środa, 25 czerwca 2014

"Między teraz a wiecznością" Marie Lucas

Są chwile, które ciężko uchwycić. Sfotografowanie ruchliwej pszczółki siedzącej na kwiatku graniczy z cudem. Tak samo uchwycenie startującego biegacza lub innego sportowca. Chwile pełne napięcia i emocji mijają bardzo szybko. Chwile są ulotne. Jak ulotka. A czy zastanawialiście się kiedyś jak nazwać moment między teraz a wiecznością? Czy w ogóle istnieje coś takiego? Jeśli jesteście ciekawi przemyślcie to. I nie liczcie, że Marie Lucas w swojej książce zgłębi ten problem. Tytuł niejednego sprowadzi na manowce. Manowce pełne igieł i chaszczy, które są nie do przejścia.

Lubię serię Poza czasem. Co prawda nie mogę się poszczycić znajomością wszystkich tytułów z tej kolekcji, lecz te, które już czytałam cenię sobie i wspominam bardzo miło. Na "Miedzy teraz a wiecznością" oczekiwałam z niecierpliwością, a na okładkę wręcz nie mogłam się napatrzeć. Teraz już wiem, że treść oprawiona w ten różowy grzbiet jest ucieleśnieniem zła i literackiego kiczu.

Bardziej schematycznie już być nie mogło. Julia właśnie rozpoczyna nowe życia w zupełnie nowym miejscu. Po śmierci ojca straciła majątek i dawną siebie, a razem z matką przeniosła się do niewielkiego mieszkanka na dziesiątym piętrze okropnego, szaroburego bloku. Już od pierwszego dnia szkoły wiąże się z Feliksem, który okazuje się być chłopakiem (prawie) idealnym. Przystojny, popularny i bogaty - ucieleśnienie jej dawnego życia. Czego chcieć więcej? No tak, jasności myśli. Przecież jest jeszcze Niki, który przyciąga spojrzenie Julii niczym magnes. 

Nie wiem od czego zacząć. Nie wiem jak napisać, żeby nie powiedzieć parę słów za dużo. Spróbuję nadać tej wypowiedzi łagodny charakter. Podkreślam: spróbuję. Niczego nie obiecuję, bo "Między teraz a wiecznością" nie tylko mnie rozczarowało. Ta książka uwolniła wszystkie moje pokłady negatywnych emocji, sprawiła że miałam ochotę rzucać przedmiotami o ścianę, a w gorszych momentach byłam gotowa kogoś zabić. Najlepiej samą autorkę. Za to, że stworzyła coś tak słabego.

Powiem to otwarcie - Julia jest idiotką. Naprawdę nie mam pojęcia na kim wzorowała się autorka. Chyba na orangutanie z zoo. Nasza bohaterka ma szesnaście lat i jest kompletną nogą z angielskiego - okay, to jeszcze jestem w stanie zrozumieć, nie każdy musi być geniuszem. Ale żeby nie wiedzieć co to są czasowniki modalne lub zamiast tłumaczyć pytania na angielski (jako zadanie na lekcji) odpowiadać na nie w rodzimym języku?! No ludzie, błagam. Julia miała mózg pięciolatka (o ile w ogóle coś w tej głowie miała), a popęd seksualny niczym pani spod latarni. Marie Lucas przedstawiła młodzież w krzywym zwierciadle, a ja - jako szesnastolatka - czuję się w tym momencie obrażona. Chore jest dla mnie to, że Julia uprawiała seks po zaledwie kilku tygodniach znajomości, która dodatkowo była okraszona sprzeczkami i zazdrością. Nie mogę zrozumieć jak nastolatka mogła kochać się z chłopakiem w miejscu publicznym. Ja jestem staroświecka, a może to autorka naoglądała się za dużo niemieckiej wersji "Warsaw shore"? Stawiałabym to drugie.

Historia opowiedziana jest w formie narracji pierwszoosobowej, przez co od Julii nie możemy się odczepić nawet na chwilę. Już na piętnastej stronie bohaterka stwierdza "Jak mówiłam pisanie nie należy do moich mocnych stron (..)". O matulu, czyżby znalazł się tu wątek autobiograficzny? Najwyraźniej, bo "Między teraz a wiecznością" to wzorcowy przykład jak nie należy pisać. Błędy stylistyczne, krótkie i często niespójne zdania, a przede wszystkim brak jakiejkolwiek akcji. Niby powieść skupia się na odzyskaniu majątku, jednakże Julia niewiele robi w tym kierunku. No tak, w końcu decyzja z którym chłopakiem się dzisiaj kochać, sama się nie podejmie.

Jedynym punktem, który mi się spodobał jest wątek duchów. Jeszcze za młodu (powiedziała szesnastolatka), wraz z moją koleżanką, parałyśmy się tematami spirytystycznymi. Życie po śmierci zostało tu przedstawione bardzo ciekawie, niestety takich mrocznych scen było za mało, przez co ginęły w tłumie pocałunków i miłosnych dylematów.

"Między teraz a wiecznością" to powieść tak głupia, że aż śmieszna. Czasami przychodziły momenty w których śmiałam się do rozpuku. Bo i co miałam robić? Płakać, że czytam tak tragiczną książkę? Śmiech jest lekarstwem na wszystko, również i w tym przypadku pomógł mi przetrwać. Niemniej jednak nie popełniajcie tego samego błędu co ja. Lepiej trzymać się od tej książki z daleka. Bardzo, ale to bardzo daleka. Życzę sobie ( i Wam też, ale przede wszystkim sobie) mniej tak fatalnych lektur, po których tracę wiarę nie tylko w literaturę młodzieżową, ale i w całą ludzkość.

Nieudane spotkanie z Julią umożliwiło mi wydawnictwo Egmont!

34 komentarze:

  1. Książka to chyba jedyne co w tej książce dobre :/ Na pewno po nią nie sięgnę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Okładka to chyba jedyne co w tej książce dobre

      Usuń
    2. Tak myślałam, że chodziło Ci o okładkę :)

      Usuń
    3. Zgadzam się z przedmówcą; okładka piękna, ale treść pozostawia wiele do życzenia.

      Usuń
  2. Ja znalazłam parę plusów - w tym duchy jak Ty. I podobała mi się narracją chociaż bohaterka faktycznie ją zepsuła. Wątek erotyki ok, ale w pewnym momencie zastanawiałam się, czy dalej czytam o nastolatkach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka nie taka zła, dałoby się przeżyć, gdyby nie Julia. Poważnie, też ją znielubiłam, a po tym seksie jeszcze bardziej. Autorka nie ma bladego pojęcia o nastolatkach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe, czy Wydawnictwo Egmont podaruje Ci jeszcze coś do recenzji. ;D Okładka ujdzie. Nie powaliła mnie. Książka też nie powali, bo jak słucham Twojego zdania to nie chcę jej czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha nie myślałam nad tym ;)
      Ich książki serio bardzo lubię, ale nawet najlepszym zdarzają się błędy ^^. To było do przewidzenia, że kiedyś wydadzą coś gorszego.

      Usuń
  5. W takim razie sobie ją odpuszczę :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam zamiar przeczytać tę książkę (jestem wzrokowcem, okładka mnie zachwyciła), ale jeśli wywołała w Tobie aż tyle negatywnych emocji, że miałaś ochotę rzucać przedmiotami o ścianę to chyba zaoszczędzę sobie nerwów i odpuszczę :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Róż nigdy nie był zbyt obiecujący...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej... Aż tak źle? Uważaj, żeby Ci wydawnictwo nie kazało usunąć recenzji :P
    Swoją drogą, trochę się tu ostatnio zmieniło. Myślałam, że weszłam na MoreJulie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest gorzej niż myślisz. Myślę, że podobna sytuacja w książkowej blogosferze już się nie powtórzy :)
      Taki układ mam od początku roku, a od kwietnia jest taka delikatna kolorystyka ;)

      Usuń
  9. Moim zdaniem, to było by śmieszne gdyby wydawnictwo kazało usunąć Monice tą recenzje. Przecież oznaczało by to, że wysłali jej tą książkę tylko dla reklamy. Co prawda, wiadomo, że po to blogerzy dostają darmowe egzemplarze, ale Monika ma prawo napisać co tak naprawdę myśli o tej pozycji. Prawda jest taka, że gdyby blogerzy nie pisali uczciwych recenzji, to nikt nie brał by wogle pod uwagę ich opinii.
    Pozdrawiam!

    www.blog-ksiazkoholiczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Okładka jest piękna, ale ta seria Egmontu ogółem wydaje się być średnia pod względem fabularnym, dlatego postanowiłam nie kupować. Dzięki za przestrogę!

    Przy okazji zapraszam do siebie na konkurs: http://heaven-for-readers.blogspot.com/2014/06/klub-karmy-czesc-2-wraz-z-tematyczna.html - krótki termin, dlatego informuję osobiście :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Spotkałam się z różnymi opiniami o tej książce ale w większości przeważały te negatywne. Sama raczej po nią nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakoś od początku nie byłam przekonana co do tej książki, a po Twojej recenzji tym bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że chyba nie warto na razie na tę historię poświęcać czasu.

    OdpowiedzUsuń
  13. O ja, i tu właśnie sprawdza się powiedzenie "nie oceniaj książki po okładce" :( Nie sądziłam że będzie aż tak źle. No cóż, nie zamierzam tracić na tę książkę czasu.

    OdpowiedzUsuń
  14. No proszę, a okładka taka ładna... będę omijać szerokim łukiem ; )

    OdpowiedzUsuń
  15. Wprawdzie tego "dzieła" nie znam (i zapewne nie będę miał tej wątpliwej przyjemności), podejrzewam jednak, że książka z prawdziwym orangutanem w roli głównej byłaby ciekawsza. Kolejny klon ze zbioru nieszczęsnej literatury młodzieżowej o niezbyt rozgarniętej bohaterce. Trzeba współczuć straconego czasu i dziękować za ostrzeżenie! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Piękna recenzja, jak ja uwielbiam kiedy ktoś tak ładnie jedzie po mocno słabiutkiej książce. Teraz tym bardziej wiem, żeby nie sięgać po tą książkę. :D

    OdpowiedzUsuń
  17. A miałam kupić. Miałam, ale nie kupię. Myślę, że tylko wyrzuciłabym pieniądze w błoto... Bardzo dobra recenzja. Lubię, kiedy recenzent jest tak bardzo szczery :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Brawo za niesamowite porównanie ;d Zgadzam się całkowicie - tak głupia, że aż śmieszna. Ja zrezygnowałam z niej już po pierwszych stronach. Gratuluję wytrwania ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Szkoda, że książka nie okazała się taka, jak o niej myślałam. Chyba jeszcze zastanowię się czy po nią sięgnąć :)
    A recenzja bardzo fajna, czytało mi się bardzo przyjemnie. Mimo twojego niezadowolenia z lektury :P

    OdpowiedzUsuń
  20. "Julia jest idiotką" - świetne! I chyba to oddaje tak naprawdę charakter tej książki - infantylna, głupia, po prostu gniot. Ostatnio Egmont strasznie obniżył loty :/

    OdpowiedzUsuń
  21. Pół biedy, że szesnastolatka nie umie angielskiego. Problem w tym, że jej nauczycielka też go nie umiała.. Był tam taki fragment, a nawet dwa, które mnie - studentkę filologii angielskiej - doprowadziły do białej gorączki :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Odpuszczam sobie lekturę tej książki, a szkoda, bo myślałam, że lektura będzie przednia

    OdpowiedzUsuń
  23. O boże, jak się cieszę, że nie skusiłam się na tę książkę. :) Ale przyznam, że jestem zdziwiona, bo Egmont wydaje raczej dobre pozycje, a przynajmniej tak było do tej pory. ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Wygląda na to, że książka faktycznie fatalna. W takim razie życzę, aby na gorszą już nie zdarzyło Ci się trafić ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Druga negatywna recenzja, więc książka jest w moich oczach stracona. ;) Bardzo barwnie to opisałaś! :) Masakra, mi takie książki też odbierają wiarę w ludzkość. :D

    PS: Chętnie przyjmę książkę, by napalić nią w piecu zimą. :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Oj słyszałam już tyle negatywnych recenzji o tej książce, że zdecydowanie, twoja przechyla ostatecznie szalę na niekorzyść autorki. A szkoda. Bo również lubię Poza czasem. Po prawdzie były jakieś zgrzyty nieraz, nie wszystkie tytuły były przewspaniałe, ale przyjemne i co ważniejsze - interesujące. Skoro "Między teraz a wiecznością" jest zaprzeczeniem wszystkiego co lubię w książkach Egmontu... podziękuję.
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  27. hahaha, jak ja lubię czytać Twoje hejty <3

    OdpowiedzUsuń