środa, 9 kwietnia 2014

Środowe wieczorki 11) Egzemplarze recenzenckie

Dawno już nie pisałam na temat naszej kochanej blogosfery. Więc chyba czas najwyższy, prawda? Ten tekst byłby zbędny. gdyby wszyscy obecni mieli wystarczająco dużo oleju w głowie. Gdyby zachowywali się profesjonalnie lub po prostu normalnie. A tak niestety nie jest. Działalność blogosfery idzie w bardzo złym kierunku, a według mnie należy zrobić wszystko, ażeby choć niektórzy zmienili swoje postępowanie. Bo w innym wypadku owy precedens może się skończyć tragicznie i nawet Ci, którzy zawsze piszą szczerze, stracą autorytet i zaufanie.

Nieświadomych pragnę uświadomić. Bloger nie dostaje pieniędzy za prowadzenie bloga. Formą wynagrodzenia są książki, które wydawnictwa przysyłają nam w zamian za recenzję. Czasami mamy okazję czytać daną lekturę przedpremierowo, lecz najczęściej jest tak, że egzemplarze recenzenckie nie różnią się od tytułów z księgarnianej półki. Z jednym wyjątkiem - za powieści przesyłane przez wydawnictwa, czy portale nie ponosimy żadnych kosztów. Oczywiście, mogłabym ująć sprawę prościej - książki są darmowe. Lecz dla mnie nie jest to prawdą. Wydawnictwa nie przysyłają książek, żeby ładnie się prezentowały na półce, czy po to żebyśmy mogli zaszpanować w szkole / pracy. Dostajemy książki za recenzje. A nie zawsze łatwo jest napisać, co się myśli na temat danej lektury. Kiedy słyszę "Wow, ale fajnie - dostajesz książki za darmo..." mam ochotę walić głową w mur. Serio, takie stwierdzenie powinno być zakazane.

Kiedyś egzemplarze recenzenckie były miłym dodatkiem do blogowania. Dla niektórych (głównie tych starszych stażem) dalej są. Osobiście książki przesłane przez wydawnictwo właśnie tak traktuję. Bez wątpienia jest mi miło, że wydawnictwa chcą ze mną współpracować. Kiedyś byłam stałą klientką księgarni internetowej znaku. Kusiłam się na każdą promocję, a owa grupa wydawnicza była dla mnie wielką korporacją, z którą współpracują tylko najlepsi. Niedługo minie rok, od kiedy dostałam maila z propozycją współpracy. Lecz czy brak tej współpracy coś by zmienił? Przestałabym blogować, obraziłabym się na cały świat, czy krzywo patrzyłabym na tych co z nimi współpracują? Oczywiście, że nie! Bycie w szeregach wydawnictw, korespondowanie z osobami, które zajmują się promocją książek, wreszcie rozrywanie kopert i układanie na półkach papierowych dzieci - to wszystko jest naprawdę pozytywne. Nie ma co się oszukiwać, współpraca dała mi szansę przeczytanie całej masy świetnych tytułów, poszerzania literackich horyzontów. Lecz gdybym straciła całe pokłady zdrowego rozsądku i zamawiałabym wszystko co popadnie, lektura stałaby się ogromnym utrapieniem.

Dostaję dużo książek, lecz nie zawsze tak było. Pierwszą współpracę nawiązałam niemal pół roku po starcie bloga. A dzisiaj? Dzisiaj blogerzy, którzy mają bloga miesiąc lub dwa, na swojej liście współprac mają paręnaście wydawnictw. Nie mają jeszcze swojego stylu pisania, podpatrują jak to robią starsi koledzy i koleżanki (temat na inną dyskusję) i próbują ich naśladować. A wszystko po to, żeby dodać na stronę kolejne logo wydawnictwa. Sięgając po egzemplarze recenzenckie nie biorę wszystkiego co popadnie. Zamawiam do recenzji tylko takie książki, które bym kupiła lub wypożyczyła z biblioteki. Takie które mnie interesują. Znaczna część blogerów robi dokładnie na odwrót - bierze byle co, byle więcej, byle mieć się czym pochwalić. Ale po co? Czy jest sens męczyć się z lekturą, a później pisać negatywną recenzję? Wiadomo - nie zawsze człowiek trafi i czasami książka okazuje się być jedną wielką porażką. Tak bywa, lecz jeśli nienawidzisz kryminałów to nie bierz książek z tego gatunku! Jeśli nie jesteś zainteresowana, to nie ubiegaj się o powieść. Proste?

Są też i tacy blogerzy, którzy boją się skrytykować powieść. Myślą, że wydawnictwo zerwie z nimi współpracę. Praktycznie w każdej recenzji wymieniam wady, nieraz wyzwałam książkę od chłamu - jeszcze nigdy nie zerwałam z takiego powodu współpracy. Wręcz przeciwnie, zostałam obdarzona szacunkiem, bo nie bałam się wyrazić własnego zdania. Uwierzcie mi, Kochani - to widać, kiedy ktoś na siłę wychwala czytadło. A wtedy nie tylko pozbędziesz się Czytelników, lecz stracisz również szacunek do samego siebie.

Sytuacje wyżej opisane zdarzały się od zawsze, lecz nie były tak powszechne jak teraz. Lecz to nic. Blogerzy przyjęli nową broń ataku - facebook. Zauważyłam, że wielu "recenzentów" wręcz domaga się przesłania egzemplarza książki. Bo przecież to taka oczywista oczywistość, że blogowanie = dostawanie książek. No bo jak to tak - blog mający całe trzy miesiące, 20 obserwatorów na krzyż, a oni nie chcą książek wysyłać. Barbarzyńcy, debile jacyś - na niczym się już te wydawnictwa nie znają, co się dzieje z tym światem... Pod każdym zdjęciem i statusem komentarze typu "no kiedy wreszcie wyślecie tę książkę", "czy ja się kiedyś doczekam odpowiedzi na maila", "dajcie mi...". Boże drogi, zabierz mnie z tego świata. Za jakie grzechy muszę tu żyć? Kiedy na fejsie pojawia się fanpage nowo powstałego wydawnictwa, portalu lub księgarni, blogerzy tłumnie pielgrzymują na witrynę i zostawiają post z pytaniem "Czy jest możliwość współpracy recenzenckiej?". Mało tego! Ostatnimi czasy ambasadorkami książki "Tajemnice Ali" zostało parę blogerek. Więc kiedy wydawnictwo rozpoczęło promocję "Mrocznych umysłów" tablica została zaspamiona postami typu "Czy mogę zostać ambasadorką Mrocznych umysłów?". Z ciekawości aż sprawdziłam - były to młode stażem blogerki, które nawet nie współpracują z tym wydawnictwem...

Czy egzemplarze recenzenckie są takie ważne? Nie, nie i jeszcze raz nie. Książki można kupić ( w internecie można znaleźć naprawdę świetne promocje!), wypożyczyć lub wymienić. Naprawdę, nie trzeba wybłagiwać wydawnictw (jeszcze - o zgrozo - publicznie!). Jeżeli wydawnictwo pisze, że mają już komplet stałych recenzentów to znaczy, że mają komplet i nie szukają nowych. Co jest w tym niejasne?! Serio, sytuacja zaczyna mnie przerażać. To smutne, że większość pisze bloga nie z miłości do czytania, a z miłości do dostawania egzemplarzy recenzenckich...
Nie chcę szufladkować, bo znam całą masę świetnych blogerów i zdarza się i tak, że nawet Ci młodsi piszą świetnie - niestety takich jak my jest zdecydowana mniejszość. Zapraszam do dyskusji, buziaki!

41 komentarzy:

  1. Świetnie to napisałaś :) Ja sama prowadzę już bloga rok i jeszcze z żadnym wydawnictwem nie nawiązałam współpracy, bo wydaje mi się, że moje recenzje nie są jeszcze tak dobre.
    Ujęłaś dokładnie wszystko co myślę na ten temat :)
    Nie rozumiem tych ludzi, którzy po krótkim czasie od założenia bloga już zaczynają współpracę, zazwyczaj ją wydawnictwo szybko zrywa, bo nie są jeszcze doszlifowane recenzje. Jednak oni się nie zrażają i dalej wręcz błagają w mejlach wydawnictwa o współpracę, bo oni chcą darmowe książki -,- Oni chyba jeszcze nie wiedzą jak to jest pracować pod presją, recenzować coś, czy pisać na dokładny termin. Ja już tak musiałam kilka prac pisać i wiem, że to nic ciekawego jak ma się dużo nauki i sprawdzianów w tym czasie, ale nic nie możemy poradzić, jeśli przyjdzie sobie jedno dziecko z drugim, założą bloga i będą "szpanować" dziesiątakami egzemplarzy recenzenckich w gatunkach, których nawet nie lubią
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Co się porobiło z tą naszą blogosferą... Pełno pseudo recenzentów, którzy w większości piszą streszczenia z książek, domagających się współprac... Od jakiegoś czasu nie śledzę fp wydawnictw i o tym co tam się dzieję nie miałam pojęcia, aż zerknę z ciekawości :)
    Miałam to szczęście, że akurat zostałam Ambasadorką "Tajemnic Ali" i otrzymałam "Mroczne Umysły" bez zamęczania wydawnictwa xp

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałam zielonego pojęcia, że na facebooku takie cyrki się odbywają. Chyba za rzadko na niego wchodzę, mimo swojej strony. To już chyba uwłaczające wszelkiej godności takie żebranie po facebooku i wylewanie pretensji. Sama współpracuję z kilkoma wydawnictwami. I dochodzę do wniosku, że lepiej wybierać dokładnie lektury, by potem nie męczyć się z daną książką. Propozycje współpracy mogą zawrócić w głowie i ogłupić - zwłaszcza, gdy zajmujemy się blogowaniem dość krótko. Dla mnie mail od wydawnictwa był swego rodzaju nobilitacją. Potem sama odezwałam się do kilku i w większości przypadków spotkałam się z pozytywnym odzewem. Staram się wybierać starannie lektury recenzenckie, zdarza mi się odmówić recenzji jakiejś książki jeśli jestem pewna, że to nie temat dla mnie. Zdarzają się sytuacje, że mimo fajnej zapowiedzi książka nie jest ciekawa, ba po prostu kiepska i o tym też nauczyłam się pisać. Tego też, uważam, trzeba się nauczyć, bo jednak, gdy ktoś daje coś "za darmo" to ma się odczucie (mylne odczucie), że wypadałoby być miłym. A to błąd i zgadzam się z Tobą, że traci się wiarygodność i szacunek. Ogólnie warto zastanowić się czy współprace z wydawnictwami to jest to, czego nam w rzeczywistości potrzeba, bo przecież tyle wspaniałych książek można znaleźć na półkach księgarń i bibliotek. Blogowanie tylko dla otrzymywania "darmowych" książek nie ma sensu. I jest żenujące.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo jest prawdy w Twojej wypowiedzi, ale ja chcę wierzyć w to, że książkowi blogerzy nawiązują współprace z wydawnictwami dlatego, że kochają czytać!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy temat poruszyłaś Moniko. Ostatnio rzadziej bywam w sieci, skupiając się na szukaniu pracy, ale zauważyłam o zgrozo, publiczne żądania młodych blogerek, którym oczywiście należą się książki. Wiem, że to kusi, szczególnie te osoby, które nie mogą sobie pozwolić na kupno wszystkich książek, które chcieliby przeczytać. Są jednak pewne granice. Kiedy prawie trzy lata temu zakładałam bloga, nie marzyłam nawet o współpracach, bo nie miałam pojęcia o ich istnieniu. Pisałam o książkach swoich lub bibliotecznych. Wkrótce jednak odezwało się wiele wydawnictwo, z czego byłam niezwykle dumna i cieszyłam się jak dziecko. Dziś zostałam z kilkoma, z którymi współpracuję na stałe. Reszcie podziękowałam lub zamawiam coś sporadycznie, bo po prostu nie wyrabiam się czasowo. Jak wspomniałaś blogerom raczej się nie płaci, a z czegoś żyć trzeba. Niektóre z wydawnictw same zrezygnowały, bo moje statystyki nie pokazywały tysięcy wejść na dzień. Trudno. Zależy mi na tych, którzy czytają moje recenzje i doceniają je, niezależnie od tego ile osób mnie czyta. Niestety początkujące blogerki często za wszelką cenę chcą zdobyć nowych obserwatorów i wiele wejść na blogi, co przekłada się na zamieszczane posty. Zdawkowe, mało wnikliwe opinie, pisane w pośpiechu, byle więcej i więcej. A już rozbrajają mnie całkowicie komentarze pod moimi postami typu: polubiłam. Odwzajemnisz się? Grrrrrrrrr. Trochę winne są sobie same wydawnictwa, że "zatrudniają" takie osoby, nie czytają recenzji, a jedynie sprawdzają statystyki. A z drugiej strony, jeśli ktoś pisze bloga tylko po to, żeby otrzymywać książki - szczerze współczuję, to musi być męka.... Ja zawsze starannie wybieram książki dla siebie i syna, choć zdarza mi się eksperymentować ( nie zawsze z pozytywnym skutkiem). Raz jedyny wzięłam książkę, która średnio mnie interesowała i potem przeżywałam męki podczas lektury i pisania recenzji. Nigdy więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny tekst. Ja czytam recenzenckie, własne, biblioteczne i choć mój blog wszedł w 3 roczek życia nie staram się o nowe współpracę. Jakoś chyba nie szukam po blogosferze, bo odniosłam wrażenie, że młode blogi, nie powstają w takim tempie, jak dawniej. Pewnie się mylę. Ja nawiązałam, a w sumie dostałam pierwszą propozycję od Merlina trzy miesiące po założeniu bloga, lecz chyba coś w moich postach było, że złożono mi taką propozycje. Kiedyś zauważałam, że młodzi blogerzy na siłę zaczynali współprace od dwóch wydawnictw, specjalizującej się w literaturze religijnej. Teraz chyba ten proceder lekko przystopował, albo ja zanurzona nosem w książce tego zwyczajnie nie widzę.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Mogę powiedzieć tyle, że zgadzam się z Tobą całkowicie. Sama prowadzę bloga dopiero od pół roku i nie pisałam do żadnego wydawnictwa z zapytaniem o współpracę. A pewnie niektóre zgodziłyby się patrząc właśnie na to, że innym z zaledwie miesięcznym czy dwumiesięcznym stażem się udaje.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest to temat na pewno bardzo obszerny i kontrowersyjny. Kiedy rozmawiam z osobami, które nie znają tematu od razu pojawiają się zarzuty, że na pewno za darmową książkę muszę pisać o niej w samych superlatywach. No bo jak to dostaniesz ksiażkę i jeszcze ją zjedziesz? Całe szczęście jest trochę inaczej. Zdarza mi się dostawać książki do recenzji. Jednak tak jak piszesz, nigdy nie zgodzę się na książkę, która nie jest z gatunku przeze mnie lubianego. W sumie nie mam "stałych" współpracy. Zresztą pewnie bym się na nie nie zgodziła, bo mam własną listę "do przeczytania". Miło jest zostać docenionym, kiedy pojawia się propozycja zrecenzowania książki. Ale czasem mimo szczerych chęci brakuje mi na to czasu. Z drugiej strony trochę irytuje mnie, kiedy w jednym momencie na wielu zaprzyjaźnionych blogach jak grzyby po deszczu pojawiają się recenzje tej samej pozycji. Po którymś już razie odechciewa mi się nawet czytać. Co do młodych blogerów, którzy chcieliby od razu dostawać ogromne ilości recenzenckich egzemplarzy to całe szczęście nie zetknęłam się bliżej z takim zachowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz zupełną rację. Sama wielokrotnie spotkałam się komentarzem "wow, ale masz fajnie, dostajesz książki za darmo...". A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Dostanie książki od wydawnictwa jest miłe, nie przeczę. Ale przecież te same pozycje równie dobrze można dostać w bibliotece czy najzwyczajniej od kogoś pożyczyć. Myślę, że w ostatnim czasie sedno blogowania zostało mocno zaburzone. Ja sama pierwszą współpracę z wydawnictwem podjęłam po kilku miesiącach od powstania bloga - i to tylko dlatego, że wydawnictwo M samo mi to zaproponowało. Nigdy nie odważyłabym się napisać do wydawnictwa mając przeświadczenie, że mój blog nie jest prowadzony w sposób dość poważny, że moje recenzje nie są takie, jakie być powinny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz rację, wśród blogerów książkowych zawsze królowała fascynacja współpracami i książkami do recenzji, ale to co się dzieje w ostatnim czasie jest po prostu żenujące. I przerażające, bo na wielu blogach styl i gramatyka/ortografia wołają o pomstę do nieba. A tak w ogóle jestem bardzo ciekawa, ile blogów by zostało, gdyby nagle zabrakło egzemplarzy recenzenckich ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha dokładnie! Myślę że naprawdę niewiele :)

      Usuń
    2. Słuszna uwaga! Ale te, które by zostały, byłyby prawdziwymi perełkami. :)

      Usuń
  11. Sama jestem w blogosferze swierzynką i zauważyłam dokładnie to samo co Ty. Dzieciaki dwoją się i troją byleby tylko podjąć współpracę z wydawnictwem. Może w wieku 21 lat patrzę na świat odrobinę inaczej. Byloby mi glupio i odrobinę wstyd pisać do dziesięciu wydawnict po napisaniu dziesięciu recenzji przy dobrych wiatrach :-)
    Nie wiem czy blogowanie stało się takie modne czy jak, ale często wygrywa chęć dostania darmowej książki a nie miłość do czytania. W końcu wszyscy tutaj po to jesteśmy - kochamy czytać. Niektórym przydałoby się odrobina samokrytyzmu. Przecież nikt nie zabroni im podjąć po pewnym czasie współpracy !
    Z drugiej strony spójrzmy na wydawnictwa, czy ludzie podejmujący te współprace nie patrzą jak ktoś pisze, ile czasu prowadzi bloga itp. Przecież decyzję podejmuja właśnie oni :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Poruszyłaś ciekawy temat. Osobiście nie współpracuję z żadnym wydawnictwem i nie ubiegam się o to. Może kiedyś przyjdzie na to czas, ale teraz najważniejszą rzeczą dla mnie jest rozwijanie się pod względem pisania. Książka do recenzji też nie jest do końca za darmo, bo trzeba poświęcić czas na przeczytanie i zrecenzowanie.
    Oczywiście, gdyby zainteresowało się mną jakieś wydawnictwo byłoby mi bardzo miło, ale NIGDY nie napiszę czegoś co nie jest prawdą. Jak to napisałaś- straciłabym do siebie szacunek. A szacunek do samej siebie to priorytet :)
    Szalenie interesujący post. Uwielbiam twój styl pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Sama zauważyłam tę falę blogerów-napaleńców brnących jedynie do osiągnięcia wyznaczonego celu - czyli książek bez nakładu własnego. Dla mnie to zjawisko dość negatywne, zwłaszcza jeżeli ktoś nie ma talentu do pisania, a lista współprac jest prawie tak długa, jak moja recepta tabletek na alergię. No cóż. Sama do żadnych współprac nie dążę i recenzuję jedynie książki własne, dla mnie to wcale nie problem, bo robię to przede wszystkim dla własnego rozwoju ;)
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. dobrze powiedziane ;>
    mi w ogóle nie zależy jakoś specjalnie na współpracach, mam ich tylko parę, a nie korzystam z ich ofert też za często, bo mam miliony kupionych nieprzeczytanych książek. i tak samo jak Ty - traktuję to jako miły dodatek.
    nie powiem jednak, żeby mnie ta sytuacja przerażała, bo mam gdzieś innych, nie moja sprawa, nie mój blog, nie moje współprace, cytując Owsiaka - róbta co chceta. tylko że szacunek traci też na tym wydawnictwo, księgarnia czy cokolwiek - bo np kiedyś współpracowanie z Matrasem to było takie wowowow, a teraz współpracują z nim blogerki które pierwszą recenzję w życiu napisały dwa miesiące temu (y)
    ale co zrobisz, nic nie zrobisz.

    OdpowiedzUsuń
  15. Od czasu do czasu dostaję jakiś egzemplarz do recenzji i zawsze bardzo się z tego cieszę, ale kiedy zakladałam bloga, nawet się nie orientowałam, że jest taka możliwość. Piszę recenzje, bo uwielbiam czytać i pisać, książki po prostu pochłaniam :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo dobry tekst, dla mnie o tyle na czasie, że nie dalej jak wczoraj przegadałam z przyjaciółką ten temat wzdłuż i wszerz. Z mojej perspektywy takie podejście do blogowania to trochę spuścizna po boomie na blogi modowe. Kiedyś w Internecie po prostu się pisało, dzisiaj każdy chce coś zarobić i uszczknąć dla siebie, bo przecież na blogu można "zarabiać", w tej czy innej formie. Nie twierdzę, że współpraca jest zła, bo sama od niedawna z niej korzystam, ale wszystko z umiarem. Prowadzenie bloga wyłącznie "na zamówienie" musiałoby być męką.

    Dziwię się temu, co mówisz o Facebooku - nie zagłębiałam się jak dotąd w temat, ale też nie spotkałam się z takim otwartym spamem na stronach wydawnictw. Trudno jednak winić za to wyłącznie blogerów - wydawnictwa, które godzą się na coś takiego, również gdzieś tam są winne. Gdyby współpraca przypadała w udziale wyłącznie osobom doświadczonym i takim, które zwyczajnie mają dobre pióro, nikt by nie żebrał, będąc z góry skazanym na porażkę. Jednak dzisiaj nie jest trudnym znalezienie bloga, który nie ma stażu niemal w ogóle, w recenzjach pojawia się masa błędów, a mimo to "lista płac" jest dłuższa niż niejeden post.

    OdpowiedzUsuń
  17. "Kiedy słyszę "Wow, ale fajnie - dostajesz książki za darmo..." mam ochotę walić głową w mur. Serio, takie stwierdzenie powinno być zakazane." Te słowa są tak cudowne, że nie mogę. Sama tak mam i za każdym razem, jak słyszę "Ale przecież zarabiasz na blogu!" mam ochotę albo tak jak ty - walić o ścianę - albo powiedzieć takiej osobie co myślę o słowach przez nią wypowiedzianych...
    "Sięgając po egzemplarze recenzenckie nie biorę wszystkiego co popadnie. Zamawiam do recenzji tylko takie książki, które bym kupiła lub wypożyczyła z biblioteki. Takie które mnie interesują." Mam całkowicie tak samo i bardzo przykro robi mi się na myśl, że wiele osób bierze "byle więcej" i nie zastanawiają się nad tym, co chcą przeczytać, ale robią to dlatego, że to jest za "darmo".

    To po prostu ... masakra. Tak strasznie żałuję, że to dostrzegam (co się dzieje z blogosferą - szczególnie książkową), czasami po prostu chciałabym tego nie widzieć. Wszyscy uważają, że ważne są egzemplarze recenzenckie i tylko to się dla nich liczy... - ponadto spotkałam się z przypadkami, kiedy po dostaniu egzemplarza recenzenckiego, obrażają się, że jest w formie skoroszytu, a nie wydanej pięknie książki...
    Sama właśnie chciałam napisać taki post, bo już czasami nie da się wytrzymać z czymś takim. Byłoby miłą odmianą, gdyby ten post dał tego typu osobom więcej do myślenia i może zmiany swojego nastawienia ;D
    Przy okazji, ja zaczęłam pierwszą współpracę po 9 miesiącach od posiadania bloga ;D

    OdpowiedzUsuń
  18. Miałam czteromiesięczną przerwę od blogowania i widzę, że nic się nie poprawiło, a wręcz pogorszyło. To smutne i przykre bardzo. Zaczęła panować jakby zasada "czy się stoi czy się leży, książka od wydawnictwa się należy". To jest przerażające... Aż brak mi słów. Jeszcze branie wszystkiego co popadnie... ech. Co to się dzieje w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja się zastanawiam, jak to możliwe, że jakiekolwiek wydawnictwa współpracują z takimi młodzikami, którzy - nie oszukujmy się - nie umieją pisać. Nie wszyscy oczywiście, ale jednak... niestety większość. Nie mówię tego ze złośliwości. Po prostu pewna osoba, która się straszliwie wymądrzała, tak przykuła moją uwagę, że aż weszłam na jej bloga i byłam w szoku...
    Gdy ja zaczęłam blogować, to nawet nie wiedziałam, że można za recenzję dostać książkę. Jednak szybko zaczęłam odmawiać propozycjom, które mnie nie interesują. Np. erotyki. Nie i kropka. Biorę, co mnie interesuję i jak najmniej, ponieważ lubię też czytać swoje książki, które (obsesyjnie) kupuję. :) Gdy widzę, że ktoś tam ma w miesiącu 20 książek do recenzji, a przy tym znam tą osobę i wiem, że studiuje/pracuje, to rozumiem ten cały fałsz, który "wali po oczach" w jej recenzjach. :( To widać, ja to widzę, inni to widzą i można po komentarzach zobaczyć, że Ci, co naprawdę czytają opinię, się nie wypowiadają... Pisanie na siłę jest po prostu najgorsze.
    Chyba zeszłam z tematu trochę...
    W każdym razie, ja współpracę z wydawnictwami widzę, jako swoistą nagrodę, ponieważ miałam okazję poznać tyle wspaniałych książek i ciągle mi sprawia radość, gdy ktoś sam do mnie napisze z pochwałą, czy coś. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  21. Szczerze powiedziawszy, jestem w ogromnym szoku. Naprawdę ludzie takie rzeczy na facebooku piszą? Przecież byłoby mi wstyd! Jest mi wstyd, że coś takiego się dzieje, bo to jest takie szufladkowanie. Przez takie osoby, cała blogosfera książkowa będzie traktowana właśnie w ten sam sposób, czyli jako darmozjady proszące się o książkę. Mam kilka stałych współprac, a do recenzji wybieram to, co sama chcę przeczytać i sama bym kupiła. Nic na siłę... :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ciekawa refleksja. Mam na koncie dopiero dwie książki, które dostałam od wydawnictw, ale było to miłym przypadkiem raczej, niż jakąś regułą. Bloga prowadzę od ponad roku, a egzemplarze recenzenckie dość niedawno do mnie spłynęły. :) Z jednego byłam bardzo zadowolona, drugą pozycję - przyznam się - wzięłam, choć nie przepadam za literaturą kobiecą. Miałam jednak potrzebę przeczytania czegoś lekkiego. Nie sądzę, że jestem wspaniałą krytyczną literatury, choć uważam, że faktycznie wiele blogów nie wiem na jakiej podstawie współpracuje z wydawnictwami, bo czytać się ich recenzji nie da... Ale może ja mam spaczony umysł filologa.
    No nic, pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Temat rzeka. Dużo można by pisać. Wielokrotnie poruszany, maglowany, ale nie dziwię się, bo stale aktualny. Sytuacja wygląda tak, a nie inaczej i nic się na to nie poradzi - no chyba że same Wydawnictwa wprowadzą jakieś bardziej restrykcyjne zasady współpracowania z blogerami. Zanim jednak tak się stanie... można dyskutować bez końca, a i tak nic się nie zmieni ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Poruszyłaś temat rzekę. Podejrzewam, że większość ludzi zgodzi się z Tobą, zresztą ja również podpisuje się pod większością tekstu. Mimo tego, muszę przyznać, że dwa razy zdarzyło mi się napisać na facebookowej stronie dwóch wydawnictw czy jest możliwość otrzymania egzemplarza recenzenckiego. Oczywiście nie chcę się tutaj tłumaczyć, ale zrobiłam to z jednego tylko powodu: bardzo chciałam przeczytać te tytuły, a zwyczajnie nie miałam kasy. Jasne,mogłabym poczekać, aż książki pojawią się w mojej bibliotece, ale uznałam, że warto spróbować. Również uważam, że pisanie bloga tylko po to, by otrzymywać egzemplarze recenzenckie jest strasznie głupim pomysłem i właściwie to neguję. Jednak moim zdaniem są sytuacje, kiesy otrzymanie egzemplarza recenzenckiego jest jedyną możliwością na przeczytanie książki. U mnie tak było.

    A poza tym uważam, że nie tylko młode blogerki "napalają się" na egzemplarze recenzenckie. Są blogi, jak pisze koleżanka powyżej, oblegane i wyświetlane setki tysięcy razy, którym ja po prostu nie ufam. Podejrzewam, że do takich blogerek wydawnictwa pchają się drzwiami i oknami. Dlaczego im nie ufam? Otóż w profilu blogerka podaje, że pracuje/studiuje/ma dwoje dzieci i recenzuje po kilkanaście książek miesięcznie. Pytam się, kiedy ma na to czas?? Lubię pisać recenzję, jeszcze bardziej lubię czytać. Pracuje, mam męża i psa. Czasami,kiedy wracam do domu po 12 godzinnej nieobecności, wyprowadzam psa, coś tam ugotuje... przeczytam 30 stron i padam na twarz. Serio. Dlatego nie ufam blogerkom (nawet tym z kilkuletnim stażem) które czytają po kilkanaście książek miesięcznie :)

    PS Sorry, za jakość mojego wywodu, ale piszę i oglądam mecz jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Jesteś bardzo odważna i za to jestem ci ogromnie wdzięczna. Trochę mnie w blogosferze ni ebyło i po prostu nie zauważyłam, ze takie coś ma miejsce. Dla mnie to jest na prawde przerażające. Nie wiedziałam o wielu rzeczach, chyba sie cofnelam, ale to co ty napisalas na prawde mnie przerazilo. Kiedys blogosfera nie byla az takim slawnym miejscem jak dzisiaj. trzeba to jakos wyplemic.. Tylko ja nie wiem, czy do takich osob nasze wolania dotrą...
    Zaczynam sie bac, bo boje sie, ze za niedlugo ta czesc blogosfery, ktora odpowiada za recenzje ksiazek po prostu upadnie....

    OdpowiedzUsuń
  26. Temat dla mnie nowy. Prowadzę bloga od tego roku, a powodem była tylko i wyłącznie czyta miłość do czytadeł. Sama kupuje książki, wypożyczam lub wymieniam się. Nie po drodze mi z recenzjami na zamówienie, a facebooka nie posiadam i mogę śmiało powiedzieć, że jestem szczęśliwa, bo czytam co lubię i piszę co chcę :):P

    OdpowiedzUsuń
  27. Naprawdę świetny tekst. Sporo już się o tym pisało i mówiło, ale niestety nic to nie zmienia. Nie tylko temat, który podjęłaś jest ważny i moim zdaniem diabelnie ciekawy. Napisałaś go świetnie, lekko i naturalnie, i zazdroszczę Ci tego. ;)

    Samo zjawisko, jak już napisałam, wydaje mi się ciekawe. Nie należę do takich bloggerów, którzy współpracują z dużą grupą wydawnictw, jestem raczej na szarym końcu, bo na stałe współpracuję tylko z Novae Res. Niemniej obserwuję, co się dzieje i to jest naprawdę dziwne i smutne. Czytanie książek zawsze kojarzyło się z ludźmi inteligentnymi, kulturalnymi, z klasą. I tak powinno pozostać. Jaką łatkę przyklei bloggerom książkowym ktoś, kto trafi na bloga osoby wyciągającej książki od kogo popadnie? Wolę nawet nie myśleć.

    Wiadomo jednak, że każdy wyprze się tego, jakoby akurat on miałby być takim "wyłudzaczem" książek. On? W życiu! Ale za to może podać parę adresów, pod którymi osoby ewidentnie wyciągają książki od wydawnictw...

    Nie wiem, czy w ogóle możemy coś z tym zrobić. Nie zabronimy przecież nikomu pisać i właściwie skoro wydawnictwa biorą do współpracy kogo popadnie, to raczej - niestety - ich sprawa. Bo wydaje mi się, że zamiast przeszukiwać blogosferę i znajdować osoby, z którymi warto współpracować (a znam parę takich blogów), to muszą odpowiadać na setki maili od osób nastawionych jedynie na współpracę. Inna kwestia, w jakim świetle przedstawia się wydawnictwo, którego recenzent popełnia błędy ortograficzne ect. ;)

    Pozdrawiam i gratuluję świetnego tekstu!

    OdpowiedzUsuń
  28. Świetny wpis :) Przyznam szczerze, że nie zaglądam zbyt czesto na fanpage wydawnictw, więc nawet nie miałam pojecia o takim zjawisku :) Sama prowadzę blog od półtora roku (jak ten czas szybko leci), a wydawnictwa same się odezwały, tak samo, jak i autorzy :) Osobiście muszę przyznać, że nie próbowałam zbyt intensywnie nawiązywać wspólprac dlatego, że po pierwsze moja zdolność do prezentacji jest poniżej zera, chyba jestem zbyt leniwa na ganianie i wypatrywanie maili i żyję zgodnie z zasadą, że jeśli sami zobaczą i im się spodoba to się ze mną skontaktują :) Nic na siłę :) Na półkach mam zarówno egzemplarze recenzenckie, kupne i biblioteczne (choć tych ostatnio mniej, bo ukochana biblioteka oddaliła się o setki kilometów). Tak, jak podejrzewam większość z nas, wyrażam sie całkiem subiektywnie (za co parę razy zostałam skopana, nie przez wydawnictwo, a czytelników - i to odnoscie bibliotecznych i kupnych egzemplarzy:P), bo po co inaczej? Ze strony osób, które podjeły ryzyko współpracy z mła nigdy nie usłyszałam złego słowa za krytykę, gdy ocena danej pozycji była niska - przeciwnie pojawiły się podziękowania, za nieowijanie w bawełnę, a jeden autor strasznie naciskał żeby nie było cukierkowo, bo on wszystko przyjmie na klatę :D Co do młodych, napalonych, wyczekujących pod bramami wydawnictw... możliwe, że blogowanie szybko im się znudzi :P Przyznam szczerze, że ich działania nie maja wpływu na to co robię, nawet mnie nie drażnia, dlatego, że zaglądam na sprawdzone strony - niczym do ksiażki, która jest dobrym przyjacielem :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Zgadzam się z meridiem, to tak naprawdę nie nasza sprawa z kim wydawnictwa chcą, a z kim nie chcą współpracować. Sama często na różne maile nie dostaję odpowiedzi, za to przychodzą potem do mnie książki "niespodziewajki". Równie często do recenzji dostaję coś, czego wcale nie chciałam recenzować - ani o to nie prosiłam, ani na to nie czekałam. Skoro jednak już ktoś mi to wysłał, to ok... czuję się w obowiązku to przeczytać, a potem o tym napisać (choć wiem, że nie każdy w ten sposób do takich przesyłek podchodzi).

    Poza tym Moniko znowu jestem pod wrażeniem Twojego pisania. Zwłaszcza tej długości, która zawiera sens, a nie tylko lanie wody, jak to się często spotyka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Rany, znam sytuację z młodymi blogerami domagającymi się współpracy, ale nigdy nie widziałam tekstów dotyczących ambasadorek książek. Ten świat jeszcze wiele razy nas zaskoczy O.O
    Taaaak, mnie wielu, wielu początkujących blogerów pyta się o to, do jakich wydawnictw pisać i kiedy. Zawsze doradzam, żeby najpierw rozwinęli bloga, napisali kilkanaście(dziesiąt) porządnych recenzji, wypracowali sobie swój styl, określili, jakie gatunki preferują i dopiero wtedy mogli pisać. Niestety takie pisanie dla samego dostawania darmowych książek mija się z celem.

    OdpowiedzUsuń
  31. Jestem dokładnie tego samego zdania co Ty! Ja nie wyobrażam sobie, bym wzięła do recenzji np. biografię (choć jedna raz do mnie przyszła przez przypadek), czy np. jakiś poradników, bo zwyczajnie nie umiałabym tego czytać, a co dopiero recenzować.
    Nie rozumiem też osób, które jak dostają książkę do recenzji to piszą laurki (najbardziej to widać u początkujących). Ja raz zrezygnowałam z bycia ambasadorką powieści, bo po prostu mi się nie spodobała i nikt za to na mnie kotów nie wieszał.

    Ja też dostaję mnóstwo tych głupich pytań o emaile do wydawnictw lub o to, czy i jak współpracuje się z danym wydawnictwem (głównie na asku) i to jest serio denerwujące.

    Dobrze wszystko ujęłaś.:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Ach, ta dzisiejsza młodzież, ze tak to ujmę. :)
    Przyznam się, że kiedyś brałam wszystko, co mi proponowali - ale nie od wszystkich wydawnictw. Pierwsza poważna współpraca, która sama mnie znalazła (Nastek :3 ), no nie byłam w stanie się pohamować ze szczęścia! :D I nie byłam w stanie odmówić książkom. O tyle miałam szczęście, że wszystkie raczej przypadły mi do gustu (ale teraz już raczej patrzyłabym na nie inaczej). Szybko się pohamowałam, bo szkoła, egzaminy, no i poradników czy biografii recenzować nie umiem.
    Nie mam dość "fejmu", by dostawać pytania o emaile do wydawnict, ale widzę tyle młodych blogów recenzenckich, które mają wielką listę współpracy, i to mnie przeraża, bo - nie mam nic do ludzi, którzy założyli bloga, ale jeśli to tylko po to, by dostawać książki... - dostawanie egzemplarzy recenzenckich powinno być czymś w rodzaju miłego dodatku, nagrody. Za to, że się dobrze pisze, dba o bloga, ma własne zdanie. O, właśnie tak.

    Zgadzam się z Tobą w 100%. Nic dodać, nic ująć. :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Świetny tekst - tak, tak, nie jestem oryginalna. Ale to prawda. Uwielbiam Cię za Twoją szczerość, szczególnie za tę w recenzjach, Twoje hejty są po prostu najlepsze na świecie :D Nie zawsze komentuję Twoje recenzje, ale prawie każdą nałogowo czytam, ale dzisiaj mam wielką ochotę coś napisać.
    Gdy ja ponad rok temu założyłam blog nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego jak współpraca recenzencka. Naprawdę. A jak się dowiedziałam, nie powiem, zaczęłam się tym bardzo interesować. Zaciekawiło mnie to, a poza tym "książki za darmo" fajnie brzmiały - no, każdy popełnia błędy. Moją pierwszą współpracę nawiązałam, gdy mój blog miał 7 miesięcy. Teraz właściwie współpracuję z pięcioma wydawnictwami, a właściwie to z trzema. Jedno najpierw zgodziło się na współpracę, a później próbowałam się dwa razy dobić do nich mailowo, ale nie odpowiadali, więc tak jakby jej nie było. Bywa, trudno, nie ubolewam :D Z drugiego przysłami mi jedną książkę, którą zrecenzowałam, wysłałam link i nie dostałam odpowiedzi - ani dziękuję, ani nic. Spoko. Więc został mi Dreams, MG i Esprit, co całkowicie wystarcza mi do szczęścia, od grudnia nie nawiązałam żadnej współpracy i jest wspaniale. :D
    Mogłabym jeszcze pomarudzić na inne blogi, ale to tak nieładnie, poza tym brat sterczy nade mną "bo zadanie musi zrobić" i boję się, że mi krzywdę zrobi, jeśli nie odstąpię mu komputera xd
    to tyle, jeszcze raz - genialny tekst <3
    miłego wieczorku!

    OdpowiedzUsuń
  34. Całkowicie się zgadzam. To co się teraz dzieje jest po prostu straszne. Ja sama kiedyś pomyślałam - ale fajnie, blogerzy dostają egzemplarze do recenzji... Ale nie założyłam bloga z tego powodu. Jestem stosunkowo "młodą" blogerką. Mój blog książkowy ma zaledwie rok. Jeden jedyny raz zależało mi na tym, by dostać się do wydawnictwa. Nie napiszę do którego. Chodziło o to, że na półce miałam dosłownie wszystkie książki tego wydawnictwa, a na każdą nową nie było mnie stać. Napisałam więc wiadomość, w której zapytałam czy zgodziliby się zawrzeć współpracę. Napisałam... ale nie wysłałam. Pomyślałam - Boże... co ja robię? Przecież to nie na tym polega! Tak nie powinno być!
    Nie ubiegałam się o żadne stanowisko, o jakieś wielkie wywyższanie się... Nie. Napisałam wiele postów, nim ktoś napisał komentarz. Mój pierwszy komentarz... To było cudowne uczucie. Ta osoba do tej pory ze mną koresponduje. Pół roku po założeniu bloga otrzymałam wiadomość, w której napisano że ktoś poszukuje recenzentów. Świetne Stowarzyszenie! Ciesze się, że w nim jestem :) Naprawdę, moje zadowolenie ze współpracy rośnie z każdym dniem. Ale nie chwalę się tym, że otrzymuję książki do recenzji. Że mam je... jak to zostało przez wielu nazwane - "za darmo". Zawsze staram się wybierać książki, które mogę polubić. Ale czasami bywa tak, że żadna pozycja mnie nie interesuje, a coś wziąć muszę. Wtedy wybieram te książki, które mogłyby przypaść mi do gustu. I nieraz już się zdarzało, że książka wzięta kolokwialnie mówiąc w ciemno okazywała się świetna. Ale czasami bywało, że męczyłam się z lekturą cały miesiąc... Tak czy owak recenzję trzeba było pisać.
    Ale mnie zastanawia zupełnie inny problem. Jak to jest z tymi osobami, które po dwóch miesiącach współpracują z 10 osobami i dostają 30 książek miesięcznie... Nie da się tego przeczytać, a pisanie recenzji po paru rozdziałach (albo, zgrozo - nie czytając w ogóle!) mija się z celem! Ja czytam książki od początku do końca i nie napiszę recenzji, póki nie dokończę książki. A jednak spora większość naprawdę czyta tylko fragmentarycznie... I jak tu potem ufać tym opiniom?

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Im dłużej bloguję, tym mniej mam ochotę na egzemplarze recenzenckie, i wybieram tylko te naj naj naj. Czytam sobie spokojnie, w zależności od nastroju, bez żadnej presji, jak mi się nie podoba - porzucam... I dobrze mi z tym :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Na początku roku założyłam bloga z potrzeby serca, nie wiedząc nawet o istnieniu czegoś takiego, jak egzemplarze recenzenckie :) Bardzo cenię recenzentów z prawdziwego zdarzenia, blogerów z długim stażem, bo wiem, że opiniowanie książki w sposób obiektywny, to wbrew pozorom ciężka praca. Ostatnio miałam okazję przeczytać debiut pewnej autorki, która jakimś cudem sama się do mnie zgłosiła i uwierz, była to dla mnie wielka próba - napisałam recenzję, tak jak czułam... Czy dobrze, nie wiem... Wiele mnie kosztowało wytknięcie błędów tak uroczej osobie. czy to znaczy, że nie nadaję się na recenzentkę? Tego też nie wiem, ale irytuje mnie natrętne dopraszanie się o książki, zwłaszcza przez osoby, które nie potrafią napisać porządnego zdania. Jeśli pewnego dnia ktoś zechce nawiązać ze mną współpracę, będę miała satysfakcję, że to co piszę komuś odpowiada. A teraz cieszy mnie każdy komentarz i odwiedziny oraz to, że dzielę się swoją pasją z innymi. Pozdrawiam serdecznie i życzę wielkiej odporności na hejterów :)

    OdpowiedzUsuń
  37. Bardzo fajny wpis, przeczytałam go z zainteresowaniem, bo sama myślę nad nawiązaniem w przyszłości współpracy z jakimś wydawnictwem. Niemniej chcę to dokładnie przemyśleć i wysłać oferty do wydawnictw, które mają ciekawiące mnie książki (a nie, tak jak napisałaś, że np. wydają kryminały, a ktoś nie cierpi kryminałów). Póki co wypracowuję swój styl i staram się (bezskutecznie) zmniejszyć stosik książek zakupionych i pożyczonych z biblioteki :D Współpracę z wydawnictwem traktuję jako zobowiązanie i chcę się do tego dobrze przygotować.

    OdpowiedzUsuń
  38. Świetny tekst!:)
    Ja mam bloga od czterech miesięcy i współpracuję z tylko/aż trzema wydawnictwami. I to jest dla mnie po prostu przyjemność, proszę tylko o książki, które mnie interesują, jeśli nie, to piszę, że to nie dla mnie pozycja. Nigdy nachalnie się nie dopraszałam o książki i przeraża mnie aktualna sytuacja blogosfery... co do mojego stylu - ha, nie wiem jak piszę:) Staram się szczerze oddać wrażenia po lekturze i tyle... :) Pozdrawiam i jeszcze raz - świetny tekst! :)

    OdpowiedzUsuń