wtorek, 9 grudnia 2014

Kino pod gwiazdami (#3)















Z porzeczkową herbatą z dodatkiem trawy cytrynowej w moim najukochańszym kubku z TFIOS - witam Was zimowo! Rozsiądźcie się wygodnie i rozpocznijcie lekturę tego tekstu. Albowiem dzisiaj czas na to, co jak zauważyłam, bardzo lubicie. Trzeci odcinek Kina pod gwiazdami uważam za otwarty! A w nim o "The perks of being wallflower", "Dawca pamięci" i "Grand Budapest Hotel"! Zapraszam!















Zawsze oglądam filmy w języku angielskim, a później - specjalnie dla Was - sprawdzam polski tytuł. Wybaczcie, ale tym razem tego nie zrobię. Macie rację, główny bohater nazywa się Charlie, lecz to "The perks of being wallflower", czyli bycie ożywionym strachajłom / ożywienie strachajły, nadaje tej produkcji sensu.

Po przerwie spowodowanej traumatycznymi przeżyciami, Charlie wraca do szkoły. Jako książkoholik i dość nieśmiały chłopiec,  jest nieco aspołeczny. Lecz najbliższe środowisko rodzinne, wymaga od niego, żeby kogoś poznał. Tym sposobem poznaje Patricka, Sam i paru innych człowieczków.

Ja wiedziałam, że to będzie dobra. Po prostu tak podpowiadała mi moja cholernie dobra, nigdy niezawodząca intuicja. Lecz nie sądziłam, że "The perks of being wallflower" będzie aż tak rewelacyjne, że określę ten film mianem arcydzieła. To było, WOW, to było coś wielkiego. Dobrze dobrani aktorzy (początkowo nie mogłam przekonać się do Emmy Watson w roli Sam, ale po kilku minutach to przebolałam), pięknie opowiedziana, wywołująca łzy historia, no i ten soundtrack, w którym - z każdą kolejną piosenką - zakochiwałam się coraz bardziej. W końcu: we can be heroes, just for one day...














"Dawca pamięci" interesował mnie zarówno w wersji papierowej, jak i kinowej. Tak się złożyło, że na pierwszy ogień poszła ta druga. Film opowiada o Jonasie, który żyje w dystopijnym świecie. W jego życiu nie ma kolorów, uczuć, emocji i pasji. Są za to eliminacje, które obdzielają stanowiskami, irytująca uprzejmość i wszczykiwanie porcji "witaminek" każdego dnia. Jonas jest inny - wyjątkowy.

Spodobał mi się ten film. Nawet bardzo. Gra aktorska jest rewelacyjna, zwłaszcza Jonas przypadł mi do gustu. Produkcja należy do gatunku science-fiction, lecz nie jest to sztampowy film. Fabuła jest głęboka, losy bohaterów zostały nakręcone na tyle mądrze, że zmuszają widza do refleksji. Adaptacja pokazuje, że równowaga pomiędzy dobrem a złem, mimo całej swojej niesprawiedliwości, jest złotym środkiem. Ten film był tak mądry i piękny, że momentami czułam się nim przytłoczona. Wciskałam wtedy pauzę i na kilka minut wracałam do rzeczywistości. Niemniej jednak, "Dawca pamięci" to produkcja na szalenie wysokim poziomie, którą polecam dosłownie każdemu!












A na koniec, produkcja dziwna, wyjątkowa i rewelacyjna w każdym calu, czyli "Grand Budapest Hotel"! Jest to film niezwykle złożony, czasami lekko chaotyczny, mindfuckowy. W przypadku "The grand Budapest Hotel" nie sposób w kilku słowach przedstawić zarysu fabuły! Więc zamiast kilku zdaniowego wprowadzenia, przeczytacie słowa zachęty. Lata przed drugą wojną światową i w jej trakcie, rejon Sudetów, panujące w tamtych czasach zwyczaje i stroje z tamtej epoki! Chcecie więcej? A proszę bardzo! Rewelacyjna gra aktorska, dobrze przedstawiona fabuła (a czasami dobrze przedstawiony brak fabuły) i inteligentny humor, który albo się kocha, albo nienawidzi. Ja przy tym filmie zaśmiewałam się do łez! Z całego serca polecam Wam tą nietuzinkową produkcję. Naprawdę warto obejrzeć!

A wy? Co ciekawego ostatnio widzieliście? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz