„Jak się człowiekowi w życiu powodzi, to nawet gówno pachnie makowcem.”
Mówią, że na rodziny się nie wybiera. I to jest prawda.
Lecz tak samo jak nie wybieramy naszej familii, tak i nie wybieramy kraju, w
którym się urodzimy. Ot, brutalna
prawda. Przecież nie od dziś wiadomo, że jedno państwo jest lepsze, a drugie
gorsze. Jedno jest bogatsze, drugie mniej; jedno ma piękny język, drugi nie…
Można by tak było wymieniać i wymieniać, lecz wg mnie największą
niesprawiedliwością są wojny. Jak to jest, że jedni żyją w spokojnym kraju,
przez co mogę się uczyć, pracować, podróżować, a inni- tak samo niewinni-
patrzą na śmierć swoich rodaków i nawet nie mogą wyjść z domu, bo będąc na
ulicy mogą zostać postrzeleni. Zresztą w
domu też- przecież okno to nie barykada.
Wydaje się, że jedynym racjonalnym wyjściem jest wyjechać. Uciec. Od
problemów, nienawiści, od wszystkiego. Po prostu wyemigrować, do kraju gdzie da
się normalnie żyć. Ale czy to będzie
normalne życie? Nie! Będą postrzegani jako ci obcy, inni, dziwni. Ci, którzy
mówią inaczej, nie znają języka. I będą się męczyć , tułać się przez lat
paręnaście, tęsknić za Ojczyzną. Tak, za tą ojczyzną, która winna im jest
normalne, godne życie. Czy to się nazywa sprawiedliwość?
Państwo Sallas pochodzą z Grecji, lecz musieli wyemigrować.
Wykończeni wojną domową postanowili osiedlić się w komunistycznej Polsce. Dokładniej rzecz ujmując na komunistycznym Dolnym Śląsku. A co mi tam, zagłębmy się w szczegóły! Państwo
Sallas osiedlili się w komunistycznej Bielawie, gdzie greckie ambrozje były
marzeniem, rarytasem, czymś nieosiągalnym wręcz. Lecz żyli sobie w tym naszym ‘komunistycznym
raju’ i choć się im nie przelewało, to żyć się dało, odchować syna również. Sakis,
bo tak syn ma na imię swoje Polskie życie postanowił spisać i już jako
pięćdziesięcioletni chłop przedstawia nam swoją historię.
„Nogi to najlepszy wynalazek. Jak je masz, to wszędzie zajdziesz. A jak
masz głowę na karku, to nie tylko zajdziesz, jeszcze wiesz po co idziesz, i
wrócisz, skąd przyszedłeś, synku.”
Hubert Klimko- Dobrzaniecki bywał Skubaczem indyków, mimem,
gospodynią domową i przemytnikiem diamentów. Odkrywa miejsca, których nikt w
Polsce nie zna. To on wprowadził do literatury depresyjną Islandię, opisał
nikomu nie znany wojenny, duński Bornholm, żydowskie zakątki Wiednia i
kryzysowe oblicze Grecji. Zawsze jest tam, gdzie coś się dzieje. A może dziać
się zaczyna dopiero wtedy, gdy przyjeżdża on?
To nie jest wakacyjna lektura- wiosenna, zimowa, jesienna
zresztą też nie. To lektura na każdą okazję, na każdą porę roku- nie potrzebuje
specjalnych okoliczności. Lecz nie jest
też dla każdego! „Grecy umierają w domu” to powieść poruszająca ważne tematy,
zmusza nas do refleksji nad światem, nad życiem, nad wszystkim. Jest dość
ambitna, a w zrozumieniu tej skomplikowanej treści autor nam nie pomaga. Choć
jego styl jest wyjątkowy, momentami lekko wierszowany, to jest też trudny,
wymagający uwagi. Nie można przelecieć wzrokiem po kartce, tekst trzeba
przyswoić, zrozumieć, chwilę pomyśleć i podebatować z samym sobą nad jego sensem. Sama historia również jest ciekawa, choć nie
ma takiego wydźwięku jak morały. Akcja prowadzona jest naprzemiennie- raz
śledzimy losy Sakisa w domu pisarzy na greckiej wyspie, gdzie mężczyzna pisze,
innym razem czytamy powieść Sakisa, czyli jego wspomnienia z rodzinnego domu.
Jest to oryginalna, bardzo pouczająca, momentami wstrząsająca mieszanka.
Tej książki nie można ocenić w kategoriach: bohaterowie,
akcja, styl. Tak się nie da. Dopiero teraz, kiedy piszę tę recenzję zdałam
sobie sprawę, jak wielkie przesłanie niesie nam ta historia. Jest to wspaniały
podręcznik natury ludzkiej, ogólnie życia. Co prawda nie wszystko tutaj
napisane jest wprost, wielu rzeczy trzeba się domyślać, lecz to jest w tej
lekturze najlepsze! Sami odkrywamy naturę człowieka, wszystkie jego maski. O
człowieku tu jest sporo, lecz ‘my’ jesteśmy takim tematem, który nigdy się nie
wyczerpie. A Pan Hubert o tej naszej fałszywej naturze tak pięknie pisze, tak
pięknie roztacza obrazy, takie wszystko plastyczne- pogratulować takiego
talentu. Dowiadujemy się również jak traktowani są obcokrajowcy. Bo nie ważne,
że patrzymy przez pryzmat komunizmu- tak naprawdę niewiele się teraz zmieniło.
Bo Grek to nie Polak. Jasne?
Lektura ambitna, lektura niełatwa, lektura zdecydowanie
warta przeczytania. Książka cegłą nie jest, ma te swoje 230 stron, lecz dla tych kilkunastu kartek z zadrukowanymi słowami średniej wielkości, przeczytać warto. Mówię Wam to całkowicie szczerze, bez kłamstwa, bez
niczego - nie pożałujecie. Czas wysilić szare komórki, nieprawdaż?
Po okładce nie spodziewałabym się takiej lektury. Nie powiem, bardzo, ale to bardzo mnie zachęciłaś. Rozejrzę się za książką.
OdpowiedzUsuńNigdy o niej nie słyszałam, ale po Twojej recenzji jestem nią zaintrygowana. Chętnie ją przeczytam, jeśli nadarzy mi się taka okazja.;)
OdpowiedzUsuńWitaj ^^
OdpowiedzUsuńPragnę poinformować, że nominowałam Cię do zabawy "Nie niszcz książek - używaj zakładek!" :)
Szczegóły tu: http://mirror-of--soul.blogspot.com/2013/08/nie-niszcz-ksiazek-uzywaj-zakadek.html
Pozdrawiam :)
O już druga nominacja. Dzięki śliczne! <3
UsuńDo zabawy oczywiście dołączę, ale to we wrześniu jak już będę w domku i obfotografuję wszystkie moje zakładeczki! ;3
Raczej książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie lubię tego typu książek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, obserwuje i zapraszam do siebie.
http://naszksiazkowir.blogspot.com/
Cos mi sie zdaje, ze ksizka do mnie przemówi, ciekawa historia, którą musze poznać.
OdpowiedzUsuńNie znam autora, a o książce słyszę pierwszy raz. Po mimo tego zaintrygowałaś mnie, ponieważ historia może być ciekawa, ale również poruszająca. Jeśli to idzie ze sobą w parze - książka musi być super! + czas przyzwyczajać się do polskich autorów ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;3
Lubię czasami przeczytać książkę, nad którą trzeba posiedzieć i się zastanowić, więc może w najbliższym czasie sięgnę po "Grecy umierają w domu".
OdpowiedzUsuńZdecydowanie dodaję do listy. Lubię sięgać po taką literaturę. Książki to nie tylko miły sposób na spędzenie wolnego czasu, oderwanie się od rzeczywistości, ale także pewnego rodzaju nośnik informacji. Informacji, które są ważne, a do których na co dzień nie mamy dostępu, nie myślimy o tym.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w stu procentach! Naprawdę piękne słowa :)
UsuńNie słyszałam dotąd o tej książce, ale mnie skutecznie do niej zachęciłaś - pięknie Nam opisałaś powieść pana Klimko. Koniecznie muszę kiedyś po nią sięgnąć. :)
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam Cię serdecznie do The Versatile Blogger Award! ;)
Za nominacje ślicznie dziękuję, jak nie zapomnę to we wrześniu dołączę do zabawy. Cieszę się, że mój tekst Ci się spodobał ;)
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale teraz jestem zdecydowana ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja jest świetna!
Dziękuję- naprawdę to wiele dla mnie znaczy :)
Usuńrefleksyjne historie to jedne z moich ulubionych. o Grekach będę pamiętać.
OdpowiedzUsuńChyba się nie skuszę :) Już sam tytuł mnie zaskoczył ^^ Pozdrawiam, Livresland :)
OdpowiedzUsuńRaczej ją sobie daruje ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś spróbuję, jak będę miała ochotę na tego typu powieść. :)
OdpowiedzUsuńChyba się nie skuszę, całkiem nie dla mnie (:
OdpowiedzUsuńNajpierw zwróciłam uwagę na okładkę, która bardzo mi się podoba. Czasami trzeba przeczytać jakąś ambitną książkę, dlatego poszukam tej powieści w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńWygląda na bardzo ciekawą książkę, zaintrygowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuńCzeka w kolejce. ;)
OdpowiedzUsuńWydaje się być wspaniałą historią, i przede wszystkim ambitną, więc myślę że naprawdę warto :)
OdpowiedzUsuń