Bardzo często bywa tak, że pewne wydarzenia wyglądają wspaniale tylko w naszej głowie. Problem ten miewają zwłaszcza romantycy i inne typy marzycieli. Owe persony wyobrażają sobie zdarzenia w bardzo kolorowych barwach, przez głowę przelatują im niesamowicie piękne obrazy. A rzeczywistość ich niszczy. Bo chwile piękne wcale nie są takie piękne. Zawsze przychodzi chmura, która przykrywa wszystko i przywraca życiu szarość. Tak jest z chłopakiem, w którym się sekretnie podkochujesz; tak jest z ambitnymi planami; tak jest i ze studiami...
Cath jest marzycielką, można też powiedzieć, że ma duszę artystki i nieśmiały charakterek. Jest stuprocentową domatorką. Dlatego też wizja collegu wcale jej nie cieszy. Owszem, snuje ambitne plany i wyobraża sobie rozmaite scenariusze, lecz nastawiona jest raczej sceptycznie. Jest to spowodowane tym, że zamieszka z kompletnie nieznaną dziewczyną. A wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby jej siostra bliźniaczka - Wren - przystała na pomysł Cather o wspólnym mieszkaniu. Ale Wren kręcą imprezy, alkohol i wieczna zabawa. Więc Cath pozostaje sama. No niezupełnie. Przecież jest jeszcze jej nowa współlokatorka i Levi - tajemniczy chłopak, który zawsze kręci się gdzieś w pobliżu. Panie i Panowie, edukację w "koledżu" czas rozpocząć!
O "Fangirl" jest dość głośno w zagranicznej blogosferze, a może raczej "jutubosferze". Wszyscy utwór Rainbow Rowell wychwalają. A ja pomyślałam, że skoro autorka ma imię takie tęczowe, to pewnie pisze w sposób pozytywnie zakręcony. I... wcale tak mocno się nie pomyliłam, bo "Fangirl" okazała się być przeuroczą i niezwykle zabawną opowieścią o przyjaźni, pierwszej miłości, również o literaturze. Mimo dość sporawej objętości, akcji jest niewiele, a przez tę książkę po prostu się przepływa. Niczym przez rzekę o nurcie spokojnym. Poznajemy historię, uśmiechamy się pod nosem i spędzamy miłe chwile z lekturą. W pewnym momencie zakochujemy się w tej opowieści. Ale dlaczego? Dlaczego "Fangirl" kradnie serca Czytelników, skoro jest czymś raczej przeciętnym i sztampowym?
Jak już doskonale wiecie, opisów nie czytam wcale, a jeśli już to tylko pobieżnie. Dlatego też początkowo myślałam, że Cath i Wren to chłopak i dziewczyna, którzy znają i przyjaźnią się od dziecka. Później myślałam, że są parą, a dopiero po kilkunastu stronach zdałam sobie sprawę, że mowa o bliźniaczkach. Cather (Cath to tylko zdrobnienie) i Wren - chyba nie istnieją bardziej męskie imiona, które można nadać kobietom. No ale nie ma co się dziwić, skoro Autorka owego utworu nazywa się Tęcza...
Lecz największym mankamentem tej lektury, okazał się najmniejszy detal. Jeżeli myślicie, że John Green jest popularny w naszym kraju to nie widzieliście, co się dzieje za granicą (swoją drogą temat na inną dyskusję). Zielony inspiruje Czytelników, inspiruje też... pisarzy. Każde podobieństwo do powieści Zielonego, działa na mnie jak płachta na byka. Więc kiedy zobaczyłam dialog "Okay? Okay." dosłownie rzuciłam książką o ścianę. Należało jej się!
Lektura mnie zachwyciła, a kiedy dotarłam do ostatniej strony zaczęłam panikować. Niezwykle mocno przywiązałam się do bohaterów, a historia po prostu mi się spodobała. Bez żadnej specjalnej przyczyny polubiłam fabułę i pomysł na nią, polubiłam wstawki o Simonie Snow, polubiłam nawet Cath, choć czasami była irytująca. Lecz z upływem czasu emocje osłabły, choć - o dziwo - wspomnienia nie blakną. Mimo wszystko, mój zachwyt znacznie osłabł. Bo logicznie rzecz biorąc w tej książce nie ma nic nadzwyczajnego, nic czym można by się było jakoś szczególnie zachwycać. "Fangirl" to YA do tańca i do różańca, lektura przyjemna, która jest w stanie umilić swym towarzystwem wieczór. I tylko tyle. A może i aż tyle?
Cath jest marzycielką, można też powiedzieć, że ma duszę artystki i nieśmiały charakterek. Jest stuprocentową domatorką. Dlatego też wizja collegu wcale jej nie cieszy. Owszem, snuje ambitne plany i wyobraża sobie rozmaite scenariusze, lecz nastawiona jest raczej sceptycznie. Jest to spowodowane tym, że zamieszka z kompletnie nieznaną dziewczyną. A wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby jej siostra bliźniaczka - Wren - przystała na pomysł Cather o wspólnym mieszkaniu. Ale Wren kręcą imprezy, alkohol i wieczna zabawa. Więc Cath pozostaje sama. No niezupełnie. Przecież jest jeszcze jej nowa współlokatorka i Levi - tajemniczy chłopak, który zawsze kręci się gdzieś w pobliżu. Panie i Panowie, edukację w "koledżu" czas rozpocząć!
O "Fangirl" jest dość głośno w zagranicznej blogosferze, a może raczej "jutubosferze". Wszyscy utwór Rainbow Rowell wychwalają. A ja pomyślałam, że skoro autorka ma imię takie tęczowe, to pewnie pisze w sposób pozytywnie zakręcony. I... wcale tak mocno się nie pomyliłam, bo "Fangirl" okazała się być przeuroczą i niezwykle zabawną opowieścią o przyjaźni, pierwszej miłości, również o literaturze. Mimo dość sporawej objętości, akcji jest niewiele, a przez tę książkę po prostu się przepływa. Niczym przez rzekę o nurcie spokojnym. Poznajemy historię, uśmiechamy się pod nosem i spędzamy miłe chwile z lekturą. W pewnym momencie zakochujemy się w tej opowieści. Ale dlaczego? Dlaczego "Fangirl" kradnie serca Czytelników, skoro jest czymś raczej przeciętnym i sztampowym?
Jak już doskonale wiecie, opisów nie czytam wcale, a jeśli już to tylko pobieżnie. Dlatego też początkowo myślałam, że Cath i Wren to chłopak i dziewczyna, którzy znają i przyjaźnią się od dziecka. Później myślałam, że są parą, a dopiero po kilkunastu stronach zdałam sobie sprawę, że mowa o bliźniaczkach. Cather (Cath to tylko zdrobnienie) i Wren - chyba nie istnieją bardziej męskie imiona, które można nadać kobietom. No ale nie ma co się dziwić, skoro Autorka owego utworu nazywa się Tęcza...
Lecz największym mankamentem tej lektury, okazał się najmniejszy detal. Jeżeli myślicie, że John Green jest popularny w naszym kraju to nie widzieliście, co się dzieje za granicą (swoją drogą temat na inną dyskusję). Zielony inspiruje Czytelników, inspiruje też... pisarzy. Każde podobieństwo do powieści Zielonego, działa na mnie jak płachta na byka. Więc kiedy zobaczyłam dialog "Okay? Okay." dosłownie rzuciłam książką o ścianę. Należało jej się!
Lektura mnie zachwyciła, a kiedy dotarłam do ostatniej strony zaczęłam panikować. Niezwykle mocno przywiązałam się do bohaterów, a historia po prostu mi się spodobała. Bez żadnej specjalnej przyczyny polubiłam fabułę i pomysł na nią, polubiłam wstawki o Simonie Snow, polubiłam nawet Cath, choć czasami była irytująca. Lecz z upływem czasu emocje osłabły, choć - o dziwo - wspomnienia nie blakną. Mimo wszystko, mój zachwyt znacznie osłabł. Bo logicznie rzecz biorąc w tej książce nie ma nic nadzwyczajnego, nic czym można by się było jakoś szczególnie zachwycać. "Fangirl" to YA do tańca i do różańca, lektura przyjemna, która jest w stanie umilić swym towarzystwem wieczór. I tylko tyle. A może i aż tyle?
Tak jak Ci pisałam, właśnie widziałam, że ta książka jest jakaś taka hm 'rozchwytywana'. Ostatnio nie tylko przez zagranicznych blogerów, ale też i polskich. I w końcu wiem o czym jest! Bo wcześniej tylko wiedziałam jaką ma okładkę hahah, a opisu jakoś nie przeczytałam. Może kiedyś przeczytam, chociaż to porównanie z Greenem to tak ten. No, nie bardzo. Zobaczy się ^^
OdpowiedzUsuńA ja tam ją uwielbiam i o ile Green nigdy nie będzie moim ulubionym pisarzem bo go po prostu... nie lubię. Irytuje mnie w pewnym stopniu, to Rainbow Rowell, gdy tylko przeczytałam "Fangirl" i "E&P" wpisała się na listę lubianych przeze mnie autorów. :D Nie wiem czy to ja jestem dziwna czy coś, ale o tej książce mam troszkę inne zdanie niż ty, bo mimo, że ją przeczytałam parę tygodni temu, to do tej pory ją uwielbiam i niezwykle wyraźnie pamiętam, więc... :D No, ale cóż. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Też byłam pewna, że Wren to chłopak, jak oglądałam recenzje na youtubie :P a tu takie zaskoczenie. Strasznie chciałabym tę książkę przeczytać, podoba mi się główna bohaterka - czuję, że odnalazłabym w niej kawałek siebie :p
OdpowiedzUsuńAutorkę znam i bardzo chciałabym, żeby wydano jej książki u nas. Wydawnictwa obudźcie się!
OdpowiedzUsuńTyle się o tej książce nasłuchałam na amerykańskim booktubie, że nie byłabym sobą, gdybym nie chciała jej przeczytać :) Nawet zaczęłam, ale czytanie na komputerze to nie moja bajka. A jak Wyd. Otwarte ma się tym zająć, to może poczekam ^^
OdpowiedzUsuńjak Ty mi zawsze humor poprawiasz swoimi recenzjami <3
OdpowiedzUsuńEj, nie skumałam porównania do Greena, bo Greena jeszcze nie czytałam. O co kaman? Wyjaśnisz?
OdpowiedzUsuńNajpopularniejsza książka Greena, czyli "Gwiazd naszych wina" , charakteryzuje się dialogiem, w trakcie którego bohaterowie mówią do siebie "okay". Podobna rozmowa ma miejsce w "Fangirl" :)
UsuńMoże i bym przeczytała, ale to "okay? okay" mocno mnie zniechęciło...
OdpowiedzUsuńhaha dobry tekst - rzuciłam książką o ścianę, należało jej się :D
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo bym chciała przeczytać! Jednak do czytania w oryginale nadal nie jestem za bardzo przekonana, ale jeśli Otwarte kupiło prawa do Fangirl i Eleanor & Park.... Mam nadzieję, że długo czekać nie trzeba będzie. I że nie zmienią oryginalnych okładek!
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam ochoty jej przeczytać... Myśl, że mogłabym czytać książkę pisarki która KOPIUJE Johna Greena wydaje mi się nie do zniesienia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
www.blog-ksiazkoholiczki.blogspot.com
Z tego co piszesz to ta powieść wydaje się warta przeczytania. No, przynajmniej dla mnie :)
OdpowiedzUsuńKurczę, z coraz większą niecierpliwością wypatruję (nieokreślonego niestety do tej pory) dnia, w którym "Fangirl" ukaże się w naszym kraju. Mam nadzieję, że nie będę musiała na nią oraz na "Eleanor & Park" jaka intryguje mnie chyba jeszcze bardziej, czekać jakoś masakrycznie długo. ;)
OdpowiedzUsuńAle mi narobiłaś ochoty na tą powieść! Polskiej premiery na razie nie widać. Postanowiłam spróbować swoich sił i przeczytać po angielsku. Dobry wybór jak na pierwszą książkę po angielsku? Prędzej czytałam jedynie readersy.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że tak. Zależy w jakim stopniu znasz angielski, ale ogólnie słownictwo i fabuła nie są zbyt skomplikowane :)
UsuńW książce o ile pamiętam,jest wytłumaczenie tak dziwnych imion bliźniaczek. I choć uwielbiam Greena to nie zwróciłam większej uwagi na ten dialog. To nawet nie miało znaczenia dla fabuły,w przeciwieństwie do GNW.
OdpowiedzUsuńOgólnie ja Fangirl pokochałam i strasznie przywiązałam się do bohaterów. Szczególnie do Levi'y.