poniedziałek, 31 marca 2014

"Miłość i medycyna sądowa" Alessia Gazzola

Gorąca Italia. Pełna słońca, drzewek oliwkowych, pizzy i pozytywnej energii. I wyjątkowa stolica - Rzym, który od wielu lat konkuruje z Paryżem o tytuł miasta miłości. Bowiem ciężko jest nie zakochać się w tych wąskich uliczkach, do których próbują się dostać promienie słońca.  Niemożliwością jest nie zwrócenie uwagi na te wszystkie zabytki - Koloseum, Forum Romanum, Kapitol. Ach, jakby chciało się tu żyć! Lecz Rzym i ogólnie rzecz biorąc cała Italia ma jeszcze jedną cechę specyficzną - wysoki odsetek przestępczości. Mafie, morderstwa, kradzieże. Tyle spraw do rozwiązania, tylu ludzi do ochrony. A ktoś musi się tym wszystkim zająć..

Alice Allevi robi specjalizację w Instytucie Medycyny Sądowej. Stwierdzenie, iż jest uczennicą niezwykle pilną byłoby kłamstwem - kobieta jest roztrzepana, zapominalska i nieobowiązkowa. Do tego jej szef budzi w niej niezwykle silne pożądanie. W tych okolicznościach czuje się wykluczona z życia Instytutu i zdecydowanie zbyt mało doceniana. Lecz wkrótce ma się to zmienić - wraz ze swoim szefem, zostaje wezwana do sprawy zabójstwa Giulii Valenti. Co dziwne Alice przez przypadek poznała tę kobietę w sklepie, przez co czuje się szczególnie przywiązana do sprawy. Morderstwo, samobójstwo, przedawkowanie narkotyków, czy zwykły wypadek? Jak doszło do śmierci kobiety? Allevi ma szansę to ustalić. I pod żadnym pozorem nie zaprzepaści tej sprawy.

Piękne, jeszcze marcowe, słoneczko. Zapowiedź pełnej wiosny, która ku radości wszystkich zbliża się wielkim krokami. Idealna okazja do tego, aby z napojem w ręce udać się do babcinego ogródka i w otoczeniu pięknej zielonej trawy, kwitnących kwiatów i bzyczących pszczół cieszyć się wolnym dniem. I tak też zrobiłam. Nic tak mnie nie nastraja do lektury jak przyroda wokół mnie i słońce, które oświetla moją twarz. Do tego lekka, acz wciągająca powieść i życie od razu wydaje ci się wspanialsze. Moja niedziela właśnie taka była. Cudowna, spokojna, pełna błogiego lenistwa. Ten klimat tak mi się udzielił, że wraz z Alice Allevi udałam się do równie słonecznego Rzymu. I wraz z kobietą odkrywałam tajemnicę śmierci Giulii, a także walczyłam o spełnienie marzeń i miłość życia.

Po przeczytaniu opisu, myślałam że będzie to coś podobnego do książek z serii o Stephanie Plum. Jednakże, z perspektywy czasu jestem skłonna stwierdzić, że "Miłość i medycyna sądowa" jest lepsza od treści prezentowanych przez Evanovich. Nie jest to aż tak głupia powieść, bohaterka (mimo wszystko) jest mniej roztrzepana od Stephanie. No i Rzym dodaje całej powieści uroku. Co prawda nie znajdziemy zbyt wiele opisów miasta, lecz sam fakt, że mamy do czynienia ze stolicą Italii przywołuje uśmiech na mojej twarzy. Akcja rozwija się dość szybko i mamy tu więcej elementów kryminału, aniżeli powieści obyczajowej. Oprócz badania tajemnicy śmierci Giulii, czas Alice upływa także na romansowaniu i spotykaniu się z przyjaciółkami. Zwłaszcza ten ostatni element bardzo mi się spodobał - koleżanki naszej bohaterki prezentowały pełną gamę osobowości i były naprawdę charakterystyczne!

Alice momentami mnie irytowała. Zdarzało się tak, że jej głupota po prostu wbijała mnie w fotel i sprawiała,  że raz po raz się załamywałam. Lecz mimo to, polubiłam tę bohaterkę. Dzięki narracji pierwszoosobowej mamy sposobność doskonałego poznania kobiety. Co więcej Alice ma cięty język, prowadzi intrygujące rozmyślania, a nader wszystko posługuje się barwnymi porównaniami, które niejednokrotnie wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Kobieta, mimo swojego dość dojrzałego wieku, przywodziła mi na myśl typową nastolatkę. Roztrzepana, szalona, podatna na opinię innych. Najpierw coś robiła, później myślała. Było to irytujące. Lecz w pewnym sensie również i urocze.

"Miłość i medycyna sądowa" to powieść, która nie należy do literatury najwyższych lotów. Jest to idealna lektura na jeden, leniwy dzień, która pozwoli nam się zrelaksować i zapomnieć o wszystkich kłopotach. Mimo, że główna bohaterka bywała irytująca, a do druku wkradło się parę chochlików nie jestem w stanie wskazać poważnych uchybień od standardu.  Jest to lektura dobra, choć nie celująca. Taka, którą po tygodniu zapomnę, jednakże w trakcie czytanie dobrze się przy niej bawiłam. Czy polecam? Tak naprawdę ciężko mi to określić. Jeżeli szukacie lekkiego i niezobowiązującego czytadła "Miłość i medycyna sądowa" sprawdzi się idealnie. Jeśli liczycie na coś nietuzinkowego i fenomenalnego możecie się srogo zawieść.

Za możliwość przeniesienia się do słonecznej Italii dziękuję Jaguarowi!

8 komentarzy:

  1. Jakoś powieści obyczajowe Jaguara mnie nie przekonują, choć zdarzają się wyjątki. Wolę ich fantastykę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówisz idealna lektura na niedzielę? Celujących lektur jak na lekarstwo, dla mnie rekomendacja: dobra - jest już wystarczającą zachętą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowna recenzja! Rzym i szybko rozwijająca się akcja? Uwielbiam <3 Już poczułam więź z Alice :) Ja chyba też jestem za bardzo roztrzepana, ale mam nadzieję, że nikogo nie irytuję tym :p
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. nie lubię irytujących bohaterek - później chodzę rozdrażniona, i treść jakoś mnie nie zaciekawiła więc wątpię, abym się skusiła :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm, będę pamiętała o tym czytadle ,,do zapomnienia po tygodniu", ale jakoś szczególnie się za ,,Miłością i medycyną sądową" nie będę rozglądała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślałam, że to bardziej coś o medycynie sądowej, o autopsji głównie, jakieś takie bardziej jak w powieściach Slaughter... ale to chyba nie to czego szukałam :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Opis z okładki - Bridget Jones spotyka doktora House'a - jeśli ta książka ma udowodnić, że między dwójką takich bohaterów mogłaby się nawiązać nić sympatii, lub co gorsza coś więcej, to "I don't wanna live on this planet anymore!". Lubię Bridget, House mnie niezmiennie bawi i wzbudza mój podziw, ale te osobniki są tak skrajne różne... równie dobrze moglibyśmy zacząć eksperymentować z krzyżowaniem kwiatka z nosorożcem... słaby chwyt marketingowy, jak dla mnie. Natomiast, jako lekka lektura ta książka może i jest ciekawa, ale przyznam szczerze... boje się jej!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmm czemu nie. ;) Chętnie przeczytałabym sobie coś w tym stylu w tak piękne kwietniowe południe, ale o zgrozo muszę najpierw dokończyć "Pamiętniki wampirów" które męczę już chyba z miesiąc... :(

    OdpowiedzUsuń