poniedziałek, 22 grudnia 2014

"W śnieżną noc" Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle

















Pamiętasz te cudowne chwile, kiedy z radością oczekiwałeś na święta Bożego Narodzenia? Śnieg delikatnie prószył, choinka już stała pięknie ubrana, a po całym domu roznosił się zapach pierniczków. To były czasy. Bez przedświątecznej gonitwy i nerwowej atmosfery, bez deszczu, wiatru na dworze. Bez włączonego TVN, który - nawet nie wiesz kiedy - wyparł magnetofon z kolędami w wersji góralskiej. Jak odzyskać atmosferę tamtych czasów? Czy zbiorek trzech świątecznych opowiadań może Ci w tym pomóc?

Nie. "W śnieżną noc" nie jest wielofunkcyjnym urządzeniem na etacie czarodzieja - nie wyczaruje śniegu, nie ulepi za ciebie uszek i pierogów, nie przystroi choinki i nie upiecze pierniczków. A leżąc w pościeli, popijając herbatę i czytając świąteczne, romantyczne opowieści, jedynie zrobi Ci się przykro, że za oknem ani grama śniegu, a ty nie masz szans na taką przygodę. "W śnieżną noc" nie przywróci świątecznej atmosfery jeszcze z jednego powodu - śnieg jest motorem akcji.

"W śnieżną noc" kojarzy mi się ze "Złodziejką książek". W powieści Zusaka cała akcja opierała się na motywie wojny, natomiast w tym zbiorku opowiadań zaszczytne pierwsze miejsce zdominował śnieg. Miasteczko ogarnięte śnieżycą jest spoiwem łączącym wszystkie opowiadania. Przygody bohaterów, chwilowe trudności i problemy, sposób spędzania świąt - tym wszystkim zarządza śnieg.  Tym samym, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że "W śnieżną noc" pozbawione jest głębi. I doprawdy nie było tu żadnego mocniejszego przesłania, jakiegoś morału, który wbiłby mnie w fotel.

Zapewne jesteście ciekawi, które opowiadanie najbardziej przypadło mi do gustu. Wybór jest doprawdy trudny, bo na dobrą sprawę wszystkie są takie same - miłość, śnieżyca, miłość , śnieżyca i pewnie nie zgadniecie, ale.... tak! Miłość i śnieżyca. Opinia na temat poszczególnych opowiadań zależała w sumie od mojego własnego widzimisię, od stopnia sympatii względem bohaterów i od języka. Choć ten element jest akurat bardzo podobny we wszystkich trzech minipowieściach. I tym samym, opowiadanie pierwsze, czyli "Podróż wigilijna" Maureen Johnson spotkało się z moim lekkim rozczarowaniem, które na dobrą sprawę zmieniło mój stosunek do - trzymanej w ręce - książki. Wiedząc, czego mogę się spodziewać, sięgnęłam po opowiadanie mojego Guru - "Bożonarodzeniowy cud pomponowy". I cóż mogę powiedzieć? Jak na Greena słabiutko, co nie zmienia faktu, że jest to najlepsze opowiadanie. Koncept był bardzo dobry, a język i styl były doskonałe. Przygodę ze zbiorkiem zakończyłam całkiem godnie, bowiem "Święta patronka świnek" Lauren Myracle to naprawdę urocze, bardzo romantyczne i przyjemne opowiadanie.

Myślę, że nie ma sensu, żebym omawiała każde opowiadanie. Pisząc o zaledwie stu stronicowej treści bardzo łatwo zdradzić element akcji, a mój tekst stałby się jeszcze nudniejszy (o ile to w ogóle możliwe), bo każde opowiadanie jest o tym samym. Mając ten fakt na uwadze, pozwolę sobie przejść do następnej kwestii. Czy warto sięgnąć po "W śnieżną noc"? Moim zdaniem nie.  Ten zbiorek opowiadań nie stworzy świątecznej atmosfery, bo jest pozbawiony jakiś wyższych wartości, a świąteczna atmosfera utożsamiana jest jedynie ze śniegiem. Zbiorek zawiera trzy podobne do siebie historyjki, które są w sumie pozbawione większych wad - czasami były nawet zabawne, ale całościowo wypadały mdło. Opowiadania czyta się szybko, ale - nie ukrywajmy - szybko się też o nich zapomina.

Byłam przekonana, że "W śnieżną noc" będzie proklamowało tradycję. Tymczasem zbiór opowiadań jest raczej utworem komercyjnym. Historie nawet nie opierają się na prawdziwej magii świąt i konserwatywnym przywiązaniu do tradycji. "W śnieżną noc" jest kolejnym hitem jednego sezonu, książką, która nadaje się tylko na prezent. Taki pozbawiony wszelkiego indywidualizmu. Dla osoby o wypranym w Perwollu guście literackim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz