W ten środowy wieczór prezentuję
Wam kolejny post z serii środowe wieczorki. Tym razem przechodzimy do tematyki
związanej z blogosferą, co mam nadzieję, Was ucieszy. Mianowicie dzisiaj chciałabym wyrazić swoje
niezbyt pochlebne zdanie na temat wyzwań czytelniczych. W dość krótkim tekście
przekażę to, co przekazać od dawna chciałam. I choć pewnie wielu z Was się ze
mną nie zgodzi (zapewne będą to autorzy takich wyzwań) to cieszę się, że
zabieram głos w tej sprawie. Więc jeśli uważasz, że wyzwania czytelnicze to cud
miód i orzeszki nawet nie czytaj tego tekstu, szkoda twojego cennego czasu.
Jeżeli, natomiast, chcesz poznać moje zdanie, serdecznie zapraszam!
Może zacznijmy od tego, co to jest wyzwanie czytelnicze. Szczerze powiedziawszy – nie mam zielonego pojęcia! Z tego co zdążyłam zauważyć, chodzi o to, żeby przeczytać jak najwięcej książek o danej tematyce. Coś w rodzaju konkursu, tyle że nagrodą jest samozadowolenie i gratulacje osoby, która prowadzi wyzwanie. Dla mnie całkowity bezsens. Jeszcze jakby wygrywałoby się jakieś książki, czy inne nagrody zrozumiałabym popularność wyzwań czytelniczych. Ale nie rozumiem. Więc jakby dobra duszyczka szepnęła o co chodzi to byłoby ekstra. Ciężko jest brać udział w czymś, w czym nie widzi się sensu, toteż pod żadnym wyzwaniem czytelniczym nie zobaczycie mojego imienia i nazwiska. Wyjątek stanowi wyzwanie organizowane przez portal goodreads, gdzie użytkownik zakłada, ile książek przeczyta w danym roku. Następnie, dodając książkę z odpowiednią datą na półkę „przeczytane”, czytadło jest doliczane do wyzwania i w takim fajnym okienku pokazuje, ile już książek przeczytałeś. Lecz ta zabawa służy mi jedynie jako licznik przeczytanych książek – na goodreads zaznaczam każdą przeczytaną lekturę, nieważne czy zrecenzowaną, czy nie. Dzięki temu, przy podsumowaniu roku, nie będę musiała wykonywać karkołomnych obliczeń, ażeby ustalić, ile lektur pochłonęłam. I tylko tyle. Więcej wyzwań do szczęścia mi nie potrzeba.
Kiedyś na dwadzieścia blogów na
jednym było wyzwanie. Teraz jest ono praktycznie na każdym. Początkujący, czy
doświadczony blogger, z pomysłem lub bez – nieważne! Liczy się tylko to, że po
prawej lub lewej stronie (no dobra jeszcze na górze lub na dole) umiejscowiony
jest banerek z tytułem wypisanym caps lockiem „Moje autorskie wyzwanie,
zapraszam”. Bo w dzisiejszych czasach,
wyzwania czytelnicze to nabijanie popularności. No nie oszukujmy się, wystarczy
że jeden z drugim pod recenzją wklei banerek, a już ktoś wejdzie i statystyki pójdą
w górę. Żeby chociaż te wyzwania były ciekawe.
A nie są. Na palcach jednej ręki mogę policzyć takie, które są
intrygujące, można w nie wpisać sporo książek, ale nie wszystkie. Cała reszta
to wyzwania podobne do siebie nawzajem lub kompletnie bezsensowne – albo można
do nich wpisać każdą powieść, albo lektur, które łapią się do wyzwania jest
zaledwie kilka. Więc po co i na co wyzwania czytelnicze dwoić i troić? Czemu w
większości z nas jest potrzeba udowadniania, że jesteśmy najlepsi, przeczytamy
najwięcej książek o danej tematyce? Przecież czytanie ma być zabawą, a nie
wyścigiem. Jak ktoś szuka presji i szybkości niech opuści blogosferę, zmieni
zawód, nie wiem, cokolwiek.
W moim skromnym mniemaniu
wyznania są już passe. Widząc bloga,
gdzie pod każdą recenzją umieszczony jest link do wyzwania, a po prawej stronie
wisi trylion banerków stronę opuszczam jak najszybciej i nawet na nią nie
wracam. Wchodząc pod koniec miesiąca na główną stronę bloggera i widząc w
blogrollu paręnaście postów z serii „Podsumowanie wyzwania- styczeń 2014” mam
ochotę wyrzucić laptopa przez okno. Jest tyle młodych i starszych blogów z
potencjałem, które są skazane na porażkę, przez założenie durnego wyzwania. Nie
wiem jak wy postrzegacie takich bloggerów, ale w moich oczach maleją do
wielkości krasnoludka. Pamiętajcie, kochani piszący, że wyzwanie czytelnicze,
nie świadczy o Waszej sile i potędze, a pisanie, że założyliście wyzwanie, bo
teraz każdy wyzwanie prowadzi jest po prostu śmieszne. Chcąc być oryginalnym
wymyślcie jakiś fajny, autorski cykl i twórzcie już kolejnego wyzwania. Amen.
Tyle w temacie. Serdecznie dziękuję za uwagę.
Mogę się z Tobą zgodzić w pewnych kwestiach- owszem, dla mnie to też jest nabijanie popularności, ale nie tylko. Czasami ma to na celu promowanie jakiegoś gatunku literatury (przynajmniej ja to tak widzę), chociaż rzeczywiście, niektóre są kompletnie bez sensu.
OdpowiedzUsuńSkreślanie bloga, który bierze udział w wyzwaniach... no cóż, każdy ma do tego prawo, ale ja nie byłabym aż tak krytycznie nastawiona. ;) Sama biorę udział w wyzwaniach. Dlaczego? A no po pierwsze biorę się tylko za takie, które zgadzają się z moim gustem, po drugie często mnie motywują do tego, aby chwycić jakąś książkę.
Gagat, ajlowju, w końcu ktoś napisał to co ja chciałam już dawno napisać, ale nie mogłam się za to zabrać <3
OdpowiedzUsuńZgadzam się, tak bardzo się zgadzam. Jak dla mnie to jest śmieszne i dziwne i naprawdę nie widzę co w tym takiego fajnego.
Ej, no to piąteczka! :P Całkowicie się z Tobą zgadzam, serio, serio, serio. Mnie też te wszystkie wyzwania cholernie denerwują, ale nic nie mam do osób biorących w nich udział. Chcesz organizować wyzwanie? Chcesz brać w nim udział? Twój blog, Twoja sprawa. ;) Ja mam ochotę wywalić swój komputer za okno gdy widzę "Podsumowanie miesiąca - styczeń", a w poście od groma statystyk, których i tak nikt nie czyta. ;> No ale, może ja się po prostu nie znam, może teraz po prostu dla większości blogerów liczy się ilość, a nie jakość; wnioskuję to na podstawie dopisków na końcu posta, typu "Nie jestem zadowolona/y z tego wyniku. Muszę wszystko nadrobić w następnym miesiącu!" i tym podobne... Ja rozumiem, że fajnie wiedzieć, że przez rok przeczytało się tyle i tyle książek, ale w miesiącu? No ludzie, nie przesadzajmy, bo niedługo będziemy liczyć ile stron czytamy na godzinę (o ile już co poniektórzy tego nie robią). :P
OdpowiedzUsuńDokładnie! Podsumowania miesiąca też mnie denerwują, lubię jedynie te bez statystyk. Sama podsumowań nie robię, bo nie widzę głębszego sensu :)
UsuńPodsumowania miesiąca lubię u siebie i u innych. Dzięki temu łatwiej jest mi się ogarnąć ile książek faktycznie przeczytałam w roku i które były dla mnie najlepsze/najgorsze. Nie uważam tego za jakiś wyścig z innymi blogerami, po prostu lubię orientacyjnie widzieć, jak wyglądają moje statystyki czytelnicze.
UsuńCo do tematu przewodniego posta, przez ponad półtorej roku brałam udział w nie więcej niż 3 wyzwaniach, ale doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Chociaż nie ukrywam, jest kilka ciekawych wyzwań, do których warto się dołączyć, chociażby do "Polacy nie gęsi", gdzie uczestnik jest zobowiązany do sięgania po polską literaturę. Fajny pomysł, zwłaszcza w czasach, kiedy dużo ludzi nie uznaje z zasady polskiej literatury.
Ja lubię podsumowania typu : najlepsza, najgorsza książka i okrojone statystyki, Często wchodzę, rzadko komentuję, bo komentarz typu "super wynik" nie ma sensu :).
UsuńWedług mnie świetnym pomysłem jest wyzwanie, bodajże, Alice - najpierw książka, potem film :)
W sumie to racja. Chyba że to jakieś oryginalne wyzwania :)
OdpowiedzUsuńSama próbowałam wziąć udział w wyzwaniu "52 książki" - początkowo dość dobrze mi szło, ale potem, kiedy książki trafiły się gorsze, a więc i dłużej się je czytało, a czas leciał, dałam sobie spokój. Wszystko, co wywołuje presję odnośnie książek, eliminuję ze swojego życia, wycinam jak komórki rakowe. Bo książki są i zawsze mają być tylko pasją, żadnego przymusu, żadnej presji.
OdpowiedzUsuńDla wielu ludzi wyzwania czytelnicze mogą być motywatorem do czytania. Z jednej strony - rozumiem, ale w przypadku blogerów książkowych, którzy w niemal 100% się deklarują jako miłośnicy czytania... Dla mnie to ich wiarygodność burzy. Amatorów literatury trzeba motywować do lektury, serio? Muszą mieć nad sobą bat? Chore.
Obecnie sama stawiam sobie wyzwania, a robię to patrząc na swoją sytuację, chęci i potrzeby. I tak: staram się czytać minimum 4 książki miesięcznie, więcej klasyki i ambitnych dzieł, polskich autorów, próbuję przełamać niechęć do niektórych gatunków (i akurat o tym wyzwaniu napisałam kiedyś na blogu, ale to nie była żadna duża akcja, po prostu zrobiłam to w formie zwykłego wpisu). I to jest ok, mi pasuje.
I właśnie o to chciałam przekazać - żadnej presji! :)
UsuńZgadzam się z Tobą w stu procentach, razem z Karolką po prostu wygrałaś komentarze pod tym postem! :D
Ja osobiście staram się czytać więcej książek anglojęzycznych i też sięgać po klasykę, ale z umiarem, bo nie są to lektury na jeden wieczór i trzeba trochę wysilić szare komórki przy ich czytaniu :)
Też to niestety zauważyłam. Jeżeli sztuczne nabijanie statystyk daje komuś satysfakcję, to chyba nie ma co komentować. Sama nie wzięłam jeszcze w żadnym wyzwaniu udziału, a udział innych w takim wydarzeniu jest mi obojętny. Z drugiej strony, niemal wszystko co prowadzi do zwiększenia ilości przeczytanych przez społeczeństwo książek traktuję jako pożyteczną działalność.
OdpowiedzUsuńCelem wyzwania jest zachęcanie innych do sięgnięcia po jakiegoś rodzaju książki. Osoby biorące w tym udział się nawzajem nakręcają, więc czytają więcej i więcej. Tutaj trochę uświadomiłam. Natomiast kategorycznie nie zgodzę się z tym: "Jak ktoś szuka presji i szybkości niech opuści blogosferę, zmieni zawód, nie wiem, cokolwiek." Tutaj mnie wmurowałaś w budowaną przez siebie fortecę okrojonej świadomości. Jeśli chcę czytać dużo i szybko, to mogę przecież czytać dużo i szybko. Mogę brać udział w wyzwaniach chwaląc się, że czytam dużo książek o danej tematyce. Nie muszę z tego powodu zmieniać zawodu. To tak jakbyś weszła do cukierni, popatrzyła na dużą ilość pączków i na chudą sprzedawczynię i powiedziała "jeśli jesteś chuda i nie wżerasz pączków jak monstrum to zmień zawód".
OdpowiedzUsuńWyrzucanie laptopa przez okno z powodu podsumowań wyzwań to głupota. A stosiki to nie są passe? Teraz ma to każdy blog bo łatwo innym to skomentować. Co trudnego w napisaniu "gratuluje wyniku", "fajne cacka", "ale duży stosik!"? Nic. Dlatego właśnie pod nimi tak dużo komentarzy, a przy recenzjach świeci pustkami. W mojej opinii to właśnie stosiki powinnaś opisywać w ostatnim akapicie, a nie wyzwania, które coś dają.
Pozdrawiam,
Oczywiście, wszystko zależy od charakteru. Tekst pisany jest z mojego punktu widzenia, a u mnie czytanie szybko i dużo doprowadziłoby do wyścigów i nakręcanie na czytanie. Zatraciłabym się w tym wszystkim, co doprowadziłoby do tego, że straciłabym przyjemność z czytania. Ze wszystkim tak jest - nawet najlepsze ciastko jadane codziennie w dużych ilościach, kiedyś nam się znudzi. Myślę, że większość osób tak ma, tylko nie każdy ma tego świadomość :)
UsuńWyrzucanie laptopa to metafora.
Kwestia gustu, ja akurat stosiki uwielbiam zarówno u siebie (no dobra - zwłaszcza u siebie) jak i u innych. Chwalenie się zdobyczami, to jednak coś innego niż wyścig, do którego niechybnie prowadzi wyzwanie :)
W tym wypadku chyba o to chodzi. Po jakimś czasie ten gatunek nam się znudzi i przerzucamy się na inne wyzwanie - dlatego też powstaje ich tak dużo.
UsuńZorientowałam się.
Ja stosiki czasem komentuję, ale nie wywołują one u mnie żadnych emocji. Ten ma dziesięć książek, ten ma pięćdziesiąt i się nie wyrobi. Jasne, przecież najważniejsze to pochwalić się ile książek wysłało wydawnictwo...
Dla mnie wyzwania czytelnicze są dobrym pomysłem, ponieważ motywują do przeczytania wielu ciekawych książek z gatunków, po które rzadko się sięga. Poza tym nie traktuję udziału w wyzwaniach jako jakiś wyścig, lecz robię to jak najbardziej dla siebie, a wynik jaki osiągam ma usatysfakcjonować mnie, a nie innych. Myślę, że najlepszą nagrodą jest samozadowolenie, bo gdyby autor wyzwania fundował nagrody, to dla mnie wtedy byłoby to bez sensu, nie na tym wyzwanie polega. Wyzwanie ma udowodnić coś nam samym, a nie mieć na celu uzyskanie nagród, od tego są konkursy.
OdpowiedzUsuńCo do samych wyzwań, ich zakres w blogosferze jest ogromny, każdy może wybrać tematykę jaka go interesuje. Są wyzwania lepsze i gorsze, ale w końcu mamy wybór. Nie uważam, że wyzwania są już passe, wręcz przeciwnie, ich popularność i jakość zmienia się na lepsze, a ilość uczestników i przeczytanych przez nich książek, tylko to potwierdza.
Myślę, że skreślanie czyjegoś bloga tylko ze względu na to, że widnieje na nim kilka bannerków z wyzwaniami, to trochę przesada. W końcu "wolność Tomku, w swoim domku", każdy ma prawo zamieścić na swoim blogu co mu się podoba, nie oznacza to, że blog jest gorszy. Gdybym miała skreślać blogi, z tego powodu, to w sumie nie miałabym co czytać, bo prawie wszyscy teraz biorą udział w wyzwaniach, ale nie zauważyłam, żeby przez to ich blogi były na niższym poziomie, a sami bloggerzy zmaleli do rozmiarów krasnoludka:)
Nie rozumiem również różnicy, między wyzwaniem "ile książek w roku przeczytam", a np. "czytam książki historyczne"? W końcu tu i tu, chodzi o to, aby obrać sobie jakiś cel i starać się go osiągnąć. Oba wyzwania polegają na tym samym, z tym, że w pierwszym liczy się ilość, a w drugim tematyka.
No, ale to tylko moje zdanie:)
Według mnie jakoś wyzwań zmienia się na gorsze, ale może to tylko ja, trafiam na takie niewypały. :)
UsuńPo prostu lubię blogi przejrzyste, bez zbędnych banerków, gdzie tekst się wyróżnia i da się go swobodnie czytać. Więc po co mam się męczyć z innymi blogami? Raz weszłam, nie spodobało mi się, drugi raz nie wchodzę - proste :).
Też nie rozumiem tego wysypu wyzwań... Byłoby to znośne, ale nie w takiej ilości jak obecnie. "Co za dużo, to niezdrowo" to powiedzenie jest w tym przypadku bardzo adekwatne :D
OdpowiedzUsuńJa biorę udział w wyzwaniach, ale to jest tylko zabawa nie oczekuję żadnych nagród czy czegoś w tym stylu. Owszem mnie też denerwuje 150 postów podsumowania , które pojawiają się w tym samym czasie . Po prostu je omijam to samo z podsumowaniami miesiąca. Nie mam do nich jakiegoś uprzedzenia, ale chyba z kilku się wypisze bo lektury mi nie pasują za bardzo. A jeśli szukasz jakiegoś ciekawego projektu na blogu to u mnie jest już cykl dyskusji a niebawem pojawią się dwa kolejne. Także zapraszam.
OdpowiedzUsuń1. "Dla mnie całkowity bezsens. Jeszcze jakby wygrywałoby się jakieś książki, czy inne nagrody zrozumiałabym popularność wyzwań czytelniczych". Udział w wyzwaniach czytelniczych bierze się dla przyjemności. Dla szukania np. pod hasła nowych książek (choć sama tego nie robię i w takich nie uczestniczę już od dawna). Bierze się udział dla właśnie własnej satysfakcji, poszerzenia horyzontów, po prostu dla zabawy i korzyści materialne nie są tu potrzebne. Czyta się książki dla czytania, a nie dla nagród.
OdpowiedzUsuń2. Odnośnie uwagi o wyścigu szczurów. Ja czytam książki i dopasowuję do nie ewentualne wyzwania, a nie na odwrót. Dlatego biorę udział tylko w kryminalnych, teraz dołączyłam do "Czytamy literaturę amerykańską", no bo czytam książki Amerykanów, dodaję też linki do Polacy nie gęsi - bo lubię polską literaturę.
A jeśli ktoś czyta w danym miesiącu tylko książki na daną literkę albo tylko z jednego kraju? Przecież sama zauważasz, że z uczestnictwa w wyzwaniach nie płyną żadne korzyści materialne. Więc co z tego, że taka osoba tak robi?
3. Co do skreślania blogów biorących udział w wyzwaniach...nie no, sorry, ja tutaj w ogóle logiki nie widzę. Ktoś nie może jednocześnie dobrze pisać, prowadzić wartościowego bloga i uczestniczyć w wyzwaniach/mieć wyzwanie? Jasne, że takie wymienianie się linkami to wzajemna promocja. Ale przynajmniej jest to "dobra" promocja, raczej wartościowa promocja, można natrafić na fajne blogi i ciekawe teksty, dobrych blogerów...w przeciwieństwie do osób, które wchodzą do kogoś, zostawiają gówniany komentarz i link do blogaska.
1. Według mnie, gdyby właśnie były jakieś nagrody, wtedy zrozumiałabym popularność wyzwań. Dla mnie argumenty typu: wyzwanie ma poszerzać horyzonty itd., nie mają racji bytu, bo po to mamy mózg,który wie co dla nas najlepsze. Załóżmy taką sytuację - ktoś czyta same horrory, dołącza do wyzwania z obyczajówkami, bo chce się wreszcie przekonać do tego gatunku. Efekt jest taki, że męczy się z książką i tylko zraża się do gatunku. Jakby nie dołączał do żadnego bzdurnego wyzwania, minęło by kilka lat, byłby już człowiekiem dorosłym i inaczej odebrałby obyczajówkę. Ja tak to widzę.
Usuń2. Niektórzy robią na odwrót - dopasowują się do wyzwania, a nie do książek :)
3. Nie skreślam - jeśli ktoś ma specjalną zakładkę na bannerki przenoszące do wyzwań, a pod recenzją jest drobnym drukiem zapisana informacja o wyzwaniu, nic się nie dzieje. Gorzej jeśli na blogu więcej banerów, a mniej tekstu ;-).
1. Popadasz w skrajności. Sam mózg Ci horyzontów nie poszerzy :) Poza tym to bardzo niemiłe, co piszesz, odnośnie tego mózgu, jakby osoby używające tego argumentu o np. horyzontach były idiotami i nie dawały sobie rady w samodzielnym myśleniu. No sorry...A kiedy byłyby nagrody, nie pisałabyś o tym, że to wyścig szczurów w czytaniu ksiażek i czytanie książek sprowadza się dzięki temu do chorych zawodów o np. książkę? A myślisz, że jak komuś by się przez miesiąc nie podobały te obyczajówki, to by dalej czytał? Wiek tutaj nie ma nic do rzeczy, jeśli mówimy o jakimś guście. Co ma wiek do obyczajówek. Wiek może mieć znaczenie przy literaturze faktu, historycznej, naprawdę trudnych powieściach współczesnych.
Usuń2. Niech robią co chcą :) Tutaj nie odgadniesz, czy ktoś rzuca się na ilość, a nie na jakość, czy dla kogoś to motywacja, ot, zamiast porobić coś bezproduktywnego, poczytam jeszcze tę książkę, fajnie byłoby ukończyć wyzwanie.
3. Z tekstu wychodzi jednak coś innego, chyba jest trochę agresywny. I tak prędzej wyszłabym z bloga o fatalnej oprawie graficznej niż z tego, który ma banerki. Sama kiedyś miałam dużo z boku, teraz dla względów estetycznych przeniosłam je do zakładki.
Zapomniałam o podsumowaniach. W sumie je lubię, czasami ucieka mi post lubianego blogera i wtedy mam szansę do niego dotrzeć przez link w wyzwaniu. I jednak wg mnie większym nabijaczem wyświetleń są stosiki...na początku swojego blogowania też je wrzucałam, ale później przestałam zupełnie. Ewentualnie chwalę się krótko nabytkiem tylko na FB bloga. Stosiki rodzą najczęściej beznadziejne komentarze, napisane dla samego faktu skomentowania i nic z tego nie wynika.
1. Racjonalne myślenie i znajomość własnego gustu poszerzy. Nic takiego nie miałam na myśli, jeśli tak to odebrałaś to jest mi bardzo przykro. Jeżeli byłyby nagrody to wtedy w ogóle bym nie pisała, bo rozumiałaby, popularność wyzwań :). Poruszyłaś temat na inną dyskusję, ale uważam, że wiek jak najbardziej wiąże się z gustami. Nie wiem jak ty, ale ja jestem nastolatką i sama po sobie widzę, że obyczajówki, których jeszcze 2 lata temu nie tknęłabym za nic, teraz "wciągam nosem". Więc jak widać jestem żywym dowodem na to, że jednak obyczajówki mają coś wspólnego z wiekiem.
Usuń2. Czasami naprawdę to widać.
3. Tekst jest agresywny, bo ma uczulić na pewne sprawy. Gdybym napisała go słodko, pięknie i w ogóle róbcie sobie co chcecie, nic by to nie dało, a tak może chociaż parę osób przeniesie banerki do specjalnej zakładki. Bo nie wierzę w zdanie: "piszę bloga tylko dla siebie". G**no prawda, bo oczywiście samozadowolenie jest najważniejsze, ale jak robimy coś w sieci musimy mieć świadomość, że ktoś to zobaczy i przeczyta. jak ktoś pisze dla siebie, wtedy zakłada zeszyt z opiniami i chowa go do szuflady. Odstawianie szopki - 'nie czepiajcie się, bo mój blog jest dla mnie" jest bezsensowne :). I między innymi dlatego ten tekst przybrał formę taką, a nie inną.
Tak naprawdę to więcej tu hejtu niż Twojego zdania. Ale nie, nie czepiam się, bo masz prawo napisać to, co Ci się podoba. A z większością słów, jakie napisałaś, ja się niestety zgadzam. Wyzwań czytelniczych jest od zatrzęsienia. Na co trzecim blogu jakieś autorskie jest. Sama biorę w kilku udział, ale nie na zasadzie wyścigu, ale raczej traktuję to jako przypomnienie o innych gatunkach, niż najczęściej sięgam. Wyzwanie... Dla mnie to słowo oznacza coś, do czego nie byliśmy skłonni wcześniej. Coś, co ma być dla nas zadaniem trudnym do wykonania i po wykonaniu którego będziemy usatysfakcjonowani. Wyzwaniem nie jest przeczytanie jak najwięcej książek z ulubionego gatunku. To jest głupota. Tak jak miłośnik obyczajówek dopisze się do wyzwania, które polega na czytaniu obyczajówek. Ja się pytam - co to za wyzwanie? Gdzie jakaś trudność? Gdzie satysfakcja? Gdzie próba podniesienia swoich kwalifikacji (na zasadzie poszerzania horyzontu, odkrywania nowych rzeczy, etc.)? Straciłam wiarę w ludzkość. I coś, co miało być początkowo dobrą zabawą przerodziło się w wyścig szczurów. Smutne...
OdpowiedzUsuńBo ten post właśnie taki miał być - jeden wielki hejt.
UsuńAle zobacz, kiedy mamy pracę, szkołę i inne obowiązki, czytanie ma być dla nas chwilą relaksu i odpoczynkiem. Więc po co męczyć się z gatunkami, których nie cierpimy? Dla satysfakcji? Wychodzę z założenia, że na każdy gatunek przyjdzie pora, do danego gatunku trzeba dorosnąć, znaleźć odpowiednią chwilę. W literackiej wędrówce wyzwania są naprawdę niepotrzebne :)
No oczywiście, akurat z tym Twoim komentarzem teraz się zgadzam w 100% :) Ale jeżeli ktoś sobie postanowił, że chce poznać inne gatunki, ale brakuje mu motywacji to wówczas te wyzwania są dla niego strzałem w dziesiątkę. Tylko ten wyścig szczurów w wyzwaniach może go zniechęcić.
UsuńHmm... Sama tylko raz byłam współzałożycielką wyzwania, które polegało na czytaniu lektur szkolnych, ale po czasie wraz z drugą stroną stwierdziliśmy, że już wystarczy (a i uczestników ubyło) - zamknęliśmy je. Autorskich wyzwań, jak je nazywasz, nie robiłam nigdy. Co nie znaczy, że udziału w niektórych nie biorę. Biorę, a dlaczego? Bo dzięki jednemu z nich częściej sięgam po książki polskich autorów (wcześniej nie miałam zbyt dużej motywacji do tego). Drugie jest mi bliskie, bo lubię kryminały, inny za miłość do Kinga... W sumie biorę udział w 3-4 z czego jeden zlicza tylko przeczytane książki. Ot, wszystko... Nie widzę tragedii w tym, że ktoś bierze udział w wyzwaniach a już tym bardziej nie widzę sensu w dyskryminowaniu kogoś tylko dlatego, że bierze w nich udział. To jego sprawa, nie moja. Jednak zgodzę się, że tych wyzwań jest teraz cała masa i wiele z nich nie niesie ze sobą nic prócz chęci nabicia statystyk. Zwyczajnie blogerzy załapali, że daje to takie a nie inne korzyści i korzystają z okazji, ale to potrwa tylko do pewnego czasu. Szał na wyzwania opadnie. Tyle, że po nich pewnie przyjdzie coś innego... :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :(.
UsuńTeż nie widzę tragedii w tym, że ktoś bierze udział w wyzwaniu, natomiast odstrasza mnie blog, na którym wisi trylion banerków - wyzwanie takie, srakie i owakie.
Sens wyzwań jest równy, niektóre na przykład mają na celu promowanie niezbyt znanych, a wartych poznania autorów, inne skupiają się na literaturze z danego regionu świata itd. Nie wszystkie wyzwania są takie, że tylko o kant tyłka je potłuc, choć niektóre i owszem, przyznaje ;-)
OdpowiedzUsuńJa niestety częściej trafiam na takie, które są całkowicie bez sensu :)
UsuńRacja, teraz prawie każdy ma wyzwanie. Ja biorę udział w 3 i w zupełności mi to wystarcza.
OdpowiedzUsuńNa początku lubiłam wyzwania, teraz coraz rzadziej biorę w nich udział, bo zauważyłam, że niektórzy - nie wszyscy, ale niektórzy organizatorzy wyzwań w ogóle nie zaglądają do recenzji zgłoszonych do wyzwania. Uczestnik wyzwania zamieszcza na swoim blogu baner prowadzący do organizatora, pod recenzjami wkleja linki do bloga organizatora, a co ma z tego w zamian? Nic. Organizatorowi natomiast podwyższają się statystyki :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w stu procentach. Nie mam ochoty brać udziału w takich wyzwaniach. "Brudzić" sobie bloga jakimiś banerkami itd. Mam swoje prywatne wyzwanie. Więc nie potrzebuje żadnych innych .
OdpowiedzUsuńDokładnie! Wyzwanie mam w głowie i to mój własny mózg pozwala mi poszerzać literackie horyzonty, a nie podświadomość, gdzie mam zapisane "dołączyłaś do takiego wyzwania, to wypadałoby coś przeczytać z tego gatunku" :).
UsuńTo może i ja dorzucę swoje trzy grosze, jako osoba która nie ma w blogosferze żadnych znajomych i grona fanów.
OdpowiedzUsuńRozumiem chęć zdobycia czytelników szczególnie na blogach nowych i świeżych. Ale takie bezsensowne branie udziału we wszystkim, szczególnie mając świadomość, że się wyzwania nie ukończy? (Patrz np. wyzwanie "czytam tyle ile mam wzrostu czy jakoś tak) Kompletnie bez sensu. Dopiero zaczynam, bloga prowadzę od 4 miesięcy, ale żeby powiększyć grono czytelników wole organizować konkursy. Ludzi więcej, ja mam super zabawę czytając odpowiedzi a wydawnictwa dodatkową promocję. Wszyscy zadowoleni.
Wspomniałyście o podsumowaniach. Te też są drażniące, ale wole już nudne podsumowanie niż teksty typu "Czytam rocznie ponad 200 książek i nie rozumiem ludzi którzy czytają mniej" albo przechwalanie się, że jedną książkę słuchają myjąc naczynia, drugą na czytniku wieczorem, trzecią czytają w łóżku a czwartą w łazience. Tym bardziej że takie teksty z reguły mają na celu tylko i wyłącznie pokazanie jakim się jest wyjątkowym.
Ja biorę udział w sumie w kilku wyzwaniach. Jest to dla mnie zabawa i taki motywator żeby czytać różną tematykę jeśli chodzi o książki, a nie pozostać w jednym gatunku. Owszem niektóre wyzwania są lekko mówiąc bez sensu i jest to nabijanie statystyk. Mnie ani trochę nie ciągnie do zakładania swojego wyzwania, ale brać udział w niektórych lubie
OdpowiedzUsuńMi konkretne wyzwanie musi się spodobać i nie być jakieś taki, że zmuszałoby mnie do czytania, np. książki o konkretnym kolorze. Dlatego biorę udział tylko w takich, gdzie, np. liczę strony w ksiązkach albo wielkość grzbietu. Czytam tak i tak, a spojrzenie na ostatnią stronę z cyferką nie kosztuje mnie zbyt wiele. Bannerów też nie lubię, dlatego tworzę do tego odpowiednie podstrony
OdpowiedzUsuńA co do tych podsumowań, co tu wyżej się temat pojawił, to ja je uznaję tylko na koniec roku. Nie robię tego co miesiąc, bo to akurat jest dla mnie kompletnie bez sensu
Jej, zgadzam się całkowicie. Kiedyś chciałam napisać podobny post, lecz nie umiałam się za niego zabrać. :P Generalnie spodobało mi się tylko jedno wyzwanie - przeczytam tyle ile mam wzrostu(czy jakoś tak), ale nie biorę w nim udziału. Chociaż może w najbliższym czasie będę to liczyć, ale tylko tak dla siebie, z czystej ciekawości :3 Denerwuje mnie to, że na takie wyzwania są prawie na każdym blogu i niektóre po prostu... głupie. Naprawdę, nie chcę nikogo obrażać czy coś, ale niektóre są całkowicie bez sensu. Jestem przekonana, że będę mogła umierać w spokoju, jeśli żadnego nie założę ani nie wezmę w żadnym udziału.
OdpowiedzUsuńJeśli idzie o postanowienia - bardzo je lubię. I chyba bardziej czytać je u innych na blogu, niż pisać na swój. :)
Świetny tekst <3
Przepraszam, muszę zapytać - czy będziesz zła, jeżeli temat Ci troszkę podkradnę i poruszę go również na moim blogu? Pytam, bo nie chciałabym zostać posądzona o plagiat, wolę mieć zapewnienie na piśmie, że Ci to nie przeszkadza ;)
OdpowiedzUsuńJest mi bardzo miło, że tak cię zainspirowałam :). Oczywiście, pisz śmiało, Twoją opinię już znam, bo komentowałaś mój tekst, ale jestem ciekawa jak ty ujmiesz temat.
UsuńNapisałam więc i dałam odnośnik do Twojego bloga, pozdrawiam ;)
UsuńKiedyś byłam dość pozytywnie nastawiona do wyzwań czytelniczych. Na początku tamtego roku nawet się do kilku zapisałam, jednak szybko przekonałam się, że to nie dla mnie. Gdy wybieram książkę do czytania, często robię to pod wpływem zwykłego impulsu - ot, akurat na tą konkretną powieść mam ochotę - i, co za tym idzie, nie za bardzo odpowiadało mi uzależnianie swojego wyboru od jakiegoś wyzwania. Teraz jest do dla mnie temat całkowicie obojętny i nie zwracam na to większej uwagi. Jedyne co mnie irytuje, to gdy większą część posta z recenzją zajmują bannery informujące o wyzwaniach, w których bierze udział jej autor...
OdpowiedzUsuńO tak, masz rację. Jeszcze w 2012 i 2013 roku tych wyzwań nie było tak dużo, a teraz - ledwie rok się rozpoczął, a już wystartowało pierdyliard wyzwań. Żyję w biegu, sięgam po pierwszą lepszą książkę (no chyba że mam dobry humor to robię sobie kolejkę) i czytam to, później następną, a branie udziału w wyzwaniach jest dodatkowym ciężarem. Jeszcze jak są ciekawe - np. przeczytam tyle ile mam wzrostu - to co innego :)
OdpowiedzUsuńOsobiście biorę udział w paru wyzwaniach, jednak nie rzucam się na nie jak hiena na padlinę. Wybrałam sobie dosłownie parę, które mnie zainteresowały, mogą mobilizować oraz są w jakiś sposób oryginalne. Sama wyzwań nie prowadzę po pierwsze, byłoby to dla mnie zbyt czasochłonne, a po drugie wychodzę właśnie z założenia, że jeżeli nie ma się pomysłu i czegoś ciekawego do pokazania ludziom to po co tworzyć jakiś chłam, który naprawdę jest tym, co sama w poście ujęłaś. :)
OdpowiedzUsuńZgodzę się... po części. :D Ja biorę udział w wyzwaniach, ale takich, za które nikt mi nie dziękuje, a które mają mnie mobilizować. :) Np. z półki, gdzie czasami potrafię kilka miesięcy nie tknąć książek, które kupiłam rok temu, bo wciąż coś nowego jest, choć chcę je przeczytać! Tylko potrzebuję motywacji. Albo dwa wyzwania, które jedno dotyczy regularnego blogowania(wyzwanie 52) i regularnego czytania(52 książki). Chociaż w sumie może niekoniecznie potrzebuję ich, ponieważ wiem, że wyrobię tę liczbę, to jednak uważam to za motywujące. Albo bezterminowe z listą BBC. Czytam, jak mam ochotę.
OdpowiedzUsuńMoże to nie wyzwanie, ale inicjatywa, ale Kończę serie wydawnicze pozwoliło mi zrobić porządek w seriach, które mam do doczytania i choć lista rośnie, a nie maleje, to jednak mam wszystko w jednym miejscu. :) Gdy coś jest wartościowe, to według mnie nie można na to krytycznie patrzeć, jednak oczywiście zauważyłam, że naprawdę młode blogi pchają się do robienia wyzwań, a potem tylko z nich mają wszystkie odwiedzin. Dodam też, że często są one po prostu kiepskie. Straszliwie nie lubię, jak coś mnie ogranicza, a wyzwania z hasłami(w tym miesiącu w tytule musi się znaleźć to i tamto, a autor zaczynać na taką literę), sprawiają mi przykrość, gdy widzę, że ktoś tam przeczytał 50 takich książek w miesiącu, a ja nic, bo mi się nie trafiło, a specjalnie nie będę sięgać po coś, na co ochoty nie mam i na siłę szukać.
Moje nastawienie nie jest jednak takie negatywne. ;)
1.Dużo racji widzę w Twoim wpisie: niezmiernie śmieszy mnie sytuacja, w której pod recenzją jednej powieści bloger zamieszcza odnośniki do dziesięciu różnych wyzwań (często tak od siebie różnych, że łapki opadają).
OdpowiedzUsuńAlbo gdy bloger bierze udział w wyzwaniu dotyczącym literatury, którą i tak czyta (choćby takie "czytamy nowości. no błagam, przecież 90% recenzentów bazuje właśnie na nowościach).
2. Wizja nagrody motywuje, ale nie zawsze ona jest najważniejsza. O ile wyzwanie ma na celu poszerzanie horyzontów, zachęcanie do sięgania po ambitniejszą literaturę, to nawet jeśli nie ma się szans na wygraną sama rywalizacja motywuje do sięgania po kolejną książkę wpisującą się w ramy konkretnego konkursu.
3. Jak to wyglądało i wygląda u mnie: do tej pory "bawiłam się" w wyzwanie ilościowe (czyli założyłam, że chcę przeczytać co najmniej 52 książki i sobie liczyłam czy mi się udało. I nie chodziło mi tutaj o wyścig "kto więcej przeczyta", a raczej o kopa, by czasem odejść od komputera i relaksować się przy książce. Drugim wyzwaniem, które obecnie też prowadzę i które dało mi najwięcej, jest "Eksplorując nieznane", czyli zachęta do czytania klasyki mojego ukochanego gatunku. Owszem, można coś wygrać (w zeszłym roku mi się nie udało, w tym roku też nie ma takiej opcji, bo to ja jestem osobą "odpowiedzialną"), ale sens jest inny niż nabijanie statystyk. O czym z resztą można się przekonać spoglądając na ilość uczestników ^^. W "Eksplorując nieznane" chodzi o poszerzanie horyzontów, wiedzy na temat gatunku. Jak bowiem mogę się określać dobrym recenzentem fantastyki naukowej, skoro nie znam najważniejszych dzieł, które w gruncie rzeczy ukształtowały ten gatunek? Dodatkowo, w przeciwieństwie do innych wyzwań, tutaj mamy do czynienia z listą pozycji pasujących do wyzwania, opracowaną przez W.Sedeńkę, czyli kogoś, kto na fantastyce zjadł zęby.
4. Wiem, zrobiła się z tego trochę reklama "Eksplorując nieznane", ale chciałam po prostu wykazać, że wśród setek badziewnych wyzwań trafiają się i takie, które jednak mają trochę sensu :)
Widzę tu kolejny post z cyklu: mówię innym, co mają pisać na swoich blogach/czego nie mają pisać. Abstrahując od sensu wyzwań, jeśli ktoś ma ochotę iść z prądem i ogłaszać wyzwania lub brać w nich udział - jego wolna wola. A jeśli ja nie mam ochoty czytać takich blogów czy postów - też moja wola, co za problem. Trochę więcej tolerancji. Naprawdę są w życiu większe problemy, niż przejmowanie się tym, co jest publikowanie na blogach.
OdpowiedzUsuńSkądże znowu, nie mówię innym co mam pisać. Po prostu uczulam na pewien fakt. Oczywiście jego wola, lecz niektórzy blogerzy są jeszcze niedoświadczeni i jako starsza koleżanka pragnę ukierunkować ich myślenie.
UsuńMasz rację, są inne problemy. Lecz czy mam pisać o tym, że dzisiaj w szkole dostałam jedynkę, byłam na badaniu krwi, zgubiłam portfel? No błagam - to jest blog o książkach i tylko taka tematyka będzie tutaj rozwijana.
Sama w wyzwaniach nie biorę udziału, bo mam problem z dostosowywaniem lektur do wytycznych. Po prostu sięgam po to, na co mam ochotę, a to nie zawsze pasuje do cudzych wytycznych. Właściwie - mało kiedy pasuje. ;)
OdpowiedzUsuńJedynym wyjątkiem jest moje wyzwanie "Polacy nie gęsi", które traktuję nie tyle jak wyzwanie, co jako sposób promocji polskich autorów. To taka moja reakcja na "dialogi" w stylu:
- Nie lubię książek polskich autorów.
- Dlaczego?
(cisza)
Wydaje mi się, że dobrze jest patrzeć na wyzwania właśnie w ten sposób - jak na promocję danego typu literatury (np. sci-fi, rosyjskiej, kryminalnej itp.) lub zabawę w wyszukiwanie lit. z danym motywem. Żadna z tych form mi nie przeszkadza, a sądząc po zainteresowaniu tego typu akcjami - innym też nie (no, może niektórym tak - sądząc po tej notce :P). :)