sobota, 13 grudnia 2014

Red Band Society (sezon pierwszy)



















Jestem w stu procentach serialowym laikiem. Mój słomiany zapał nie pozwala mi obejrzeć więcej, niż trzech odcinków danej produkcji. Lecz jest taki jeden serial, który pochłonął mnie w swój świat. Jest taki jeden serial, który sprawił, że odliczałam dni do nowego odcinka. Jest taki jeden serial, który dostarczył mi wielu emocji. Jest taki jeden serial, który pokochałam całym sercem. Jest taki jeden serial, który nazywa się "Red Band Society". I to o nim dzisiaj napiszę.

Nie bez powodu mówi się, że szpital łączy ludzi. W akcie desperacji chorzy poszukują osoby, z którą można porozmawiać. Nastolatkowe także. Ci, którzy nagle zostali bez przyjaciół, bo szkolni kompani czują, że rakiem można się zarazić. Leo, Emma, Jordi, Dash i Kara. Są chorzy, spragnieni miłości i zrozumienia, w przeciwieństwie do swoich rówieśników - świadomi ulotności życia. Łączy ich wiele pragnień, a znakiem rozpoznawczym jest... czerwona szpitalna opaska.

Uwielbiam. Brakuje słów, żeby opisać, jak bardzo kocham "Red Band Society". Od pierwszego odcinka czułam, że pozostanę wierna tej produkcji. Bo jeszcze nigdy nic nie dostarczyło mi tylu emocji. Łez wzruszenia, śmiechu, chwil grozy. Jeszcze nigdy - aż tak - nie zaangażowałam się w losy bohaterów. Nie do takiego stopnia, żebym do nich mówiła, napominała i ostrzegała ich. Od początku poczułam więź z bohaterami. Chociaż każdy z nich jest inny. Po pierwszych dwóch odcinkach miałam swoich faworytów, lecz w trakcie rozwoju fabuły, kiedy miałam sposobność zgłębić charakter każdej persony, różnice w sympatii zacierały się. I tak oto, po dziesięciu perfekcyjnych odcinkach, każdego red bandersa kocham równie mocno!












Co ciekawe, narratorem jest Charlie - chłopiec w śpiączce. Co jakiś czas mamy okazję usłyszeć się jego komentarze. To właśnie on, trafną puentą, podsumowuje zachowanie bohaterów. To dzięki Charliemu "Red Band Society" jest takie wspaniałe. Oprócz red bandersów mamy okazję śledzić losy pracowników szpitala. Te drugoplanowe wątki były dobre, choć załoga medyczna nie była tak interesująca, co szpitalne życie moich rówieśników. Niemniej jednak, pielęgniarka Jackson wzbudza sympatię, a na widok doktora McAndrew Wasze serca zabiją szybciej! No i jak z taką - genialnie dobraną - aktorską obsadą, nie pokochać tego serialu?

"Red Band Society" zbiera same dobre opinie. Mimo wszystko, zza oceanu dochodzą niepokojące informacje o zakończeniu produkcji. Jak na razie pierwszy sezon, który początkowo miał zawierać trzynaście odcinków, został skrócony do dziesięciu. Co będzie dalej? Czas pokaże, ale jestem dobrej myśli. Rewelacyjny serial obroni się sam, a RBS niewątpliwie nim jest, więc liczę na to, że już wkrótce poznam dalsze losy moich ulubionych bohaterów. Tymczasem polecam Wam pierwszy sezon. Te dziesięć odcinków jest przepełnione humorem, wzruszeniami i życiem - tak problematycznym, tak prawdziwym. Bez zbędnego idealizowania.

RBS bardzo wysoko zawiesiło serialową poprzeczkę, a równocześnie sprawiło, że mam ochotę poznać inne ciekawe produkcje. Stąd pytanie do Was - co oglądacie i co polecacie szczególnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz