Marysia ma szesnaście lat i niczym prawdziwa desperatka szuka miłości. Co więcej wszyscy ją denerwują. Rodzice, młodsza siostra, a nawet najlepsza przyjaciółka! Mogłoby się wydawać, że nic nie idzie po jej myśli. I nic nie zapowiada się na to, ażeby rzecz miała ulec poprawie. Pełna negatywnych emocji Marysia przeżywa codzienność i po cichu marzy o swoim rycerzu, który przyjedzie do niej na białym rumaku. Lecz czy istnieje na to szansa? Dowiecie się, sięgając po najnowszą książkę Ewy Nowak!
" - Czego nie można zmienić, trzeba zaakceptować. Widzimy świat przez pryzmat własnych emocji. Zmień emocje, zmieni się rzeczywistość."
Ja zawsze powtarzam jedno i to samo. Czasami gadam bez sensu i nawet nie zdaję sobie sprawy, że już to mówiłam. W tym przypadku doskonale pamiętam, że Wam o tym wspominałam, lecz napiszę jeszcze raz. Ewę Nowak uwielbiam. Jej książki pochłaniam z rozdziawioną buzią, a treść pamiętam przez długi czas. To właśnie lektury spod pióra tej pisarki ukształtowały mój punkt widzenia i wprowadziły mnie w nastoletnie życie. Serię miętową darzę ogromnym sentymentem i ze łzami w oczach wspominam chwile, kiedy zatracałam się w lekturze. I choć wiele w moim życiu się zmieniło, sporo zwyczajów pozostało - między innymi miłość do książek Nowak. Uczucie tak silne, że z niecierpliwością wypatruje premier Jej książek, a kiedy już jakaś nowość pojawi się na rynku, pragnę ją dorwać jak najszybciej.
Wczorajsze popołudnie. Znajduję w skrzynce awizo. Biegnę natychmiast na pocztę i już po chwili rozrywam kopertę. W środku "Dwie Marysie", które okazały się być maleńką książeczką. Zbyt małą. Bo co to jest 230 stron, kiedy mojego apetytu nie zaspokoiłoby i z 500?! Wróciłam do domu i rozpoczęłam lekturę. Niestety, nie wszystko poszło tak jak się spodziewałam. Bohaterka już od początku mnie irytowała, akcja była nudna, wolna i przewidywalna. Nie zapowiadało się dobrze. I dobrze nie było. Najnowsza książka Nowak pozostawiła poczucie lekkiego niesmaku, ogromnego niedosytu i smutku, że tym razem nie przeżyłam pasjonującej przygody.
Zacznijmy może od głównej bohaterki. Była ona pełna sprzeczności. Z jednej strony Nowak kreuje ją na ambitną nastolatkę, która słucha Kaczmarskiego i muzyki klasycznej, wyjeżdża na festiwale poświęcone muzykom sprzed wieków, zamiast przesiadywać na facebooku tworzy wraz z siostrą nowe kategorie do gry w inteligencję. Wszystko pięknie - ładnie, szkoda tylko, że jej zachowanie przywodzi na myśl typową nastolatkę. Bywa naburmuszona, ma huśtawki nastroju, złości się o byle drobiazgi i zachowuje się jakby była nie wiadomo kim. Wraz ze swoją przyjaciółką, zamiast iść na kawę lub burgera, siedzą na trawie zajadając bagietkę, którą popijają kefirem. No ja przepraszam bardzo, czy to jest jakaś komuna? Niby "młodzieżowe" zwroty, a niektóre zwyczaje jak za Gierka.
Kolejnym mankamentem jest akcja. Inne książki z serii miętowej miały w sobie wątek miłosny plus coś co zapadało w pamięć i sprawiało, że książka była świetna. Tutaj, autorka ograniczyła się tylko i wyłącznie do wątku miłosnego, co stanowi szalenie poważne i niedopuszczalne uchybienie. Akcja rozwija się bardzo wolno, przyspiesza dopiero na sam koniec. Kiedy wreszcie zaczyna się dziać coś, co mnie zaintrygowało powieść kończy się, a w głowie pojawiają się znaki zapytania. Lecz jest to efekt tak słaby, że pod żadnym pozorem nie przyprawi nas o kaca książkowego. Niemal natychmiast sięgnęłam po kolejną lekturę i bez żalu odsunęłam w zakamarki mej pamięci tę historię. Jedyne, czego będzie mi brakowało to Celiny (siostry Marysi), która skradła moje serce. To właśnie ta jedenastolatka uratowała ową opowieść od kompletnej porażki.
Za możliwość poznania dwóch twarzy Marysi Gwidosz dziękuję Egmontowi!