Dzisiaj prezentuję Wam kolejny odcinek Kina pod gwiazdami. Tak jak w pierwszej części, przedstawię Wam trzy filmy, które ostatnio obejrzałam oraz pokrótce opowiem o ich fabule, wyłożę swój punkt widzenia. Nie przedłużając - zapraszam! Niech kolejny seans Kina pod gwiazdami się zacznie!
R. nie pamięta swojego imienia. R. nie pamięta ile ma lat. R. nie pamięta skąd pochodzi. R. nie pamięta swoich rodziców. R. nie pamięta swojego dawnego życia. R. wie jedynie, że jest polującym na ludzi i jedzących ich mózgi zombie'm. Oprócz tego, R. zdaje sobie sprawę, że jest zakochany w dziewczynie. W dziewczynie, która na zombie poluje.
Książki nie czytałam, choć słyszałam całkiem pozytywne opinie. Lecz ekranizacja "Wiecznie żywego" sprawiła, że koniecznie muszę się zapoznać z papierowym pierwowzorem! Już dawno żadna produkcja aż tak mi się nie spodobała, a mój entuzjazm potęguje fakt, że jest to dzieło z gatunku paranormal romance / dystopia. Świat został przedstawiony rewelacyjnie, uczucie pomiędzy bohaterami nie było aż nazbyt cukierkowate. Film trwa półtorej godziniy, a w ciągu tych dziewięćdziesięciu minut nie ma miejsca na nudę. Akcja została poprowadzona całkiem dynamicznie, większość dialogów było naturalnych. Podsumowując, ekranizację "Wiecznie żywego" serdecznie polecam.
Skądś kojarzę ten film, możliwe że kiedyś nawet widziałam trailer "Sąsiadów". W każdym razie, przypadkowo znalazłam wersję anglojęzyczną z angielskimi napisami, w dodatku film był krótki i zapowiadał całkiem dobrą rozrywkę - obejrzałam.
"Sąsiedzi" opowiadają historię młodego małżeństwa i bractwa studenckiego. Jedni na drugich działają jak płachta na byka - młode małżeństwo nie może znieść całonocnych imprez, które nie pozwalają spać ich malutkiej córeczce. A bractwo nie może pogodzić się z faktem, że sąsiedzi zadzwonili na policję. Tym sposobem rozpoczyna się otwarta wojna - jedni przeciwko drugim. Który dom jako pierwszy pozbędzie się sąsiadów?
Ten film nie był niczym szczególnym - ot, komedia z kilkoma śmiesznymi i kilkoma nudnymi momentami. Bawiłam się z nią średnio, do bohaterów też się nie przywiązałam. "Sąsiedzi" są po prostu sztampową produkcją, o której zbyt głośno nie było i która szybko została wymazana z repertuaru kin i z pamięci odbiorcy. Jedynym wartym uwagi elementem jest... klata Efrona i jego gra aktorska. Zac był debilem i w tej roli sprawdził się fenomenalnie. Dlaczego? Resztę dopowiedzcie sobie sami...
Nie jestem szczególną fanką Frankensteina, lecz nic mi jego postać nie wadzi, toteż postanowiłam obejrzeć produkcję pod tytułem "Ja, Frankenstein",. Głównym bohaterem jest właśnie ten popularny potwór. I muszę przyznać, że już dawno nie oglądałam tak dziwnego filmu. Istnieją dwa, przeciwstawne ugrupowania, które polują na Adama Frankensteina. Z grupą pierwszą, gargulcami, Adam oraz widzowie spotykają się na samym początku filmu - w XVIII wieku. Szybko jednak zostajemy przeniesieni do współczesności. Zastanawiające jest to, że ugrupowanie gargulców nic się przez te 200 lat nie zmieniło.
Ta historia zawiera znacznie więcej niedociągnięć. I schematów też. Przez pół filmu Adam wmawia sobie, że nie jest potworem, nie jest też człowiekiem, jest po prostu Frankensteinem, tylko po to, ażeby pod koniec i tak zabawić się w Romea. Sama akcja nie należy do najlepszych i z pewnością, gdyby nie efekty specjalne, film byłby słaby. Natomiast te wszystkie wybuchy i efekty dźwiękowe sprawiły, że "Ja, Frankenstein" w całej swojej przeciętności, uważam za film nieszkodliwy i niczym się nie wyróżniający.
Post ten powstał końcówką sierpnia. Wraz z rozpoczęciem szkoły zaprzestałam oglądania, bo nie starcza mi na tę rozrywkę czasu. Ale w ten weekend obejrzałam "The perks of being wallflower" i jestem po prostu zachwycona tą produkcją! A wy? Co ostatnio obejrzeliście? :)
R. nie pamięta swojego imienia. R. nie pamięta ile ma lat. R. nie pamięta skąd pochodzi. R. nie pamięta swoich rodziców. R. nie pamięta swojego dawnego życia. R. wie jedynie, że jest polującym na ludzi i jedzących ich mózgi zombie'm. Oprócz tego, R. zdaje sobie sprawę, że jest zakochany w dziewczynie. W dziewczynie, która na zombie poluje.
Książki nie czytałam, choć słyszałam całkiem pozytywne opinie. Lecz ekranizacja "Wiecznie żywego" sprawiła, że koniecznie muszę się zapoznać z papierowym pierwowzorem! Już dawno żadna produkcja aż tak mi się nie spodobała, a mój entuzjazm potęguje fakt, że jest to dzieło z gatunku paranormal romance / dystopia. Świat został przedstawiony rewelacyjnie, uczucie pomiędzy bohaterami nie było aż nazbyt cukierkowate. Film trwa półtorej godziniy, a w ciągu tych dziewięćdziesięciu minut nie ma miejsca na nudę. Akcja została poprowadzona całkiem dynamicznie, większość dialogów było naturalnych. Podsumowując, ekranizację "Wiecznie żywego" serdecznie polecam.
Skądś kojarzę ten film, możliwe że kiedyś nawet widziałam trailer "Sąsiadów". W każdym razie, przypadkowo znalazłam wersję anglojęzyczną z angielskimi napisami, w dodatku film był krótki i zapowiadał całkiem dobrą rozrywkę - obejrzałam.
"Sąsiedzi" opowiadają historię młodego małżeństwa i bractwa studenckiego. Jedni na drugich działają jak płachta na byka - młode małżeństwo nie może znieść całonocnych imprez, które nie pozwalają spać ich malutkiej córeczce. A bractwo nie może pogodzić się z faktem, że sąsiedzi zadzwonili na policję. Tym sposobem rozpoczyna się otwarta wojna - jedni przeciwko drugim. Który dom jako pierwszy pozbędzie się sąsiadów?
Ten film nie był niczym szczególnym - ot, komedia z kilkoma śmiesznymi i kilkoma nudnymi momentami. Bawiłam się z nią średnio, do bohaterów też się nie przywiązałam. "Sąsiedzi" są po prostu sztampową produkcją, o której zbyt głośno nie było i która szybko została wymazana z repertuaru kin i z pamięci odbiorcy. Jedynym wartym uwagi elementem jest... klata Efrona i jego gra aktorska. Zac był debilem i w tej roli sprawdził się fenomenalnie. Dlaczego? Resztę dopowiedzcie sobie sami...
Nie jestem szczególną fanką Frankensteina, lecz nic mi jego postać nie wadzi, toteż postanowiłam obejrzeć produkcję pod tytułem "Ja, Frankenstein",. Głównym bohaterem jest właśnie ten popularny potwór. I muszę przyznać, że już dawno nie oglądałam tak dziwnego filmu. Istnieją dwa, przeciwstawne ugrupowania, które polują na Adama Frankensteina. Z grupą pierwszą, gargulcami, Adam oraz widzowie spotykają się na samym początku filmu - w XVIII wieku. Szybko jednak zostajemy przeniesieni do współczesności. Zastanawiające jest to, że ugrupowanie gargulców nic się przez te 200 lat nie zmieniło.
Ta historia zawiera znacznie więcej niedociągnięć. I schematów też. Przez pół filmu Adam wmawia sobie, że nie jest potworem, nie jest też człowiekiem, jest po prostu Frankensteinem, tylko po to, ażeby pod koniec i tak zabawić się w Romea. Sama akcja nie należy do najlepszych i z pewnością, gdyby nie efekty specjalne, film byłby słaby. Natomiast te wszystkie wybuchy i efekty dźwiękowe sprawiły, że "Ja, Frankenstein" w całej swojej przeciętności, uważam za film nieszkodliwy i niczym się nie wyróżniający.
Post ten powstał końcówką sierpnia. Wraz z rozpoczęciem szkoły zaprzestałam oglądania, bo nie starcza mi na tę rozrywkę czasu. Ale w ten weekend obejrzałam "The perks of being wallflower" i jestem po prostu zachwycona tą produkcją! A wy? Co ostatnio obejrzeliście? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz