kiedy o 4 rano następnego dnia (nie pytajcie…)
wyrzucałam śmieci, szybko wrzuciłam worek z odpadkami i uciekałam, bo obawiałam
się, że ze śmietnika wyskoczy potwór! Doprawdy, żałosne to było z mojej strony, lecz nie moja wina, że
jestem strachliwa, a opisy tak realistyczne.
To one były największym plusem powieści, choć nie jedynym, o czym
przekonacie się za chwilkę!
„Badacz potworów” to przede
wszystkim bohaterowie. Postaci jest naprawdę dużo, a każda z nich inna,
nietuzinkowa i zapadająca w pamięć. Sam główny bohater – dwunastoletni Wil
James Henry był wręcz niesamowitym, bohaterem, któremu nie można nic zarzucić.
Mimo młodego wieku, przeszedł naprawdę wiele, a jego kręta ścieżka życiowa,
skierowała chłopca pod drzwi domu monstrumologa. Mimo psich warunków i
momentami niewolniczego traktowania, praktycznie w ogóle nie uskarżał się na
trudy i problemy. Tą zaciętością i samozaparciem zdobył moja sympatię i stał
się jednym z ulubieńszych bohaterów książkowych. Mimo tylu stron dalej
pozostaje dla mnie tajemnicą – niestety, bardzo szybka akcja (momentami zbyt
szybka) utrudniała sztukę zgłębienia psychiki bohatera. Oczywiście, co kto lubi – dla jednych ta
pędząca fabuła może być wielkim plusem, lecz dla mnie była momentami
utrapieniem i troszkę mnie męczyła. Ale tylko troszeczkę, bo dużo częściej było
tak ciekawie, że nie mogłam oderwać się od lektury!
Powieść Rick’a Yancey’a to
świetne czytadło, które pozwala oderwać się od rzeczywistości i przenieść się w
oryginalnie wykreowany i cudownie spisany świat. Realizm tego czytadła jest
wręcz nieprawdopodobny, tak więc wszystkie te sceny – faktycznie – mogą
przyprawić czytelnika o torsje, panikę i strach. Dla takich emocji, co tu dużo
mówić, też warto czytać książki. Doprawdy, nietuzinkowa i jakże emocjonująca przerwa
od uroczych romansów, gdzie pytanie ‘czy kocha, czy nie kocha’ jest największym
problemem. Ta malutka książeczka jest wielka treścią, zachwyca dosłownie każdym
elementem i nie pozwala o sobie zapomnieć!
Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!
MOJA OCENA:
9/10
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu jaguar!
Jestem bardzo ciekawa książki, bo styl Yancey spodobał mi się przy "Piątej Fali". Twoja wysoka ocena jeszcze bardziej mnie zachęciła :)
OdpowiedzUsuńmmm, jeszcze nie jestem przekonana, ale każda pozytywna recenzja mnie do tego zbliża. :>>
OdpowiedzUsuńWreszcie młodzieżówka w zupełnie innym klimacie! Zainteresowałaś mnie i z wielką chęcią sięgnę po tą pozycję.
OdpowiedzUsuńJak bardzo chcę przeczytać tą powieść :D
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Piątej fali nie czytałam i jakoś mnie nie przekonuje - mam wrażenie, że to jedna z wielu podobnych. Co do Badacza potworów, może kiedyś się skuszę, bo coraz więcej osób chwali ten tytuł.
OdpowiedzUsuńWysoka nota tym bardziej zachęca do zapoznania się z nią:)
OdpowiedzUsuńBrzmi coraz bardziej interesująco... Na książkę się raczej nie rzucę, ale jeśli będzie okazja przeczytać, to czemu nie ;)
OdpowiedzUsuńGagat wyrzucający śmieci o czwartej rano - chciałabym to zobaczyć <3
OdpowiedzUsuńPióro Yancey'a już znam- w wakacje zapoznałam się z "Piątą falą" i powiem Ci, że nawet przypadła mi do gustu. Jeśli będziesz miała okazję to koniecznie przeczytaj, a ja tymczasem muszę jakoś dorwać "Badacza potworów", bo chcę się trochę pobać. xD
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie twoja recenzja, i okładka książki. :]
OdpowiedzUsuńZ każdą kolejną recenzją jestem coraz bardziej ciekawa tej powieści :)
OdpowiedzUsuńPiąta fala jest genialna! ;D Badacz do mnie idzie, ale kiedy i czy dojdzie to nie wiem... Mam na niego ogromną ochotę :)
OdpowiedzUsuńJa mam słabe nerwy, więc pewnie zamknęłabym tę książkę zaraz w chwili, gdy robiłoby się strasznie. xD Ale coś w niej jest takiego, że mnie przyciąga, tak więc mam ochotę przeczytać. No, chyba że to wszystko wina Twojej mega pozytywnej recenzji. ;p
OdpowiedzUsuń