Wydawnictwo Egmont niezaprzeczalnie słynie z pięknych, klimatycznych okładek, które przyciągają wzrok potencjalnego Czytelnika i znacznie skracają rozterki towarzyszące książkowym zakupom. A ja na okładkę zawsze zwracam uwagę. Dlatego przeglądając nowości wydawnicze, mój wzrok przykuwają egmontowskie powieści. Seria "Zakon Ciemności" - mimo rewelacyjnych okładek - należy do średniaków, czasami nawet do słabeuszy. Mimo wszystko, sięgnęłam po trzeci tom serii. Zobaczcie jak wypadło "Złoto głupców". Zapraszam!
Tym razem Brat Piotr, Luca, Freize, Izolda i Iszrak wyruszają do Wenecji. Wyjątkowe miasto w czasie karnawału to miejsce pełne niebezpieczeństw i tajemnic. Grupa ma za zadanie rozwiązać zagadkę podrabianych moment. Fałszerstwo to niezwykle poważny zarzut. Nie można rzucać słów na wiatr, należy znaleźć winnego. Czy wyjątkowa grupa podoła zadaniu?
Oprócz pięknej okładki, tak naprawdę nie potrafię wskazać "mocnej" zalety. Największy problem ze "Złotem głupców" jest taki, że książka została zrobiona na pół gwizdka. Żaden element nie jest na tyle dobry, żeby pobudzał mój entuzjazm. Ta powieść jest do bólu przeciętna, szara i miałka, czego w sumie nie rozumiem. Bo z zestawu: bestsellerowa i ceniona aktorka + piętnastowieczna Wenecja można stworzyć coś naprawdę rewelacyjnego. Tak naprawdę, takie połączenie samo w sobie jest ciekawe i intrygujące. Mogłoby się wydawać, że takiego kompletu nie można zepsuć. A jednak...
Przez pierwszą połowę powieści, nie byłam w stanie wciągnąć się w akcję. Uwielbiam książki historyczne, karnawałowa Wenecja też wydaje się ciekawa. Lecz klimat nie został właściwie oddany, Gregory nie wyczuła tej epoki historycznej, a pojedyncze elementy, które składały się na kreację tła historycznego, bardziej przypominały mi informacje wklejone prosto z Wikipedii. Przygody Zakonu Ciemności także nie zdobyły mojego serca. Mimo że akcja stale gnała do przodu, losy bohaterów nie zostały przedstawione ciekawie. Jednym okiem przyjmowałam czytaną treść, drugim wyrzucałam.
Na kompletny brak przyjemności z lektury, wpływa też fakt, że opis zdradza za wiele fabuły. Kwestia, która poruszana jest w opisie, wychodzi na jaw dopiero 50 stron przed zakończeniem!!! Dacie wiarę?!
Bohaterowie nie zmienili się za wiele, wciąż są personami sztampowymi i nudnymi. Gregory zaczęła rozwijać wątek miłosny, który nie przypadł mi do gustu. O ile Lucasa byłam w stanie zdzierżyć, o tyle Izolda irytowała mnie jak nigdy. Miała być wyrafinowaną, piętnastowieczną damą, a jej kreacja przypominała mi bardziej obraz współczesnej nastolatki . Z pewnością nie o to chodziło.
"Złoto głupców" jest najgorszym tomem bardzo przeciętnej serii "Zakon ciemności". Lektura nie sprawiła mi przyjemności, a w trakcie czytania przyłapywałam się na tym, że chcę jak najszybciej ją skończyć. Czytanie powinno być przyjemnością i rozrywką, jeżeli nim nie jest, to od książki trzeba się trzymać jak z daleka. Z tego względu, zarówno "Złoto głupców", jak i pozostałe tomy serii Wam odradzam. Lepiej zainwestować w dobrą powieść historyczną lub interesującą młodzieżówkę - literatura "pomiędzy", w wykonaniu Philippy Gregory, raczej nie przypadnie Wam do gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz