Chyba każdy z nas, chociaż raz w życiu przeżył podobną sytuację - czekał na coś z niecierpliwością, ażeby po kilku latach rzucić to w kąt. Chciałeś mieć nowego iPhone'a, żeby trochę poszpanować przed rówieśnikami. Rodzice, w akcie dobrodziejstwa, kupili ci jabłkowe cacko, a ty po kilku miesiącach już marzyłeś o nowym telefonie. Od dzieciństwa marzysz o psie - zdajesz sobie sprawę, że zwierzę jest obowiązkiem, lecz tak bardzo chcesz czworonożnego przyjaciela. W końcu piesek pojawia się w Twoim domu. Po kilku tygodniach, masz już szczerze dość porannych spacerów, wracania z językiem na brodzie ze szkoły, tylko po to, żeby nakarmić czworonoga. Kochasz mężczyznę i nie wyobrażasz sobie życia bez niego. Każda sekunda z Nim, jest najlepszą sekundą w Twoim życiu. Wierzysz, że ślub jedynie wzmocni Waszą relację. Po kilkunastu latach małżeństwa, nie możesz patrzeć na tą znaną twarz, brakuje Wam tematów do rozmów, chcesz uciec od niego, bo już go nie kochasz. Tak jakby.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a Georgie jest zmuszona zostać w domu, gdyż czeka ją praca. Jej mąż - Neal oraz córeczki - Noomi i Alice wyjeżdżają do Oklahomy. Dla kobiety będzie to nie tylko czas pracy, lecz także czas refleksji nad swoim małżeństwem. W rodzinnym domu, w swoim pokoju... Georgie znajduje telefon, który przenosi ją do magicznych świąt z 1998 roku, kiedy jej życie było idealne, a uczucie aż namacalne!
Każdy z nas jest podobny do kogoś sławnego. Ja - w całej swojej wspaniałości - przypominam wielu celebrytów. Na potrzeby tego tekstu napiszę, że przypominam Katarzynę Sokołowską. Tak jak jurorka programu Top Model, stoi murem za jedną uczestniczką i za każdym razem daje jej szansę, tak i ja udzielam pokuty i rozgrzeszenia Rainbow Rowell. Bo jeżeli wierzę w jakąś autorkę i jestem przekonana, że ma w sobie to "coś", to będę dawała jej szansę. Mimo rozczarowującego "Fangirl" nie zakończyłam przygody z książkami tej autorki i postanowiłam dać Pani Tęczy, jeszcze jedną okazję do wykazania się. Pełna nadziei, a równocześnie obawy, wyciągnęłam z najdalszego końca półki "Landline" i rozpoczęłam lekturę.
Przepadłam. Ta historia zakradła się do mojego serduszka i zamieszkała w nim na stale. Świąteczna atmosfera, przywołała zapach choinki i pierniczków, a wiatr za oknem, jedynie spotęgował bożonarodzeniową atmosferę. Co z tego, że mamy październik? Landline jest historią tak piękną, mądrą i ponadczasową, że można ją czytać przez cały rok kalendarzowy. Rainbow Rowell tworzy historię z morałem i traktuje o problemach, które dotyczą chyba każdego małżeństwa. A robi to w sposób nieprzeciętnie wspaniały - potoczny język potęguje wrażenie przyziemności i normalności tego zjawiska, a istnienie magicznego telefonu, wyklucza tuzinkowość. Mechanizm podróży w czasie, na szczęście, nie został zgłębiony, bo i nie było to potrzebne. Najważniejsze jest to, że Czytelnik ma okazję porównać Georgie i Neal'a z czasów ich młodości i dorosłości.
Rainbow Rowell - kobieta o tak tęczowym imieniu, wreszcie stworzyła gamę postaci na jego podobieństwo. Bohaterowie są doprawdy tęczowi - każda persona została wykreowana inaczej, a ta różnorodność szalenie mnie zachwyciła. Chyba do żadnego charakteru nie mam zastrzeżeń - malutka Noomi wywoływała uśmiech na mojej twarzy, Georgie - mimo swojego dorosłego wieku i roztrzepania - nie irytowała, a Neal (zwłaszcza z czasów młodości!) skradł moje serce.
Co jest bardzo istotne, a zarazem pozytywne - Rainbow Rowell poradziła sobie z chronologią. W książce istnieją trzy płaszczyzny czasowe - teraźniejszość oczami Georgie, wspomnienia głównej bohaterki i rozmowy z nastoletnim Neal'em przez magiczny telefon. Wydawałoby się, że przy takim roztrzepaniu głównej bohaterki, która ma zdolność do odfruwania myślami w przeszłość, książka będzie chaotyczna, a Autorka nie zapanuje nad chronologią, co popsuje przyjemność z lektury. Nic z tych rzeczy - było idealnie. Po prostu perfekcyjnie.
Przy "Landline" śmiałam się i płakałam. Przeżyłam tę książkę całą sobą i z wielkim żalem kończyłam lekturę. Rainbow Rowell zaprezentowała swoje pisarskie umiejętności w pełnej krasie i stworzyła historię, która zachwyci najbardziej wymagającego Czytelnika. Po prostu musicie to przeczytać. Naprawdę warto!
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a Georgie jest zmuszona zostać w domu, gdyż czeka ją praca. Jej mąż - Neal oraz córeczki - Noomi i Alice wyjeżdżają do Oklahomy. Dla kobiety będzie to nie tylko czas pracy, lecz także czas refleksji nad swoim małżeństwem. W rodzinnym domu, w swoim pokoju... Georgie znajduje telefon, który przenosi ją do magicznych świąt z 1998 roku, kiedy jej życie było idealne, a uczucie aż namacalne!
Każdy z nas jest podobny do kogoś sławnego. Ja - w całej swojej wspaniałości - przypominam wielu celebrytów. Na potrzeby tego tekstu napiszę, że przypominam Katarzynę Sokołowską. Tak jak jurorka programu Top Model, stoi murem za jedną uczestniczką i za każdym razem daje jej szansę, tak i ja udzielam pokuty i rozgrzeszenia Rainbow Rowell. Bo jeżeli wierzę w jakąś autorkę i jestem przekonana, że ma w sobie to "coś", to będę dawała jej szansę. Mimo rozczarowującego "Fangirl" nie zakończyłam przygody z książkami tej autorki i postanowiłam dać Pani Tęczy, jeszcze jedną okazję do wykazania się. Pełna nadziei, a równocześnie obawy, wyciągnęłam z najdalszego końca półki "Landline" i rozpoczęłam lekturę.
Przepadłam. Ta historia zakradła się do mojego serduszka i zamieszkała w nim na stale. Świąteczna atmosfera, przywołała zapach choinki i pierniczków, a wiatr za oknem, jedynie spotęgował bożonarodzeniową atmosferę. Co z tego, że mamy październik? Landline jest historią tak piękną, mądrą i ponadczasową, że można ją czytać przez cały rok kalendarzowy. Rainbow Rowell tworzy historię z morałem i traktuje o problemach, które dotyczą chyba każdego małżeństwa. A robi to w sposób nieprzeciętnie wspaniały - potoczny język potęguje wrażenie przyziemności i normalności tego zjawiska, a istnienie magicznego telefonu, wyklucza tuzinkowość. Mechanizm podróży w czasie, na szczęście, nie został zgłębiony, bo i nie było to potrzebne. Najważniejsze jest to, że Czytelnik ma okazję porównać Georgie i Neal'a z czasów ich młodości i dorosłości.
Rainbow Rowell - kobieta o tak tęczowym imieniu, wreszcie stworzyła gamę postaci na jego podobieństwo. Bohaterowie są doprawdy tęczowi - każda persona została wykreowana inaczej, a ta różnorodność szalenie mnie zachwyciła. Chyba do żadnego charakteru nie mam zastrzeżeń - malutka Noomi wywoływała uśmiech na mojej twarzy, Georgie - mimo swojego dorosłego wieku i roztrzepania - nie irytowała, a Neal (zwłaszcza z czasów młodości!) skradł moje serce.
Co jest bardzo istotne, a zarazem pozytywne - Rainbow Rowell poradziła sobie z chronologią. W książce istnieją trzy płaszczyzny czasowe - teraźniejszość oczami Georgie, wspomnienia głównej bohaterki i rozmowy z nastoletnim Neal'em przez magiczny telefon. Wydawałoby się, że przy takim roztrzepaniu głównej bohaterki, która ma zdolność do odfruwania myślami w przeszłość, książka będzie chaotyczna, a Autorka nie zapanuje nad chronologią, co popsuje przyjemność z lektury. Nic z tych rzeczy - było idealnie. Po prostu perfekcyjnie.
Przy "Landline" śmiałam się i płakałam. Przeżyłam tę książkę całą sobą i z wielkim żalem kończyłam lekturę. Rainbow Rowell zaprezentowała swoje pisarskie umiejętności w pełnej krasie i stworzyła historię, która zachwyci najbardziej wymagającego Czytelnika. Po prostu musicie to przeczytać. Naprawdę warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz