O byciu księżniczką marzy każda z nas. Suknie, wystawne przyjęcia, służba, a przede wszystkim książę u boku. Jak widać podobne życzenia miała Kiera Cass. Swoje marzenia postanowiła przelać na papier i tak oto powstała seria "Rywalki, która momentalnie zdobyła rzesze fanek na całym świecie. Jest to seria, która od samego początku zalatywała mi kiczem i dziadostwem. "Elita", czyli drugi tom trylogii, jedynie utwierdziła mnie w moim przekonaniu.
W pałacu pozostało jedynie sześć dziewcząt. Rywalizacja się zaostrzyła, uczestniczki patrzą na siebie wilkiem i kalkulują szansę na wygraną. Jedynie America stanowi wyjątek. Zaprzyjaźnia się z Marlee, stara się być miła dla innych dziewczyn. No i nie kalkuluje, bo na bilans jest jeszcze za wcześnie. Na razie Ami musi wybrać. Maxon czy Aspen, Aspen czy Maxon? Oboje są w stanie zapewnić jej szczęście, ale... którego kocha bardziej?
Naprawdę nie rozumiem fenomenu tej serii. Okay, fajnie i szybko się ją czyta. Okay, przygody rywalek faktycznie wciągają. Ale czy naprawdę tempo z jakim się przechodzi przez strony jest wyznacznikiem dobrej powieści? Nie zapominajmy o elementach kreacji bohaterów, rozwoju akcji, a przede wszystkim samym pomyśle na fabułę. No właśnie. Czy umieszczenie bandy nastolatek w królewskim pałacu z dystopijnej przeszłości jest czymś innowacyjnym? Na pierwszy rzut oka może i tak, ale jeśli dokładnie przyjrzymy się poszczególnym elementom, łatwo dostrzeżemy, że "Elita" tak jak i "Rywalki" jest podobna do innych książek.
O bliskim podobieństwie "Rywalek" do "Igrzysk śmierci" pisałam tutaj, więc pozwólcie, że nie będę się powtarzać. W "Elicie" podobieństw do serii spod pióra Suzanne Collins również nie zabrakło - chociażby naszyjnik ze słowikiem, który był dla Ami wyjątkowo ważny lub nienawiść króla względem dziewczyny. Widoczne są też wpływy "Zmierzchu", a jak moja mama zauważyła, fabuła trylogii brzmi praktycznie tak samo jak akcja "Damy w opałach" autorstwa Karen Doornebos.
Kiera Cass jakby na "odwal się" wprowadziła wątek rebeliantów. W końcu ten denny trójkącik miłosny trzeba czasem czymś zastąpić, nie? Przecież to jest dystopia. Co z tego, że prawie każdy atak rebeliantów ograniczał się do tego, że Ami siedziała w schronie i wpatrywała się w Maxona jak w obrazek.
To naprawdę było irytujące. Do bólu przewidywalne. Ami jest z Maxonem, więc myślę sobie "pewnie za 10 stron będzie się migdalić z Aspenem". No mówcie mi per Jasnowidzu! Praktycznie cała akcja "Elity" ograniczała się do tego, że America zmieniała partnera. Naprawdę, tak niestałej uczuciowo bohaterki jeszcze nigdy nie spotkałam! Jej postawa budziła we mnie wstręt, obrzydzenie i zmieszanie. Mówiąc prościej: zastanawiałam się, gdzie można wyhodować taką literacką debilkę i ciamajdę.
Wydawnictwo też się nie popisało. Na wewnętrznym skrzydełku okładki widnieje opis. Pomińmy fakt, że zdradza on kluczowe zdarzenie, które rozgrywa się na, bodajże, 290. stronie. Lecz to nie jest aż tak straszne w porównaniu z tym, że jeden akapit został powtórzony i wydrukowany dwa razy! I co z tego, że niektóre słowa są inne, skoro sens jest taki sam, a zdanie kluczowe SŁOWO W SŁOWO takie samo?! Nie wiem, czy każdy egzemplarz ma taki defekt, ale mimo wszystko jest to bardzo dziwne.
Dopiero pod koniec akcja "Elity" nabiera tempa. Ale co mi po tym, skoro przez całą powieść byłam zmuszona czytać o miłosnych dylematach Ami? Trylogia autorstwa Kiery Cass jest słaba. Nawet bardzo słaba. Ciągnie się niczym tasiemiec, lecz nie ma mocnych, żeby się od niej uwolnić. Mimo tych wszystkich wad jestem niezwykle ciekawa, kto zostanie księżniczką. I tylko z tego względu sięgnę po "Jedyną". Lecz jeżeli jeszcze nie zaczęłaś przygody z "Rywalkami", dam Ci dobrą radę: nie zaczynaj. Bo "Modę na sukces" możesz obejrzeć sobie w telewizji. I wyjdzie na to samo.
Ostro :P Szkoda, że ta książka jest tak wtórna, bo szatę graficzną ma śliczną i już się zastanawiałam czy po nią nie sięgnąć... Ale chyba jednak podziękuję :P
OdpowiedzUsuńMam podobne wrażenia, co Ty. Zalatuje mi tu tandetą na kilometr, ale mimo to wciąż nosiłam się z zamiarem przeczytania choć pierwszej cześci, by przekonać się, cóż takiego jest w tych książkach, że zdobywają taką popularność.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji zdrowy rozsądek każe trzymać się z daleka, ale ciekawość wciąż zostaje, lubie się przekonać, o czymś i wyrobić sobie zdanie, więc pewnie i tak kiedyś przeczytam, choć potem prawdopodobnie będę złorzeczyć. ^^
Pojechałaś! ''Rywalki'' były denne, jednak dałam ostatnią szansę autorce. Drugą część zaczynam niedługo i powoli czuję, że będę miała podobne zdanie.
OdpowiedzUsuń(I cały czas krążą podobieństwa do ''Igrzysk'' oraz ''Zmierzchu''. Trochę to już przereklamowane - autorzy myślą, że jak zrobią podobną serię, to będzie to lepsze i fajniejsze, ale wychodzi na odwrót).
Pozdrawiam Serdecznie
Weronika
Narazie czytałam tylko "Rywalki" i... sama książka bardzo mi się podobała. Ami uważam za skończoną idiotkę, cała powieść nie ma dla mnie większego sensu, ale całość czyta się świetnie. Wiem, że to dziwne, ale skoro jednak również czytałaś tą część, może mnie zrozumiesz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
www.blog-ksiazkoholiczki.blogspot.com
Doskonale Cię rozumiem! Mi też "Rywalki" czytało się bardzo przyjemnie. "Elitę" już troszkę mniej, ale co prawda to prawda - przebrnęłam przez nią w tempie światła!
UsuńPozdrawiam :)
Podpisuję się pod recenzją! NIE ROZUMIEM FENOMENU TEJ SERII. Książki nie znoszę, Ami najchętniej bym rozszarpała, Maxon doprowadza mnie do białej gorączki i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że powieść dosłownie była pisana na kolanie. Elita nie zasługuje na taką okładkę!!! (tym zdaniem podsumuję moją wyjątkowo zjadliwą recenzję tej książki napisaną już jakiś czas temu). Poza tym, to ciągłe zmienianie przez Ami partnerów doprowadziło do tego, że jej miłość do Maxona/Aspena wydała mi się jeszcze bardziej naciągana...
OdpowiedzUsuńTwoją recenzję czytałam wczoraj. Ależ się uśmiałam! Ale prawdę napisałaś! :)
UsuńDokładnie! Nie wiem dlaczego gnioty mają świetne okładki, a naprawdę dobre książki nie zachwycają grafiką...
Pozdrawiam :)
A więc jest aż tak źle? Zawsze dziwi mnie fala pozytywnych opinii i zachwytów nad czymś, co z reguły okazuje się być gniotem. Ale cóż, takie życie. Zapewne odpuszczę sobie całą serię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Mam podobne zdanie. Przez całą powieść zaciskałam zęby i starałam się nie rzucać nią o ścianę. Ile można czytać o dylematach bohaterki "Maxon czy Aspen?" . Co do opisu wydawnictwa, mam tak samo. Akapit został powtórzony i zastanawiałam się, czy tylko u mnie, czy też w innych egzemplarzach.
OdpowiedzUsuńRywalki było fajne. Znaczy, okay, schematyczne, zalatywało Igrzyskami, no i wszystko kręciło się wokół romansu, ale taka fabuła, cóż. Mimo to miłe to było czytadło. Takie lekkie, trochę jak Pamiętnik księżniczki, a Maxon był nawet niezłym facetem - poradzić sobie z taką ilością dziewczyn, z taką ilością buzujących hormonów, to nie byle co. Sam pomysł też nie najgorszy. Rywalki jakoś nie zachwycały, ale mimo to było sympatyczne. Do przeczytania, pogłaskania i nacieszenia oczu okładką.
OdpowiedzUsuńW Elicie najlepsza jest właśnie okładka. :D Skończyłam ją wczoraj i to była totalna masakra, armagedon jakiś. Moda na sukces. Gorzej nawet. Głupota wszystkich bohaterów - prócz bodaj Nicolette i rodziny Ami, którzy jako jedyni wydali mi się w porządku - powalała na kolana. Idiotyzm Ami... szkoda gadać. Z recenzją się zgadzam. Trafna jest. :)
Zgadzam się! "Elita" to porażka. Naprawdę, szkoda drzew na taką książkę (*)
UsuńO jejku, a tyle dobrych opinii słyszałam na temat tej serii. Wybacz mi, ale nie posłucham Twoich słów i zechcę sama przekonać się o tym, jakie wrażenie wywrze na mnie owa seria. Tym bardziej, że "Rywalki" czekają już na półce.
OdpowiedzUsuń"Rywalki" czytałam... Dawno temu i podobały mi się. :) Szybkie, na odstresowanie, autorka trafiła ze swoją powieścią do mnie akurat w czasie, gdy potrzebowałam takiego przerywnika pomiędzy ambitniejszymi lekturami. Ale "Elita" rozczarowała mnie na każdej możliwej płaszczyźnie. Brak akcji, brak... WSZYSTKIEGO co istotne. Ami nienawidziłam z każdą kartką coraz bardziej, Aspena miałam ochotę zamknąć w jakimś ciemnym lochu ze szczurami, a Maxon... A Maxon, którego w pierwszej części lubiłam, tu zaczął mnie poważnie irytować i przez to wszystko, autorka... niezbyt mile utrwaliła się w mojej główce. I tutaj zgodzę się z tobą w kwestii oceny. :) Aczkolwiek po "Jedyną" również sięgnę, choć podejrzewam, że wiem jak się to wszystko skończy. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
A ja nie znam jeszcze tej serii. I nie wiem, czy chcę poznać... :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać twoje recenzje. Nie ma tu nawet ociupińki kłamstwa. Nie boisz się przekazywać prawdy. Twoje "jeżdżenie" na książkę jest wspaniale opisane.
OdpowiedzUsuńWcześniej stwierdziłam że mimo druga część jest kiepska to i tak przeczytam całą serię. Teraz widzę że jednak to straszne badziewie i chyba nie warto po nią sięgać. :)
Dziękuję za miłe słowa! <3
UsuńDaj sobie z tą serią spokój, jest wiele fajniejszych i bardziej wartościowych lektur! :)
Moja recenzja to kompromis pomiędzy tempem czytania i wciągnięciem, a irytującą bohaterką, słabą fabułą i błędami logicznymi. Mimo wszystko finał mi się podobał i zdecydowanie był najlepszą częścią tej przeciętnej trylogii.
UsuńZacznę może od tego, iż uwielbiam twój blog, twoje recenzje, twoje zdania i słowa w nich zawarte.
OdpowiedzUsuńDlatego tak bardzo ucieszyłam się, widząc wpis o ''Elicie''.
Mogę powiedzieć, tylko tyle, że w każdym szczególe się z Tobą zgadzam.
Również nie rozumiem fenomenu tej książki i tylu ohów i ahów lub innych westchnień zachwalających tą powieść.
Tłumaczę to sobie tym, że może to okładka, która, bądźmy szczerzy, jest piękna, tak bardzo rozsławiła tą książkę i wyniosła na miejsce bestsellera.
W sumie, ja również zaliczam się do tych ludzi, którzy skusili się cudnym oprawieniem, ale nie jestem w grupie osób, którym podoba się jej zawartość.
Wszystko w niej jest głupie.
Taak. To chyba odpowiednie słowo.
Niedorzeczne... - poczynając na głównej bohaterce a kończąc na nudnym motywie całej powieści.
Choć przyznaję, czytało ją się miło i nawet szybko.
Słowa były lekkie i delikatne, ale ich sens wręcz idiotyczny.
A szkoda... bo motyw dystopijnego ''Kopciuszka'' mógłby być bardzo intrygujący.
Mam jednak zamiar ukończyć tą trylogię.
Również jestem ciekawa, jak się to w końcu skończy.
Może pani Cass mile nas zaskoczy?
A może sprawi, że patrząc na jej książki w moich myślach będzie brzęczało tylko jedno słowo; Gniot?
Dziękuję! <3
UsuńOkładki faktycznie są świetne, ale wad jest tak wiele, że nawet ładna okładka tego nie wynagrodzi. Wydaje mi się, że cała trylogia może zakończyć się dwojako. I choć marzę o czymś oryginalniejszym, to po tym, co Kiera Cass zaprezentowała w "Elicie", straciłam wiarę w nietuzinkowe zakończenie :)
Pozdrawiam!
Zamierzam przeczytać w tym miesiącu :)
OdpowiedzUsuńCzytałam część pierwszą i bardzo mi się spodobała. Mimo kilku negatywnych opinii na temat "Elity" zdecydowałam się jednak dokończyć lekturę całej trylogii. Chcę sama wyrobić sobie opinię :)
OdpowiedzUsuńim-bookworm.blogspot.com
Próbowałam rozpracować, po co autorce wątek rebeliantów i po trzech tomach nadal tego nie wiem. Przyszyty jest na siłę i właściwie do niczego nie prowadzi. Maxon doprowadza mnie do białej gorączki, bo America w trzecim tomie się trochę ogarnęła. Za to w Elicie miałam ochotę zamordować jedno i drugie.
OdpowiedzUsuńTa laska wygląda jakby miała wodogłowie o_O Haha ost zdanie mnie rozwaliło. Trafiony, zatopiony! Nie zaczynam tej serii :)
OdpowiedzUsuńWyrobione już wcześniej zdanie o tej książce, nie uległo przeobrażeniu ani deformacji na skutek Twojej recenzji, więc słuchając własnego bibliofilskiego głosu, jak i Twoich słów, po książkę sięgać nie zamierzam :))
OdpowiedzUsuńA poza tym to chciałam Ci napisać, że masz bardzo czytelny, przejrzysty, a do tego taki delikatny i tym samym bardzo efektowny design na blogu ;) Pozazdrościć ;)
Pozdrawiam!
Cieszę się, że wygląd mojej strony Ci się podoba! :)
UsuńRównież pozdrawiam ^^