"Cudowne lata" to powieść, która przybliża nam dzieciństwo znanych polskich gwiazd. Wśród nich znajdziemy persony znane mniej lub bardziej, lecz każda z nich jest w mniejszym lub w mniejszym stopniu rozpoznawalna. Czytamy miedzy innymi dzieje Szyca, czy Pazury. Dowiadujemy się,jak się żyło w czasach PRL, jakie były wady, jakie zalety takiego dzieciństwa. A przede wszystkim poznajemy te wszystkie sławne osoby z zupełnie innego punktu widzenia. Nie jako zadufane w sobie gwiazdy estrady, czy osoby, które nic poza czubkiem swojego nosa nie widzą. Nie, nie! W "Cudownych latach" poznajemy miłych i ciepłych ludzi, którzy z uśmiechem na twarzy przybliżają nam czasy swojego dzieciństwa.
"To niewyobrażalne, co nasze płuca w młodości przyjęły. I dały radę!"
Jak zauważyliście mamy do czynienia nie z jednym autorem, a z dwoma autorki. Nie ma chyba sensu pisania dwóch notek o każdej autorce z osobna, więc wspomnę tylko, że obie kobiety są dziennikarkami. Wdawałoby się, że jeżeli pracują nad czymś dwie osoby to i jakość wykonanej pracy jest lepsza. Szczegóły powinny być dopracowane, całość z charakterem, jednym słowem: wszystko dopięte na ostatni guzik. A czy "Cudowne lata" takie były? W tym akapicie Wam tego nie zdradzę, szczegóły poznacie za chwilę!
Pierwsze, co rzuca nam się w oczy to jaskrawo-żółte kółeczko z tytułem, nazwiskami autorek i osobami, o których będziemy czytać. Trzeba przyznać, że ten "malutki" element rzuca nam się w oczy i powinien zachęcić chociaż niektórych. Na dole, jest to detal, który przekonuje mnie bardziej, widnieją dzieci trzymające się za ręce, ubranie. Klimat rodem PRL i był to efekt zamierzony- o tym za chwilkę. W środku jest jeszcze lepiej. Przed każdym rozdziałem, czyli historią każdej osoby, widnieje jej zdjęcie, a następnie, na jaskrawo-żółtej kartce kilka słówek wstępu. Całe wykonanie i faktura powieści są bardzo dobre. Przyciągają uwagę potencjalnego czytelnika, a osobę, która powieść już czyta zachęcają do dalszej lektury. Rzadko kiedy wspominam właśnie o okładce i innych takich pierdółkach- albo kiedy te elementy są strasznie złe, albo kiedy są strasznie dobre. W tym przypadku mamy do czynienia z tym drugim.
Najbardziej zauroczyła mnie rzecz, którą wspominam chyba w każdym akapicie tej recenzji, a jeszcze nie wiadomo, o co mi tak do końca chodzi. Mianowicie, ogromnym plusem książki jest jej klimat. Kojarzy mi się on z domem, czyli ciepłem i miłością rodziny, a także szacunkiem i uśmiechem na twarzy. Często książki, nastawione na wspominanie czegoś są przepełnione melancholią i tzw. 'złą energią'. Tutaj takiego czegoś nie ma, a zamiast smutku mamy do czynienia z radością, która wpłynęła również na mnie. Nie mam pojęcia, czy to przez te żółte detale i, momentami, zabawny tekst, ale czytając "Cudowne lata" czułam się lekka niczym piórko i szczęśliwa jak nigdy. Beztroska, zero problemów, obowiązków- powrót do czasów dzieciństwa!
Tak się złożyło, że każda z opisywanych w książce person przeżywała dzieciństwo w czasach PRL. I własnie w "Cudownych latach" autorki pokazywały jak to wszystko się toczyło- nie było niczego, oprócz białych karteczek, które znaczyły wiele, ale cenę za nie trzeba było zapłacić ogromną. I tu pojawia się paradoks. Niby książka skierowana do starszych czytelników, lecz dla nich czasy PRL to klarowne wspomnienie. Więc po co mają sobie przypominać te 'okropne' czasy? Uważam, że powieść jest głównie dla młodych, gdyż pokazuje ten kontrast pomiędzy światem naszym, a "ich". Ja czasów komuny nie pamiętam, poznałam ją tylko ze wspomnień, toteż powieść była dla mnie doskonałą lekturą!
"Cudowne lata", jak już wcześniej wspominałam, w moim skromnym mniemaniu powinny być skierowane do osób młodszych, które czasów komuny nie pamiętają, tudzież nawet nie mieli okazji ich poznać. Z drugiej strony osoby, które lubią choć kilka osób, o których lektura opowiada również powinni się z nią zapoznać. Nie jest to może literatura przez wielkie 'L', zdarzały się błędy językowe, które aż raziły w oczy, lecz nieraz miałam z nimi do czynienia i już zdążyłam się na nie uodpornić. Tak więc polecam- ta książka jest przykładem na to, że biografie wcale nie muszą być nudne!
MOJA OCENA:
8/10 lub 5/6
"Dlaczego są tylko ministranci, a nie ma maksistrantów?"
Za książkę serdecznie dziękuję portalowi sztukater !
Zaciekawiłaś mnie tą książką, chętnie po nią sięgnę:)
OdpowiedzUsuńTa książki jedzie już do mnie jakiś czas i coś nie może trafić, mam nadzieję, że kiedyś dotrze, bo bardzobardzobardzo chcę ją przeczytać <3
OdpowiedzUsuńZainteresowana i z ogromnym zaciekawieniem przeczytam, jeśli tylko będę miała okazję :)
OdpowiedzUsuńNie lubię biografii, ale... swoją recenzją zaciekawiłaś mnie do przeczytania tej pozycji. :)
OdpowiedzUsuńJa mam mieszane uczucia i nie jestem przekonana, czy chcę po książkę sięgnąć. Jednak Twoja opinia zachęca, więc może kiedyś spróbuję:)
OdpowiedzUsuń