środa, 16 października 2013

"Szukając Alaski" John Green

"Czasem przegrywa się bitwę. Ale nasze numery zawsze wygrywają wojnę."

"Życie to nie teatr, [...], życie to nie tylko kolorowa maskarada". Przepraszam. Nie mogłam się powstrzymać. Tak pięknie Edward Stachura to napisał, jakby wiedział, że za lat paręnaście John Green stworzy książkę, która będzie adekwatna do tych słów. Do słów, które po prostu odzwierciedlają nasze życie. Czyż nie? Życie to gra uczuć, czasami także zmysłów, przede wszystkim gra rozmaitych emocji, lecz to wszystko wcale nie czyni naszego życia teatrem. Często na naszej drodze stają różne przeszkody, lecz nie są one zaplanowane. Więc nasze życie to nie teatr. Bo w teatrze jest wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik, nie ma miejsca na błędy, których popełniamy tak wiele. Nie ma miejsca na ułomność, której doświadczamy prawie każdego dnia. Nie ma miejsca na chwile słabości, tym bardziej na łzy, które wypłakujemy każdego wieczora w poduszkę.W ciszy. Tak, ażeby nikt nas nie słyszał. Bo życie to nie teatr, to czysty spontan, decyzje, które spadają na nas jak grom z jasnego nieba. I może to co za chwilę napiszę nie będzie miało większego sensu, mimo wszystko podzielę się z wami moimi przemyśleniami. Życie to jest życie. Tak po prostu...


Miles jest nastoletnim chudzielcem, którego życie ogranicza się do tego, że praktycznie nie ma życia. Uczy się dość dobrze, jest po prostu zwyczajnym nastolatkiem jakich wiele, lecz ta jego ułomna przeciętność jakoś nie specjalnie dostarcza mu przyjaciół, których powinien mieć na pęczki, bo i przeciętniaków chodzi po ulicach dość dużo. W każdym bądź razie wraz z rodzicami podejmuje decyzję, która zmienia jego życie: wyjeżdża do internatu, gdzie postanawia rozpocząć nowe życie. Pragnie się uczyć, to i owszem. W końcu chce się dostać do dobrego collegu, zdobyć dobrą pracę i godnie żyć. Lecz gdzieś w głębi serca liczy na to, że znajdzie przyjaciół i... miłość swojego życia.

"Wszyscy palicie dla przyjemności. Ja palę po to, aby umrzeć."

John'a Green'a nikomu nie trzeba chyba przedstawiać. Wkroczył na polski rynek wydawniczy już kilka lat wcześniej, lecz jako kariera w Polsce ruszyła pełną parą w lutym, kiedy to na naszym rynku wydawniczym pojawiła się najpiękniejsza książka o raku, o miłości, o uczuciu tak pięknym, że poruszy nas do głębi. Dobra, dobra, każdy wie, że chodzi mi o "Gwiazd naszych wina"! Czytelnicy podłapali bakcyla (aaa jaka siara, kto w dzisiejszych czasach tak mówi?!) i dalej szło Zielonemu tylko lepiej. Zdobywał coraz więcej czytelników, którzy byli, są i będą z nim na dobre i na złe. Czytelników, którzy chłoną każde słowo, które napisał, którzy traktują go jak jakieś bóstwo, guru i przyszłość literatury amerykańskiej. I tym sposobem historia zatoczyła koło,a w naszym pięknym kraju zostało wydane wznowienie "Szukając Alaski", które już miałam przyjemność przeczytać i które... Czy naprawdę muszę to pisać? Heloł, przecież to jest Zielony! Nie ma opcji, żeby jego książka mi się nie spodobała!

Mimo, że Green może się poszczycić naprawdę ogromnym talentem pisarskim, lekkim piórem i wszystkimi innymi atrybutami fenomenalnego pisarza, widać, że "Szukając Alaski" jest jego debiutem. Mimo, że język powieści jest przyswajalny to brakuje lekkości, lekkiej arogancji, pisarskiego wyrafinowania, a przede wszystkim IRONII, której było na pęczki w "Gwiazd naszych wina". Zabrakło mi czegoś, co po prostu wcisnęłoby mnie w fotel i nie pozwoliło o tej książce na długo zapomnieć. Lecz niech nie zwodzi Wa moje czcze gadanie, "Szukając Alaski" ma w sobie coś, co intryguje. Ta powieść jest mroczna, tajemnicza i w pewnym stopniu kontrowersyjna, a to wszystko za sprawą niepowtarzalnych osobowości, z którymi mamy do czynienia w tej powieści. Bohaterowie to nastolatkowie, odważę się użyć określenia- upadli. Mamy do czynienia z młodzieżą pijącą, palącą, lecz mimo wszystko nie do końca zepsutą- pojmują oni sens życia, mają jakieś cele i starają się dobrze uczyć. Mimo wszystko, postaci wzbudzały we mnie jakieś takie dziwne obrzydzenie, a ich zachowanie i styl bycia nieszczególnie mi się nie spodobały. Choć trzeba przyznać, że z tak wyrazistymi postaciami powieść nabiera charakteru!

Ale tym razem już nie płakałam. I chyba tych łez, wypłakanych nad fikcyjną historią najbardziej mi zabrakło. Liczyłam, że "Szukając Alaski" potraktuję bardziej emocjonalnie, że będę przeżywać każde słowo, zdanie po zdaniu moje serce będzie pękać z rozpaczy nad tragicznymi losami bohaterów. Niestety, debiut Green'a tylko i wyłącznie przeczytałam. I choć w kilku miejscach się wzruszyłam, nie zmienia to faktu, że kartki powieści nie są ani pomarszczone, ani wilgotne od moich łez. Obyło się bez kaca książkowego, obyło się bez zachwytów, lecz nie zmienia to faktu, że dalej ubóstwiam Greena i będę go wspierała zawsze i wszędzie. "Szukając Alaski" nie jest błahą młodzieżówką, nie jest również książką, w której pierwsze skrzypce grają przekazywane emocje. Mimo wszystko z całego serca polecam!

MOJA OCENA:
8/10

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Bukowy Las!