wtorek, 28 stycznia 2014

"Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu" Juliet Grey

"Pożegnania stanowią część życia."

Historia jest zmorą i piętą achillesową uczniów. Wylęknieni i do bólu leniwi nastolatkowie traktują ten przedmiot jak największe zło, a przygody Mieszka I czy Batorego śnią im się po nocach i zapewne nie są to sny przyjemne. Z roku na rok, z ucznia na ucznia historia staje się coraz to mniej docenianym przedmiotem. Przecież informacje o Piłsudskim, czy Królu Słońce do niczego nam się w życiu nie przydadzą, po co rozpamiętywać przeszłość, skoro można korzystać z uroków teraźniejszości. A ja się z moimi rówieśnikami zgodzić nie mogę, bo naukę- jaką jest historia- pokochałam już od czasów podstawówki. Kiedy tylko rozpoczęło się moje dokształcanie z zakresu wiedzy o przeszłości od razu poczułam miętę do tego spychanego na dalszy plan przedmiotu szkolnego. Doskonale pamiętam wkuwanie prostych faktów historycznych, wypełnianie trudnego zeszytu ćwiczeń, czy odpytywanie, które bywało dla nas- dzieciaków- tak bardzo stresujące. Lecz podstawówka historia  to również kółko historyczne i wykonywanie scenek związanych z chrztem polskim, pokazanie, że historia może być ciekawa. Później gimnazjum, wymagający nauczyciel, prawdziwe kucie, ale też miłe wspomnienia. Tak, teraz z perspektywy tych paru miesięcy po opuszczeniu gimnazjum muszę stwierdzić, że historia była jednym z niewielu przedmiotów, którego uczenie się sprawiało mi satysfakcję i swego rodzaju przyjemność (?). I tym sposobem znalazłam się w klasie humanistycznej i z historią związałam swoją przyszłość. Będzie trudno, ale ktokolwiek zapytałby się mnie czy warto, na bezdechu odparłabym "owszem". Bo od najmłodszych lat historia zawładnęła mym sercem, a ja mogłam tylko poddać się jej urokowi.

Któż z nas nie zna Marii Antoniny? Z pewnością nie raz i nie dwa, drogi Czytelniku, słyszałeś o tej dostojnej kobiecie, początkowo księżniczce Austrii, następnie delfinie Francji. Lecz czy nasza wiedza na temat tej postaci jest wystarczająca? Śmiem wątpić. A każdego, kto chce zmienić ten stan rzeczy zapraszam na "Marię Antoninę. Z Wiednia do Wersalu"- poznacie tu początkowe stadium życia przyszłej władczyni, fakty które zostały przedstawione w barwny, uczuciowy, a nader wszystko wzruszający sposób. Czyli całkowite przeciwieństwo lekcji historii!
 
"Niech inne kraje prowadzą wojny, ty, szczęśliwa Austrio, żeń się."
 
W swojej edukacyjnej wędrówce trafiałam na świetnych nauczycieli historii. Wymagających, lecz z głową pełną wiedzy, którą byli w stanie przedstawić w klarowny sposób. Lecz na podstawie mojej wieloletniej obserwacji śmiem twierdzić, że nauczyciele tego przedmiotu cierpią na jakąś dziwną znieczulicę. Nawet najbardziej wzruszające momenty w historii ludzkości potrafią przedstawić jedynie jako suche fakty. Na lekcji o holokauście, gdzie wszyscy powinni przecierać w ukryciu  łzy i dmuchać w chusteczki opisujemy ustrój getta warszawskiego i całkiem bezosobowo omawiamy temat. Może to i dobrze, ale... tęskno mi do historii przepełnionej emocjami, chwilami wzruszeń i przedstawienia sprawy w sposób życiowy i bliski nam, obywatelom współczesnego świata. Z racji kierujących mną pobudek zdecydowałam się na przeczytanie pierwszego tomu "Marii Antoniny". Książka była wychwalana dosłownie przez każdego, więc liczyłam na fenomenalne czytadło. Muszę przyznać, że troszkę się zawiodłam, lecz nie zmienia to faktu, że powieść Juliet Grey jest naprawdę dobrym, co ważniejsze- nietuzinkowym czytadłem, które zarówno wzbogaci Waszą wiedzę historyczną jak i dostarczy wielu emocji!
 
Czytając opis książki odniosłam wrażenie, że znaczna część akcji będzie rozgrywana we Francji. A z racji tego, że właśnie przeżywam zauroczenie krajem serów, wina, bagietek i żab byłam przeszczęśliwa na myśl, że przeniosę się do osiemnastowiecznej Francji. Kiedy rozpoczęłam lekturę byłam święcie przekonana, że dzieje Marii Antoniny na dworze w Austrii zamkną się na kilkudziesięciu stronach. Czytałam, czytałam i czytałam- przewracałam jedną kartkę za drugą z coraz to większym oczekiwaniem. A delfina udała się do kraju Ludwika XV dopiero w połowie książki! Wyobrażacie to sobie? Moim skromnym zdaniem, Juliet Grey zbyt mocno przedłużała akcję, która lekko mnie nudziła.  Te wszystkie wątki związane z austriackim dworem były lekko denne i nużące, wlekły się niemiłosiernie.  Jakimś cudem dotrwałam do momentu, kiedy to nasz bohaterka była już w kraju żabojadów i wtedy zaczęło się robić naprawdę ciekawie. Akcja zdecydowanie nabrała rozpędu, pojawiły się nowe intrygi, dylematy i problemy. Lecz tak do końca kolorowo  też nie było- powiedziałabym, że we Francji wykreowanej przez Grey było za mało Francji. Jednak parę wieków zmieniło ten kraj...
 
Juliet Grey pokazała nam postać Marii Antoniny z zupełnie innej perspektywy niż podręcznik od historii czy encyklopedia. Dzięki pierwszoosobowej narracji mamy okazję poznać sprzeczne uczucia targające dziewczynką- jej wątpliwości, powody do radości, a także opinie na temat danej sprawy. Rozpoczynając przygodę z tym czytadłem Maria Antonina była zaledwie dziesięcioletnią dziewczynką beztrosko żyjącą u boku oschłej matki i sprytnej siostry, która była jej towarzyszką zabaw i jedyną koleżanką. Powieść ukazuje przemianę zarówno zewnętrzną jak i wewnętrzną, jaka zaszła w tej dziewczynce. Widać jak ewoluował jej sposób myślenia o sytuacji międzynarodowej oraz jak zmieniała się jej opinia o swojej własne osobie.  Jestem pełna podziwu dla autorki, że za pomocą tak plastycznego i świetnie wystylizowanego na tamtą epokę języka dokonała czegoś tak wielkiego. Widać, że z wielką precyzją i mistrzowską dokładnością tworzyła każde zdanie i rozdział, tak ażeby- nawet najbardziej wymagający Czytelnik- był usatysfakcjonowany stroną techniczną powieści.
 
Podsumowując, "Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu" to bardzo dobra, lecz pod żadnym pozorem nie fenomenalna opowieść. Jestem w minimalnym stopniu nią rozczarowana, co spowodowane jest jedynie tym, że za wiele od niej oczekiwałam. Uważam, że początek trylogii spod pióra Juliet Grey należy do nieco ambitniejszych lektur, przy której relaks jest na równi ze zgłębianiem historycznej wiedzy. Jeżeli ktoś nie jest zbytnim entuzjastom tej nauki o przeszłości, lepiej dla niego, żeby dał sobie spokój z Marią Antoniną. Nie jest to lektura dla każdego, lecz Ci, którzy z historią są za pan brat, a romantyczne i nieco problematyczne historie uwielbiają, powinni natychmiast sięgnąć po książkę Pani Grey. Z mojej strony polecam i już wyczekuję chwili, kiedy sięgnę po kontynuację.
 
MOJA OCENA:
7/10
 
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu bukowy las !