wtorek, 13 sierpnia 2013

"Mofongo" Cecilia Samartin

Mówią, że nigdzie nie zjesz tak dobrze jak u mamy. To powiedzonko tyczy się głównie dorosłych, bo w dzisiejszych czasach dla dziesięcioletniego dziecka mama to zabiegana kobieta, która nie ma na nic czasu. Na gotowanie tym bardziej.  W takim przypadku to zdanie powinno brzmieć tak: ‘Mówią, że nigdzie nie zjesz tak dobrze jak u babci’. Teraz, to jest najprawdziwsza prawda. Mając lat parę babcia jest dla ciebie prehistorycznym dinozaurem- osobą, która żyje na tym świecie już od tylu lat, że ty nawet nie możesz sobie tego wyobrazić.  Ma wiele doświadczenia, zwłaszcza w przyrządzaniu rozmaitych potraw, które później, przy niedzielnym stole, pałaszuje z apetytem cała rodzina. W szczególności najmłodsze latorośle..

Sebastian to dziesięcioletni chłopiec z wrodzoną wadą serca. Dysfunkcja bardzo poważna, przeszkadzająca w życiu codziennym, skreślająca marzenia i plany. A jakie to plany może mieć dziesięcioletnie dziecko, pewnie się pytasz z nieukrywaną drwiną.  Ja ci już odpowiadam, wręcz spowiadam się ze wszystkich tych tajemnic.  Nasz mały bohater pragnie być piłkarzem. Biegać za piłką i być wolnym, niczym nieskrępowanym . Tak po prostu. Pewnie wydaje ci się to żałosne,  przecież każdy chłopiec marzy o takiej karierze, lecz owy ‘każdy’ może to uczynić- a Sebastian nie. Serce mu na to nie pozwala. I rodzina również. Jedynie babcia zdaje się rozumieć chłopca- spędza z nim bardzo dużo czasu, rozmawia z nim, a także… gotuje dla swojego ukochanego wnuczka!


„- Kuchnia to serce domu- powtarzała wielokrotnie Lola- Kiedy dom ma przytulną kuchnię, w której bez przerwy coś się dzieje, cała rodzina jest zdrowa i silna.”

Cecilia Samartin jest amerykańską pisarką kubańskiego pochodzenia. Pracowała też jako psycholog, głównie z imigrantami. Jej książki, często utrzymane w klimacie realizmu magicznego i porównywane do powieści Isabel Allende, były tłumaczone na wiele języków i poza USA ukazały się między innymi w Norwegii, Danii, Niemczech i Hiszpanii. „Mofongo” z najcieplejszym przyjęciem spotkało się w chłodnej Skandynawii.

Z tą recenzją zwlekałam prawie tydzień i kiedy wreszcie wzięłam się w sobie i zaczęłam pisać to nie mam nic do powiedzenia. Wiecie dlaczego? Ta powieść jest irytująco poprawna. Do niczego nie można się przyczepić,  lecz niczym też nie można się zachwycić. Niby średniak, ale średniak przecież ma wady, a „Mofongo” ich nie ma (tak czysto teoretycznie). Więc jak mam tę książkę opisać? Jak mam Wam przedstawić wszystkie te sprzeczne uczucia, które mieszają mi w głowie? Powieść  Pani Samartin nie jest lekturą typową. Mimo, że opowiada historię dziesięcioletniego chłopca to tak naprawdę owego Sebastiana jest tutaj niewiele. Większą część opowieści zdominowała babcia Lola- głównie to jej zmiany charakteru. Przyznam, że czuję się troszkę oszukana, bo miała być wyciskająca łzy historia chorego chłopca, a tak naprawdę mamy do czynienia z obyczajówką pełną kulinarnych przepisów.  Historia Sebastiana co i rusz zrzucana jest na dalszy plan, a szkoda, bo wątek ten miał ogromny potencjał. Co prawda zakończenie, przełom powieści troszkę wynagradza nam ignorancję głównego bohatera, lecz jeżeli już mówimy o samym końcu to wszystko działo się za szybko, człowiek nie zdążył wszystkiego przyswoić, ochłonąć po emocjonujących wydarzeniach. 

Ostatnio zauważyłam, że nadeszła moda na książki obyczajowe z kuchnią w tle. Wymieniać można by było naprawdę wiele tytułów. Szczerze mówiąc ten trend mnie nie przekonuje. Jakby nie było jak chcę poznać interesujący przepis to zaglądam do Internetu lub do książek kucharskich, a jak chcę przeczytać książkę obyczajową to wybór mam naprawdę szeroki. Taki Misz-masz, 2 w 1, czyli tak naprawdę nie ma niczego. Zwłaszcza w przypadku „Mofongo”- ani fenomenalnej obyczajówki, ani dobrych przepisów.  Na końcu książki umieszczona jest również  lista receptur- fragmenty lektury z owymi dokładnymi instrukcjami. I pomińmy fakt, że większość składników jest niedostępna na polskim rynku. Zawsze można pstryknąć palcami i najważniejsze składniki posiłku wyczarować…

Czuję się oszukana, ale to już Wam mówiłam. Przez tę złość się powtarzam. Tak naprawdę w tej recenzji nic pożytecznego nie ma, więc w skrócie Wam jeszcze coś powiem. Styl autorki znośny, czyta się lekko, lecz autorka nie potrafi przekazać uczuć, emocji.  Bohaterowie poprawni, lecz żadna persona nie wzbudziła mojej sympatii. Historia też znośna, ma w sobie cień oryginalności, lecz niczym tak naprawdę nie zachwyca.

MOJA OCENA:
6/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu bukowy las!

17 komentarzy:

  1. Dla mnie też nie nie moje klimaty:)
    dodałam do obserwowanych- obserwuję jako Kulturalna Blogerka
    http://qltura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię takich książek ;/ Zawsze po nich jem za trzech.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię takich książek, gdzie nie da się przekazać jakichkolwiek emocji. Czytam je wtedy na siłę, a moje myśli szybko uciekają gdzieś w bok.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda... A zapowiadało się fajnie. Już chciałam poszukać tej książki w bibliotece. Ale nienawidzę kiedy główny wątek jest spychany, na drugi plan choć powinien być on głównym wątkiem. o.O A kucharz ze mnie prawie żaden, dlatego zdaję się na Twoja ocenę i nie będę poszukiwać tego tytułu.

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie: papieroweokno.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może kiedyś po nią sięgnę, jak na razie mam inne książki w planach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy na początku przeczytałam opis powieści, bardzo chciałam tę książkę mieć na półce, gdyż lubię powieści z wątkiem kulinarnym w tle. Twoja recenzja, jednak zniechęciła mnie do początkowych planów. Jak znajdę w bibliotece to z chęcią po nią sięgnę. Na zakup się nie zdecyduję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz racjie, historie obyczajowe z kucnia w tle stały się bardzo modne. Myśle, ze to ze względu na niesamwity klimat. Jeśli masz chęc to przeczytaj 'Słodki świat Julii', także występują tam 'kuchenne rewolucje' :) Niedługo u mnie recenzja tej książki, zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Raczej będę unikać tej książki, na początku miałam na nią ochotę, ale widzę, że to nic specjalnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też zauważyłam, że obyczajowe mają wątek kulinarny, trochę to nudne już:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie dla mnie takie książki. Chyba sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam kilka w pełni pozytywnych recenzji na jej temat i szczerze mówiąc, teraz już sama nie wiem czy chcę po nią sięgnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałabym!
      Nominowałam Cię do udziału w zabawie : http://modliszkakulturalnie.blogspot.com/2013/08/liebster-blog-award.html

      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  12. Kupiłam tę książkę przypadkiem, bo z opisu mnie zachęciła, a cena ( 10zl) przekonała. Lubię książki z wątkiem kulinarnym, w tym przypadku potrawy mnie może nie przekonały ( choć i tak mi pachniały ;) , ale sama książka mnie poruszyła. W moim odczuciu kuchnia w tej opowieści była tylko miłym i pasującym tłem do opowiedzianej historii. W przeciwieństwie do autorki blogowego wpisu, polecam przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Książkę kupiłam zupełnie przypadkiem zachęcona opisem i ceną z wyprzedaży- 9, 90zl; ) Lubię takie przypadki:)
    Ja zupełnie przeciwnie do autorki wpisu, jak najbardziej polecam przeczytać tę wzruszającą historię delikatnie okraszoną kuchnią z trochę innej bajki. Czyta się przyjemnie, szybko i wciąga. Choć oczywiście ile ludzi, tyle opinii.

    OdpowiedzUsuń
  14. Kupiłam tę książkę przypadkiem, bo z opisu mnie zachęciła, a cena ( 10zl) przekonała. Lubię książki z wątkiem kulinarnym, w tym przypadku potrawy mnie może nie przekonały ( choć i tak mi pachniały ;) , ale sama książka mnie poruszyła. W moim odczuciu kuchnia w tej opowieści była tylko miłym i pasującym tłem do opowiedzianej historii. W przeciwieństwie do autorki blogowego wpisu, polecam przeczytać.

    OdpowiedzUsuń