
No i ja też uległam.
Uległam modzie na "Miasto kości". Nie na książki, tym razem nie. Bo ja
do tej serii nie mam szczęścia. Bo geniusz zaczął od tomu drugiego,
który przeczytał z wyrazem twarzy mówiącym jedno: wtf?:o, później ten
geniusz upolował w bibliotece tom pierwszy i już się całkowicie
poplątał, później kolejny rok przerwy i tom trzeci, dziesięć stron za
geniuszem i 3 słowa cisnące się na usta: Pier***e, nie czytam. A że ten
geniusz jest istotką wolną to se książkę odłożył i do serii nie wrócił.
Dobra skończmy już z tą dziwną formą narracji, ten geniusz to ja,
huehue. Nie spodziewaliście się tego, wiem... No więc do serii nie
wróciłam zupełnie mnie nie korciło, aż tu nagle Miasto kości zrobiło
wielki come back! Wielki come backi tym razem: debil version, czytaj
film. Bo dla mnie filmy są dla debili, ja filmów nie lubię i w ogóle ich
nie rozumiem i w głowie mi się nie mieści, że kiedy na dworze piękne
słońce lub piękny deszcz można siedzieć jak wampir, być zamkniętym w 4
ciemnych ścianach i patrzeć zahipnotyzowanym wzrokiem w ekran. U mnie
pojęcie: maniakalne oglądanie filmów nie istnieje. Nie mam w zwyczaju
oglądać ekranizacji, nawet IŚ nie obejrzałam, a Zmierzch wyłączyłam po
10 minutach- swoją drugą i tak długo wytrzymałam :D. No ale w wieku 16
lat wypada się dostosować do społeczeństwa, więc postanowiłam: do kina
pójdę! A akurat wyszło Miasto kości, a w naszej przecudownej blogosferze
(<3) od razu pojawiły się recenzje filmu (huehue, tylko ja jestem
taka oryginalna, żeby robić pseudo-recenzję^^) no i tak jakby zaczęłam
mieć ochotę na ten film Jace'a. <3 Więc zabrałam koleżankę przyjaciółkę i się wybrałyśmy- gwiazdeczki ^.^.
Sala,
w której miał być grany film nie przywitała nas czerwonym dywanem (A
może i on był czerwonym, kto go tam wie.). Przywitał nas odór czegoś
dziwnego, na mój nos zdechłego kota. Generalnie ten podły Legnicki
Helios (hue hue widzicie w jakiej metropolii mieszkam? Nawet Heliosa
mamy:3) nie ma jakichś fenomenalnych sal, akustyki, wygodnych foteli i
tak dalej, no ale ten smród mogli jakoś zniwelować ._. W każdym bądź
razie film się zaczął i już od samego początku zaczęłam spojlerować
mojej koleżance (co prawda trochę mi się jednak pomieszało, ale co tam!
Nic tak nie cieszy jak spojlerowanie:3), bo jak się okazało trochę z
lektury zapamiętałam :3. Troszkę tam te fakty były poprzestawiane, tak
to już w ekranizacjach bywa, lecz i tak było naprawdę ok. Film trwał
ponad 2 godziny i przed seansem myślałam że nie wysiedzę (ADHD <3),
ale kiedy już leciały napisy końcowe byłam święcie przekonana, że siedzę
w tej śmierdzącej zdechłym kotem sali, tylko 15 minut! Tak się
wciągnęłam, że łoo, a przy tym naprawdę fenomenalnie się bawiłam. Muszę
przyznać, że było dużo, dużo, naprawdę dużo strasznych i odrażających
momentów. Chyba, że to ja jestem taka strachliwa. Nie wiem, ja nic nie
wiem, psze państwa.. Jeżeli chodzi o wątek romantyczny to było go
stanowczo za mało! W ramach rekompensaty machnęłam se tutaj taki słodki
obrazek, hehe.
Jeżeli chodzi o
bohaterów, to ja się zbytnio na aktorach nie znam, nawet nie wiem jak ci
tutaj grający się nazywają. A trochę za leniwa jestem, żeby to
sprawdzać XD. Więc kwestię: jakaś Baśka, jak na nią to tu grała bosko, a
Heniek mnie zawiódł, bo w innym filmie wyszedł lepiej, nie omawiam,
pozostawię to recenzentom filmowym- roboty im odbierać nie będę! :D
(Imiona przypadkowe:3). Jeżeli chodzi o aktorów to mam do powiedzenia
tylko parę zdań (hahahahha już to widzę XD). Ta aktorka co grała Clary
to powinna coś zrobić z brwiami, bo są ostro wkurzające, choć w sumie
nie przeszkadzają w oglądaniu, czego Kovy tak się obawiała. No i brawa
dla reżysera, bo Jace idealnie mi tu pasował, no i był takim ideałem-
mega przystojny i wgl taki z charakterem, tylko że mógł częściej ściągać
tą koszulkę XD. Oby nam się chłopak w kolejnych częściach rozkręcił ^.^
A teraz obrzucajmy reżysera (czy kto tam jest odpowiedzialny za dobór
aktorów XD) pomidorami, bo Magnus był umalowany gorzej niż niejedna baba
i wyglądał naprawdę tragicznie, a Simon był totalną sierotą. Więc jak
już się pewnie domyślać: Team Jace, team Jace, team Jace. Forever! <3
Generalnie
to film był przewspaniały, dla mnie naprawdę nie ma wad! A to jest
nowość, bo z natury jestem straszną zrzędą. Kiedy wyświetlali napisy
końcowe szczena moja i Kovy była na podłodze i później tak się jarałyśmy
tym filmem, że masakra! Z przyjemnością obejrzałabym go drugi raz i mam
nadzieję, że jeszcze będę miała taką okazję! Te wszystkie walki, demony
(fuj!), a przede wszystkim mój kochany Jace. Awww. Jestem osłem ze
Shreka i z uśmiechem na twarzy skaczę do góry i krzyczę: Ja chcę jeszcze
raz! <3
A tak ogólnie to
jeszcze po filmie zaopatrzyłam się w egzemplarz "Miasta kości" z
brytyjską okładką i strasznie się z tego powodu cieszę. Jak tylko
skończę ten tekst (jeszcze posprawdzam literówki, coby się później nikt
nie czepiał), poprzeglądam sobie Wasze śliczniusie blogi i idę się
delektować wspaniałym stylem Clare i moim kochanym Jace'em. Bardzo
pozytywny dzień, bardzo pozytywny film. I pośmiać się można, i krzyknąć
ze strachu i popłakać. :3
A w sobotę 50 faktów o mnie- krejzi, krejzi. Będziecie czytać tylko na własną odpowiedzialność:3
xx.