Aaron to opanowany, strachliwy i strasznie nieśmiały nastolatek pochodzący ze słonecznego Madrytu. Ma dwójkę cudownych przyjaciół- Davida i Oli, typową familię z problemami, której największym atutem jest najmłodsza i jakże urocza siostra. Standardowo, jak co roku, na okres wakacyjny Aaron wyjeżdża do Ameryki, aby tam- w spokoju lasu, ciszy i braku cywilizacji (o dziwo takie miejsca- w kraju conversów i hamburgerów jeszcze istnieją) nabrać siły na nowy rok szkolny. Wyjazd oznacza rozstanie ze swoją dziewczyną- Dalilą- lecz zaraz po powrocie, biegiem rusza ją odwiedzić. Co zastaje? Korek samochodów, ludzi krzyczących imię dziewczyny, błyski fleszy i... swojego zaginionego braciszka, który dwa lata temu uciekł z domu. 3...2...1... Nie, Aaronie, nie- wcale nie rujnuje ci się życie...
"Wyznaczamy bieg losu naszymi decyzjami i nie możemy dopuścić, by lęki i obawy nam w tym przeszkodziły."
Hiszpanom gorący klimat niezbyt służy. Bynajmniej pisarzom. Hiszpańskie young adult są banalne, ckliwe, śmiesznie głupie, lecz... niezwykle ekscytujące i wciągające. Wszystkie te wnioski wyciągnęłam po lekturze "Piosenek dla Pauli"- odmóżdżającej cegły do potęgi n'tej. Zamawiając do recenzji "Play" kierowałam się zasadą rodem z gimnazjalnych korytarzy- yolo po prostu. Raz się żyję, co mi szkodzi spróbować tej lekkiej lektury. Najwyżej będę wyklinać, rzucać nią o ścianę, z wściekłością stukać w klawiaturę. Dostałam przesyłkę, a mój wzrok co i rusz podążał do półki, na której to czytadło się wygodnie umościłam. W końcu rozpoczęłam lekturę. Pierwsze sto stron przeczytałam z niecodziennym zainteresowaniem, równocześnie z nutą złości, bo błędów było sporo- o tym za chwilę. Lecz losy Aarona i Lea okazały się być prawdziwym narkotykiem, nad którym dawkowaniem nie można zapanować! Złota zasada książkoholika- jeszcze tylko jeden rozdział i na dzisiaj koniec- przy pochłanianiu "Play" sprawdziła się w stu procentach. Kiedy robiłam sobie przerwę w lekturze i tak moje myśli wracały do książkowych przygód. Wraz z tą czerwoną cegłą doświadczyłam niesamowitych chwil- milion razy wybuchałam gromkim śmiechem, przeżywałam tą historię razem z bohaterami, co objawiało się przyspieszonym biciem serca (ach, cóż za diagnoza), a nader wszystko porządnie się zrelaksowałam. I odmóżdżyłam. W cholerę się odmóżdżyłam.
Każdy rozdział rozpoczyna się cytatem z jakieś piosenki, który- o dziwo- jest adekwatny do treści rozdziału. Parę razy, nie znałam prezentowanych słów, lecz bywało i tak, że dana piosenka była mi dobrze znana. Wtedy uśmiechałam się szeroko, chwilę sobie ponuciłam i dalej zagłębiałam się w przygody chłopców. Historię poznajemy, naprzemiennie, z punktu widzenia dwóch braci. Dzięki takiemu zabiegowi jesteśmy baczniejszymi obserwatorami akcji, a także lepiej zaprzyjaźniamy się z obydwoma bohaterami. O ile Aarona pokochałam całym sercem i duszą, o tyle Leo pozostawił mieszane uczucia. Chłopak był taki dziecinny, arogancki, często najpierw coś zrobił, później dopiero pomyślał. Za to dowcipkować to on umiał! Jego ironia, a także cięty język zwracają uwagę na tą postać i nie pozwalają przejść obok niej obojętnie. Momentami czułam się jak w brazylijskiej telenoweli- naprawdę dużo tu intryg, spraw i związków z przeszłością. Można się w tym wszystkim nieźle pogubić, lecz do bólu prosty i- co tu dużo mówić- przeciętny język, jakim posługuje się Ruescas sprawia, że przy minimalnym użyciu szarych komórek fabuła jest prosta i klarowna. A propo języka, ściślej rzecz biorąc przekładu- wkradło się parę literówek, błędów stylistycznych etc. Aż tak widoczny ten defekt nie jest, jednakże ja jestem przewrażliwiona na tym punkcie- wiecie jak to jest.
Nie spodziewałam się, że "Play" wywoła we mnie aż tak pozytywne wrażenie. Może i nie jest to lektura najwyższych lotów, lecz czasami człowiek właśnie takiej książki potrzebuje. Lekkiej, niezobowiązującej, a przede wszystkim śmiesznej, wzruszającej i emocjonującej powieści, przy której zapomni o bożym świecie i choć na parę godzić przeniesiecie się do słonecznego Madrytu, a później deszczowego, lecz pełnego gwiazd Nowego Jorku. Bardzo pozytywne zaskoczenie. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że "Play" to jedna z takich książek, po których spodziewałam się przeciętności, a otrzymałam cudowną i relaksującą nietuzinkowość. Polecam wszystkim nastolatkom (zwłaszcza płci pięknej)! Polecam.... hmm, polecam właściwie wszystkim. W końcu troszkę relaksu i odmóżdżenia jeszcze nikomu nie zaszkodziło! Eee- chyba.
MOJA OCENA:
8/10
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu jaguar !
Nie zaszkodziło - o ile utrzymujemy równowagę pomiędzy kulturą ambitną a masową :-D Czasem, po kilku cięższych lekturach po prostu czuje się potrzebę przeczytania czegoś lżejszego, tak w ramach złapania kilku oddechów do następnego cięższego kawałka ;-)
OdpowiedzUsuńHmmm no nie wiem. Nie mam nic przeciwko zabawnym, lekkim historiom, ale jeśli to książka w stylu 'Piosenek dla Pauli' to ja podziękuję, bo one mnie po prostu wkurzyły swoją głupotą :D
OdpowiedzUsuńKończę czytać i faktycznie jest to dobra powieść w ramach relaksu.
OdpowiedzUsuń,,Piosenki dla Pauli" to zło w postaci czystej ;) Za ,,Play" podziękuję, bo na razie przejadły mi się nawet najprzyjemniejsze odmóżdżacze.
OdpowiedzUsuńLubię od czasu do czasu takie relaksujące książki przeczytać:)
OdpowiedzUsuńBrzmi całkiem ciekawie, jeśli się na nią kiedyś natknę, to chętnie przeczytam. Czasami lubię pogrążyć się w takiej lekkiej lekturze.
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam opis tej książki zainteresowała mnie a jeszcze twoja ocena. Chociaż na początku sądziłam, że źle ją ocenisz.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak piszesz, bo wygrałam niedawno tę książkę, ale nie wiedziałam czego się spodziewać :)
OdpowiedzUsuń"Zamawiając do recenzji "Play" kierowałam się zasadą rodem z gimnazjalnych korytarzy- yolo po prostu." - kocham cię najbardziej za to zdanie <3
OdpowiedzUsuńMam "Play" na półce i tak jakoś niedługo będę się za to zabierać - tak, twoja recenzja sprawiła że już się nie mogę doczekać! :3
Tylko ej, stawiaj spację przed i po myślniku, bo to razi :C
Uwierz, stawiam, po prostu mam włączoną funkcję justowania tekstu i mi się wszystko rozjeżdża ;-)
UsuńTeraz mnie zachęciłaś :) Zwrócę na nią większą uwagę!
OdpowiedzUsuńJuż spotkałam się z taką powieścią, gdzie bardzo dużo rolę ogrywała muzyka, były to "Dni trawy" i choć ta lektura nie była tego typu odmóźdżaczem, to jednak skojarzenie to sprawia, że ciepło myślę o tej pozycji, nad którą się tak rozpłynęłaś;)
OdpowiedzUsuńNadal nie jestem przekonana do tej książki, bo tematyka wydaje mi się jakaś dziwna :)
OdpowiedzUsuńHa, mamy podobne zdania - chociaż dla mnie Piosenki dla Pauli były okropne, ale YOLO, dałam szansę Play i się w tym zakochałam. :)
OdpowiedzUsuńTym razem chyba spasuję- hiszpańskie young adult, o cechach, które wymieniłaś powyżej raczej mnie zirytuje, niż wciągnie i podekscytuje (taak- na starość robię się zrzędliwa xD). :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Chyba sięgnę, bo okropnie mnie zaciekawiłaś! :)
OdpowiedzUsuńweronine-library.blogspot.com
Muszę cię pochwalić za piękny wstęp w recenzji! Bardzo mi sie podobał! Co do samej ksiażki mam mieszane uczucia, jednak lubie od czasu do czasu przeczytać coś tak wciągającego.
OdpowiedzUsuńWydaje się dość ciekawą książką. Może się za nią kiedyś wezmę, zobaczę. :)
OdpowiedzUsuń