W powszechnym zabieganiu ciężko dostrzec magię dnia codziennego. Biegnąc na autobus, w kolejce przy kasie, w trakcie pisania sprawdzianu - nasze życie jest wypełnione po brzegi i najzwyczajniej w świecie nie mamy czasy na głębsze refleksje na temat naszego jestestwa. Pojedyncze szczegóły z naszego życia przelatują nam koło nosa. Zatraceni w codzienności stajemy się coraz bardziej obojętni na detale, które niby nic nie znaczą, a jednak potrafią podnieść na duchu. Błękitne niebo, kwiaty stojące na stole, obiad ugotowany bez pośpiechu. Gdybyśmy zwracali uwagę na miłą Panią w autobusie, czy psa paradującego w przebraniu pszczółki nasze życie byłoby jakieś takie inne. Nie uważasz? Prowincja, czy metropolia - to nie ma znaczenia. I tu, i tu nasze życie jest pełne czarów. Musimy je tylko dostrzec.
Pamiętacie jeszcze Ludmiłę? Raczkująca pisarka, zamieszkująca na Mazurach kocha swoją prowincję najbardziej na świecie. Chociaż nie, to Zosia - jej dzieciaczek, i Wojtek - narzeczony - są dla niej całym światem. Mimo, że kochanek nie pojawia się codziennie, na samą myśl o nim, Ludmiła ma motyle w brzuchu. A przecież nie jest już nastolatką. Jest dorosłą kobietą, marzycielką, matką, kurą domową i kucharką z zamiłowania. Prowadzi względnie normalne życie, lecz stara się patrzeć na świat przez różowe okulary. Dzięki temu postrzega rzeczywistość w inny, wesoły sposób. Choć na parę chwil przenieśmy się na mazurską prowincję pełną swoistej magii i czarów. Powieść Katarzyny Enerlich nam to umożliwia.
"Zostaw w życiu trochę miejsca na życie."
Już ponad rok minął od chwili, kiedy sięgnęłam po poprzedni tom, czyli "Prowincję pełną smaków". Gdybym chciała wymieniać wszystko, co zmieniło się w moim życiu przez ten czas musiałabym chyba napisać książkę. Jeżeli chodzi o zmiany na blogu, to trylion razy zmieniałam jego wygląd, poprawiłam (przynajmniej takie odnoszę wrażenie) swój warsztat pisarski, wyczuliłam się na pewne motywy w literaturze. Lecz jedno pozostało - moja sympatia do obyczajówek. Naprawdę lubię raz na jakiś czas sięgnąć po lekką lekturę dla kobiet, która ma morał, jest napisana pięknym językiem ojczystym przez moją krajankę. Bo żadna tam Amerykanka nie potrafi napisać takiej obyczajówki, jaka mi się podoba. Dlatego też, w tym gatunku zaufałam rodzimym pisarkom. I po raz kolejny się nie zawiodłam! W "Prowincji pełnej czarów" Katarzyna Enerlich udowodniła mi, że wspaniałość tomu poprzedniego to nie przypadek, a wielki talent pisarski!
Najbardziej zachwyciło mnie lekkie pióro. Enerlich posługuje się wybitnie niesamowitą i bezbłędną polszczyzną, a sposób, w jaki przeplata elementy autobiograficzne z fikcją literacką, zaszokuje nawet najbardziej wymagającą Czytelniczkę. Wydarzenia są opisane w sposób bardzo realistyczny, a raz na jakiś czas opublikowane są również zdjęcia, które potwierdzają autentyczność historii. Ach, gdyby te ilustracje były kolorowe chyba płakałabym ze szczęścia. Niestety, są one czarno - białe, lecz mamy możliwość (za pomocą specjalnego kodu) obejrzeć je w sieci. Sama tego nie próbowałam - zespół nastoletniego lenistwa (oj uwierzcie, ciężki przypadek), ale ciekawi mnie jak owy kod działa.
"Prowincja pełna czarów" to intrygująca książka. W tym tomie (w przeciwieństwie do części poprzedniej) mamy mniej opisów eksperymentów kulinarnych, a więcej... akcji! Sporo dzieje się w życiu Ludmiły, jednakże w mazurskim lesie i okolicach Mrągowa też jest ciekawie i tajemniczo - to przede wszystkim. Krajobrazy, jakie kreśli Enerlich chwytają za serce, zagadka, niby niewymagająca wciąga, a wszystko to sprawia, że od tej książki po prostu nie mogłam się oderwać. Czytałam ją w tempie ekspresowym, w domu, w szkole i w autobusie. "Prowincja pełna czarów" była moją towarzyszką przez trzy dni, a ja szczerze żałuję, że już skończyłam tę bajeczną lekturę. Zakończenie rozwaliło mnie na łopatki i na długo po skończeniu lektury nie mogłam zabrać szczęki z podłogi. Ba, mało co nie przegapiłam swojego przystanku. W kompletnym amoku wyszłam z autobusu i skierowałam się w stronę domu. Bo dobra książka jest jak narkotyk. W przypadku najnowszej książki Enerlich jest to całkowita prawda. Polecam wszystkim!
Za niezwykłą przygodę na mazurskiej prowincji pełnej czarów serdecznie dziękuję wydawnictwu MG!
Mnie niestety ta książka niespecjalnie zachwyciła. Czytałam ją w na początku roku i już właściwie wywietrzyła mi z głowy :) Nie mniej, cieszę się, że Tobie się spodobała :)
OdpowiedzUsuńObawiam się trochę książek autorki. Mam ich kilka w domu i ciągle odsuwam ich lekturę...
OdpowiedzUsuńBardzo lubię powieści napisane lekkim piórem - fantastycznie się je czyta. A na tę pozycję mam niezwykłą ochotę!
OdpowiedzUsuńRaczej unikam książek polskich autorów, ale te wydawane przez MG jeszcze nigdy mnie nie zawiodły, więc będę mieć Prowincję na uwadze. :)
OdpowiedzUsuńI ja mam na nią oko od jakiegoś czasu, bo zapowiada się niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie do tej książeczki nie ciągnie... :)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo nie nastawiałam się na zbyt wiele jeśli chodzi o książki tej autorki, ale jakiś czas temu czytałam Prowincję pełną marzeń i pozytywnie mnie zaskoczyła :) teraz mam ochotę na więcej :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę ciekawie, więc może się nią bliżej zainteresuję :)
OdpowiedzUsuń