wtorek, 18 lutego 2014

"Badacz potworów" Rick Yancey

 „-Człowiek uczciwy nie ma tajemnic”

Mając lat naście lub więcej, nie wierzymy w potwory. Już dawno temu, opowiastki o strasznych stworach przestały wywoływać gęsią skórkę i szczękanie zębów. Lecz zatrzymajmy się na chwilę i wróćmy do czasów, kiedy to straszne historie w naszym skromnym mniemaniu zawierały domieszkę prawdy.  O potworach dowiadywałeś się poprzez koleżankę na dziecięcym pidżama – party, czytając horror, który ukradłeś z biblioteczki starszego rodzeństwa lub przez film, który podglądałeś, chowając się za drzwiami. Każdy z nas z pewnością zna losy Frankensteina, Draculi, czy potwora z Loch Ness. O potworach traktowały już starożytne legendy, krążące od jednego mieszkańca do drugiego. Spisane przetrwały wieki i doczekały się zekranizowania. Dla wielu pisarzy takowe historie były inspiracją i podstawą do napisania własnej książki. I tak potwory dwoją nam się i troją, rozwijają się w głowach czytelników i przyprawiają zwykłych zjadaczy chleba o nocne koszmary.  A przecież ktoś te wszystkie stwory musi zbadać, skatalogować i opisać! I właśnie tym zajmuje się monstrumolog, inaczej zwany badaczem potworów.

W domu opieki społecznej umiera podopieczny. Phi, normalna sytuacja – tak powiedziałby każdy. Ale zapewniam Wam sytuacja nie wydaje się być taka klarowna. Will James Henry parę lat temu został znaleziony w rynsztoku, stwierdzono u niego demencję. Sam zainteresowany nic o sobie nie mówił, oprócz… imienia i nazwiska oraz daty urodzenia – 1876 rok! Z tego wynikałoby, że starzec żył ponad sto trzydzieści lat. Niedopuszczalne. Jedyną spuścizną, jaką pozostawił po sobie Henry były pamiętniki. Fikcja literacka, a może dzienniki oparte na faktach? Zadaniem pewnego naukowca jest przeanalizowanie treści i wskazanie odpowiedzi na powyższe pytanie. Przenieśmy się do New Jerusalem, wiek XIX monstrumolog, jego dwunastoletni asystent i potwory!

„Czasem kłamstwo rodzi się z konieczności, nie z głupoty.”

Rick Yancey kojarzony jest z książką „Piąta fala”, która parę miesięcy temu miała premierę w Polsce i została bardzo ciepło przyjęta przez moich krajanów. Naczytałam się wielu pozytywnych recenzji, sam opis też mnie zaintrygował, a mimo to, jeszcze nie miałam czasu zapoznać się z tym czytadłem. Z przekonaniem,  że autor posługuje się podobnym stylem w każdej ze swoich książek, sięgnęłam po „Badacza potworów”. Zanim zacznę rozważania, muszę przyznać, że pod żadnym pozorem nie żałuję swojej decyzji! Walentynki – wszędzie dookoła parki i pareczki, każdy w klimacie miłości. Fuj, fuj. Jestem miłośniczką wszelkich romansów, młodzieżówek traktujących o miłości, ale ludzie, ileż można? Ten „uroczy” klimat wokół mnie sprawił, że na widok romansów na mojej półce dostawałam torsji.  Doszłam do wniosku, że jako chodzące zaprzeczenie normalności w walentynkowy wieczór sięgnę po pełnokrwisty i do bólu odrażający horror dla młodzieży. Właśnie tak! Po raz kolejny, okazałam się nieomylna w swoim wyborze. Zapominając o miłości i innych głupotkach przeniosłam się do świata, który po prostu mnie wciągnął. Bo napisać, że zachwycił, byłoby bardzo nietaktownie.

Porównanie do Kinga wydawało mi się naciągane i żałośnie śmieszne. Ale mieli rację. Po raz pierwszy, bodajże, rekomendacja okazała się prawdziwa i odzwierciedlająca rzeczywistość! W jakiejś angielskiej recenzji „Badacza potworów” przeczytałam, że niektóre sceny są tak straszne i odwracające, że jedzenie wraca nam do gardła i chce wydostać się inną drogą, aniżeli powinno. Śmiałam się wtedy, bo to przecież jest tylko książka, tak? Zapewniam, że po parudziesięciu ( no dobra, po 10) stronach już mi do śmiechu nie było. Kiedy o 4 rano następnego dnia (nie pytajcie…) wyrzucałam śmieci, szybko wrzuciłam worek z odpadkami i uciekałam, bo obawiałam się, że ze śmietnika wyskoczy potwór! Doprawdy, żałosne to  było z mojej strony, lecz nie moja wina, że jestem strachliwa, a opisy tak realistyczne.  To one były największym plusem powieści, choć nie jedynym, o czym przekonacie się za chwilkę!

„Badacz potworów” to przede wszystkim bohaterowie. Postaci jest naprawdę dużo, a każda z nich inna, nietuzinkowa i zapadająca w pamięć. Sam główny bohater – dwunastoletni Wil James Henry był wręcz niesamowitym, bohaterem, któremu nie można nic zarzucić. Mimo młodego wieku, przeszedł naprawdę wiele, a jego kręta ścieżka życiowa, skierowała chłopca pod drzwi domu monstrumologa. Mimo psich warunków i momentami niewolniczego traktowania, praktycznie w ogóle nie uskarżał się na trudy i problemy. Tą zaciętością i samozaparciem zdobył moja sympatię i stał się jednym z ulubieńszych bohaterów książkowych. Mimo tylu stron dalej pozostaje dla mnie tajemnicą – niestety, bardzo szybka akcja (momentami zbyt szybka) utrudniała sztukę zgłębienia psychiki bohatera.  Oczywiście, co kto lubi – dla jednych ta pędząca fabuła może być wielkim plusem, lecz dla mnie była momentami utrapieniem i troszkę mnie męczyła. Ale tylko troszeczkę, bo dużo częściej było tak ciekawie, że nie mogłam oderwać się od lektury!

Powieść Rick’a Yancey’a to świetne czytadło, które pozwala oderwać się od rzeczywistości i przenieść się w oryginalnie wykreowany i cudownie spisany świat. Realizm tego czytadła jest wręcz nieprawdopodobny, tak więc wszystkie te sceny – faktycznie – mogą przyprawić czytelnika o torsje, panikę i strach. Dla takich emocji, co tu dużo mówić, też warto czytać książki. Doprawdy, nietuzinkowa i jakże emocjonująca przerwa od uroczych romansów, gdzie pytanie ‘czy kocha, czy nie kocha’ jest największym problemem. Ta malutka książeczka jest wielka treścią, zachwyca dosłownie każdym elementem i nie pozwala o sobie zapomnieć!  Polecam, polecam i jeszcze raz polecam! 

MOJA OCENA:
9/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu jaguar!

13 komentarzy:

  1. Jestem bardzo ciekawa książki, bo styl Yancey spodobał mi się przy "Piątej Fali". Twoja wysoka ocena jeszcze bardziej mnie zachęciła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. mmm, jeszcze nie jestem przekonana, ale każda pozytywna recenzja mnie do tego zbliża. :>>

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie młodzieżówka w zupełnie innym klimacie! Zainteresowałaś mnie i z wielką chęcią sięgnę po tą pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak bardzo chcę przeczytać tą powieść :D

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Piątej fali nie czytałam i jakoś mnie nie przekonuje - mam wrażenie, że to jedna z wielu podobnych. Co do Badacza potworów, może kiedyś się skuszę, bo coraz więcej osób chwali ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wysoka nota tym bardziej zachęca do zapoznania się z nią:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Brzmi coraz bardziej interesująco... Na książkę się raczej nie rzucę, ale jeśli będzie okazja przeczytać, to czemu nie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gagat wyrzucający śmieci o czwartej rano - chciałabym to zobaczyć <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Pióro Yancey'a już znam- w wakacje zapoznałam się z "Piątą falą" i powiem Ci, że nawet przypadła mi do gustu. Jeśli będziesz miała okazję to koniecznie przeczytaj, a ja tymczasem muszę jakoś dorwać "Badacza potworów", bo chcę się trochę pobać. xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaciekawiła mnie twoja recenzja, i okładka książki. :]

    OdpowiedzUsuń
  11. Z każdą kolejną recenzją jestem coraz bardziej ciekawa tej powieści :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Piąta fala jest genialna! ;D Badacz do mnie idzie, ale kiedy i czy dojdzie to nie wiem... Mam na niego ogromną ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja mam słabe nerwy, więc pewnie zamknęłabym tę książkę zaraz w chwili, gdy robiłoby się strasznie. xD Ale coś w niej jest takiego, że mnie przyciąga, tak więc mam ochotę przeczytać. No, chyba że to wszystko wina Twojej mega pozytywnej recenzji. ;p

    OdpowiedzUsuń