„W życiu oprócz śmierci i podatków nie ma rzeczy pewnych.”
Dwudziesty wiek dzieli się na
cztery okresy – przed pierwszą wojną światową i po niej, przed drugą wojną –
dramat jeszcze większy od poprzedniego - i czasem po zakończeniu walk.
Poprzedni wiek to czas, o którym każdy chce zapomnieć, najlepiej wykreślić z
dziejów ludzkości. A tak się nie da. Tysiące ludzkich istnień zostało
pogrzebanych, rodziny rozdzielone, kobiety gwałcone, dzieci skazane na
tułaczkę. Bez sensu jest opisywać
krzywdy i tragedie drugiej wojny światowej. Jest ich tak wiele, że zliczyć ich
się nie da. Lecz jedno jest pewne. Miliony ludzkich istnień trwało w nadziei,
że wojna skończy się lada dzień, że wszystkie krzywdy zostaną zażegnane.
Kobiety modliły się, ażeby mężowie i synowie wrócili kiedyś do domu. Mężczyźni
dumnie walczyli o honor ojczyzny i z niecierpliwością wyczekiwali chwili, kiedy
będą mogli powrócić do swojego przybytku. Do żon. Do dzieci. Do miasteczka, które
opuścili w patriotycznym marszu. Do normalnego życia. Większość ludzi nie
przyjmowała do wiadomości, że po powrocie może ich czekać gruzowisko, ciała
dzieci nabite na płot, rządy wroga. Każdy kurczowo trzymał się nadziei.
Nadziei, która była ostatnią deską ratunku.
Lato 1939 roku. Krążą pogłoski o zbliżającej się wojnie, lecz w zacisznych Bedryczanach nikt tymi wieściami się nie przejmuje. Piotr Ochocki przyjeżdża na Kresy, ażeby poznać miejsce, w którym wychowywała się jego matka. Już po kilku dniach od przyjazdu, młody warszawiak przekonuje się, że życie w wiosce wcale nie jest takie beztroskie. Polacy i Ukraińcy żyją obok siebie, lecz sytuacja już od paru lat jest napięta. Mieszkańcy starają się tolerować siebie nawzajem, jedynie patrzą na siebie wrogo i troszkę rywalizują. Lecz konflikt wisi na włosku i kwestią czasu jest, kiedy tamtejsi działacze OUN napadną na Polaków. W takiej scenerii znalazł się Piotr, który od razu podbił serca tamtejszych dziewcząt. Lecz dla niego liczy się tylko ta jedna, jedyna. Córka ukraińskiego działacza i właścicielka niebiańskiego głosu.
Lato 1939 roku. Krążą pogłoski o zbliżającej się wojnie, lecz w zacisznych Bedryczanach nikt tymi wieściami się nie przejmuje. Piotr Ochocki przyjeżdża na Kresy, ażeby poznać miejsce, w którym wychowywała się jego matka. Już po kilku dniach od przyjazdu, młody warszawiak przekonuje się, że życie w wiosce wcale nie jest takie beztroskie. Polacy i Ukraińcy żyją obok siebie, lecz sytuacja już od paru lat jest napięta. Mieszkańcy starają się tolerować siebie nawzajem, jedynie patrzą na siebie wrogo i troszkę rywalizują. Lecz konflikt wisi na włosku i kwestią czasu jest, kiedy tamtejsi działacze OUN napadną na Polaków. W takiej scenerii znalazł się Piotr, który od razu podbił serca tamtejszych dziewcząt. Lecz dla niego liczy się tylko ta jedna, jedyna. Córka ukraińskiego działacza i właścicielka niebiańskiego głosu.
„Uczucia to potężna więź, która potrafi zadzwonić niepokojąco prosto do
ucha, jeśli na drugim końcu sznurka dzieje się coś niedobrego.”
Zaintrygowała mnie tematyka.
Wojenny romans, który zapowiadał się bardzo ciekawie. Pomyślałam sobie, że
najwyższy czas sięgnąć po coś ambitniejszego, coś co nakieruje moje myślenie na
właściwe ścieżki. Czas na książkę, po której będę miała wyrobione zdanie na
wiele tematów związanych z drugą wojną światową. Bo podręczniki kształcą –
owszem – lecz w gąszczu informacji, nie jesteśmy w stanie określić własnego
zdania i pogłówkować chwilkę nad wydarzeniami. Podręczniki mnie nudzą i
sprawiają, że oczy mi się zamykają, a głowa powoli przesuwa się w kierunku biurka.
Dlatego też zdecydowałam się na „Czas tęsknoty”. Oczekiwania miałam ogromne,
więc przystępując do lektury, obawiałam się, czy aby na pewno debiut
Grzegorzewskiego im sprosta. I muszę przyznać, że nie wiem, co o tej książce
myśleć. Wywarła na mnie ogromne wrażenie, lecz nie wszystko było takie jak być
powinno. Niektóre elementy rozzłościły mnie swoją nieudolnością, inne wręcz
zachwyciły. Raz było lepiej, a raz gorzej, lecz w ogólnym rozrachunku muszę
stwierdzić, że jestem całkiem usatysfakcjonowana lekturą.
Ochy i achy zostawmy sobie na
deser. Ot, zakończenie tekstu będzie takie słodkie. Teraz, zajmę się wadami.
Największą z nich była wielowątkowość. O ile od połowy książki już się
przyzwyczaiłam, o tyle początek był dla mnie istną katorgą. Ogólnie początek
nie wypalił – był nudnawy, mdławy i taki nierzeczywisty. Romans, który autor
postanowił napisać był nieżyciowy, rodem z brazylijskich telenoweli, śmieszył i
poddawał w wątpliwość każde słowo książki. Cóż, tak to jest jak mężczyzna
próbuje być Norą Roberts, czy Daniele Steel. Wracając do wielowątkowości –
początek lektury to przemieszanie rozmaitych wątków, w których nie sposób się
zorientować, ponieważ dopiero poznajemy fabułę. Później było już lepiej, gdyż
poznaliśmy bohaterów i łatwiej nam było przemieszczać się z jednego miejsca
akcji do drugiego. Większych mankamentów nie udało mi się znaleźć, z czego
ogromnie się cieszę. Oczywiście, były tak jakieś drobne potyczki językowe i
stylistyczne, parę niedopowiedzeń i tym podobne, lecz wszystkie nieznaczne błędy
można zrzucić na karb debiutu.
Największe wrażenie wywarły na
mnie realistyczne sceny. Autor nie przebierał w słowach, dokładnie wszystko
opisywał, dzięki czemu sceny wręcz krystalizowały się w mojej głowie. To o czym
czytałam, prawie natychmiast sobie wyobrażałam, przez co z „Czasem tęsknoty”
przeżyłam niesamowite i wstrząsające chwile.
Właśnie tak. Bo musisz wiedzieć, Czytelniku, że ta książka to nie tylko
denny romans. To także porządna lekcja historii. Już nie pamiętam kiedy,
czytałam tak rzetelną powieść historyczną! Te 400 stron wzbogaciło mnie o
wiedzę, której uczę się na lekcjach historii przez kilka tygodni, a i tak
połowa wiadomości ucieka z mojej głowy. Tutaj, wszystkie fakty historyczne w duecie z
fabułą i wstrząsającymi opisami sprawiają, że przez długi czas nie zapomnę o
przedwojennych Kresach, walkach z Ukraińcami i losie Polaków na emigracji.
„Czas tęsknoty” można porównać do
najwykwintniejszej potrawy. Pierwsze kęsy powodują zmieszanie, nie jesteśmy do
końca przekonani, czy z karty menu wybraliśmy właściwe danie. Natomiast później
jest już tylko i wyłącznie lepiej – z każdym gryzem coraz bardziej delektujemy
się ucztą, a kiedy ona już się kończy, jedyne o czym marzymy to powrót do
momentu, w którym potrawa stała przed nami w całości. Debiut Grzegorzewskiego,
choć z paroma niedociągnięciami, jest powieścią wartą uwagi. Nie jest to
lektura łatwa, lekka i przyjemna – wymaga dużej ilości wolnego czasu, świeżego
umysłu i skupienia. Historia Piotra Ochockiego i ukraińskiej piękności zdobędzie
każde kobiece serce, a historyczna sceneria przyciągnie też wielu panów. Jeżeli
jesteś nastolatką, sprzed wieku licealnego i jeszcze nie znasz losów
przedwojennego i wojennego świata odpuść sobie, Droga, tę lekturę. W każdym
innym wypadku – z całego serca polecam!
MOJA OCENA:
Bardzo chciałabym przeczytać tę książkę! Uwielbiam "Czas honoru", więc książka jest wręcz idealna dla mnie! :)
OdpowiedzUsuńPowieść historyczna to coś idealnie dla mnie. A o tej nie słyszałam więc trzeba to nadrobić.
OdpowiedzUsuńCzytałam, piękna książka, ale momentami przerażająca.
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie.
OdpowiedzUsuńNigdy o niej nie słyszałam a wydaje się być ciekawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Oj zaciekawiłaś mnie i to bardzo pozytywnie! Mam ochotę więc czemu nie? Jeju...muszę poszukać tę pozycję. Mam nadzieję, iż znajdę na nią czas <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cieplutko :* :)
Lubię serial ,,Czas honoru", a i w wielowątkowości całkiem nieźle się zawsze odnajduję, więc rozważę sięgnięcie po ,,Czas tęsknoty".
OdpowiedzUsuńBardzo lubię literaturę wojenną, także z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńnominowałam Cie do zabawy Liebster Blog Award.
http://przezpiekneokulary.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html
Zachęcam do udziału w zabawie!
O taak, właśnie przerabiam na historii II wojnę światową, a raczej już jej zakończenie, i bardzo interesują mnie tamte wydarzenia. Po książkę sięgnęłabym z miłą chęcią.
OdpowiedzUsuń