Cezarion wie, że musi uciekać. Będąc synem Kleopatry grozi mu okropne niebezpieczeństwo. Wie, że musi wyemigrować i opuścić krainę, gdzie się wychował. Ma do dyspozycji statek, służących i znaczną część dobrobytu, lecz co mu po tym, skoro nie wie komu zaufać? Lecz decyzja już dawno została podjęta, a Cezarionowi nie pozostaje nic innego jak wsiąść na statek i wyruszyć w nieznane. W trakcie drogi, kiedy rozciągała się przed chłopakiem niezmierzona połać Nilu, Cezarion dostrzegł wielki, czarny statek. Jakoś tak się złożyło, że dochodzi do wymiany zdań pomiędzy załogą z obydwu statków, a nasz bohater poznaje kobietę. I to nie byle jaką, bo piękną i jakże tajemniczą córkę władcy Etiopii. Połączy ich miłości i coś jeszcze. Chcesz się przekonać co? Przeczytaj książkę!
Roberto Pazzi urodził się w roku 1946, jest mieszkającym w Ferrarze włoskim poetą, prozaikiem i dziennikarzem. Co więcej jest autorem bestsellerowego "Konklawe", a jego twórczość jest porównywana z dziełami Umberto Eco, Orhana Pamuka i Itala Calvina. Jest wieloletnim redaktorem działu kulturalnego we włoskiej gazecie, współpracuje z wieloma znanymi i cenionymi dziennikami. Wielokrotnie wyróżniany prestiżowymi, włoskimi nagrodami literackimi. Książki Pazzi'ego przetłumaczono na ponad dwadzieścia języków.
Znany jest frazes 'nie oceniaj książki po okładce', a czy ktoś z Was słyszał 'nie oceniaj książki po jej objętości'? Nie? Ja również jeszcze o tym nie słyszałam, toteż sama wymyśliłam sobie takie zdanie i wykorzystałam do celów własnych. Mianowicie dręczyła (i chyba niestety nadal dręczy) niemoc czytelnicza i mimo, że książka, którą miałam czytać zapowiadała się niezwykle kusząco to była strasznie gruba i doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie przebrnąć przez taką cegłę. Jesień zbliża się nieubłaganie, a moja psychika to potwierdza, bo już od kilku dni zauważam tendencję do zaszywania się pod ciepłym kocem z książką w ręce prawej i herbatką w ręce lewej. Wracając do tematu, miałam ochotę na książkę cienką (w sensie objętościowym, oczywiście), niewielką, taką do przełknięcia na jeden wieczór. Akuratnie dostałam przesyłkę od Sztukatera, z której wyciągnęłam dwie powieści i całą masę zakładek. Jedną z książek wyciągniętych z koperty był właśnie "Pokój na wodzie", który wydawał się być idealny na zimny, już prawie jesienny wieczór. Zwłaszcza słowo 'miłość', które aż bije z okładki symbolizowało lekką lekturę. Zmęczona problemami dnia codziennego usiadłam sobie wygodnie i wyruszyłam w podróż do Starożytnego Egiptu. Już od początku było ciężko, bo ten lekki styl, którego się spodziewałam, zapodział się w jakiejś innej książce, przez co trochę się umęczyłam, a książka nie był a na jeden wieczór, tylko na wieczorków kilka.
Generalnie to fabuła jakoś szalenie skomplikowana nie jest i gdyby autor posłużył się bardziej przystępnym językiem, to byłaby szansa, że dany fragment czytałabym tylko po jednym razie, a nie po trzy. Wyglądało to tak, że czytam sobie czytam, nagle coś mi się nie zgadza, cofam się parę stron dalej, wysilam swe szare komórki i czytam od początku. Maksymalnie skupiona zaczęłam ogarniać o co w tej 'bajce' chodzi i szczęśliwa, że nagle cała fabuła jest czysta i klarowna zaczęłam się relaksować. A przy okazji znowu gubić w tej całej akcji od siedmiu boleści. I tak zatacza się nam okrąglutkie kółeczko, a ta męka trwałaby dalej gdyby nie to, że powiedziałam: stop! i po prostu zaczęłam czytać, a fakt że wszystko mi się plątało naprawdę nie miał znaczenia... Lecz winy nie zrzucę na mój kolor włosów, a na narodowość autora. Ja rozumiem, że włosi to taki romantyczny naród, że w głowie im same amory, lecz niech poetycki język będzie w poezji, a romans- historyczny niech będzie pisany względnie normalnym językiem. Taka mała rada.
Z racji tego, że akcja była taka strasznie pokręcona i nie zdążyłam zgłębić osobowości poszczególnych bohaterów, to za wiele Wam powiedzieć nie mogę. Niemniej postaci nie cechowały się jakąś szczególną wyrazistością, po prostu sobie były. Wegetowały. Nic pożytecznego nie robiły, po prostu żyły sobie w tej książkowej rzeczywistości z zadaniem zmiany życia Czytelnika, lecz zadania nie wykonały,życia Czytelnika nie zmieniły. Bo musisz wiedzieć, drogi Czytelniku, że "Pokój na wodzie" pomęczysz, pomęczysz, aż wreszcie przemęczysz i natychmiast rzucisz się na inną powieść, a ta nietrafiona przygoda będzie spychana w coraz to dalsze zakamarki podświadomości, aż wreszcie po tygodniu zupełnie zapomnisz o tym dziwnym czymś. O nudnej akcji, a przede wszystkim o wątku romantycznym, który miał być ponadczasowy, a był zbyt namiętny i taki, hm... nieludzki. Nieludzko nieprawdopodobny.
Ja tu tak ględzę i ględzę i powracam do starych nawyków, a Wy pewnie jesteście ciekawi, czy oprócz mojego ględzenia, przeczytacie tu o czymś innym. A ja Was zaskoczę i
MOJA OCENA:
3/10 lub 2/6
Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater!
Widze, że książka nie warta uwagi. Już sama tematyka mnie odpychała.
OdpowiedzUsuńDobry klimat powieści, to jednak za mało żeby ją czytać.
OdpowiedzUsuńPowiem (napiszę :) szczerze, że miałam ochotę na książkę "Pokój na wodzie" i w sumie Twoja recenzja jest pierwszą jaką przeczytałam na jej temat i teraz już wiem, że jednak raczej nie warto po nią sięgać.
Nie zdecyduję się na przeczytanie.
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam http://naszksiazkowir.blogspot.com/
Trochę słaba ocena, a recenzja mnie utwierdziła w tym, że raczej nie powinnam czytać, bo się rozczaruję. Zapraszam w wolnej chwili: http://naszksiazkowir.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o książce. Recenzja mało pochlebna i tematyka jakoś tak nie bardzo mi leży. Wniosek nasuwa się sam :p
OdpowiedzUsuńTematyka niezbyt mi leży. O książce nie słyszałam wczęśniej, a i recenzja mało pochlebna. Jaki wniosek? Wniosek nasuwa się sam.. podziękuję tej książce ...
OdpowiedzUsuńZ czystym sumieniem ją sobie odpuszczę:)
OdpowiedzUsuń