Widzisz na ulicy osobę czarnoskórą i z wyrazem mordu w oczach myślisz sobie "głupi murzyn". Jesteś wiernym kibicem swojej ulubionej drużyny futbolowej, lecz odkąd do składu wszedł Afroamerykanin, twoja sympatia jakoś osłabła. Dla rozrywki oglądasz memy z osobami czarnoskórymi i naśmiewasz się z ich inności. Ale jest też druga strona medalu - są murzyni, którym wydaje się, że niczego nie wolno od nich wymagać, tylko ze względu na ich rasę. Żyją w obcym kraju na zasiłku, który jest opłacany z zarobków białych. I tak to kółko nienawiści się nakręca.
Niewolnictwo to straszna rzecz. Proces ten jest znany już od czasów starożytności i mimo różnorakich zabiegów organizacji praw człowieka, spotykany jest również w dzisiejszych czasach. Żadne kryterium nie upoważnia do tego, żeby dzielić ludzi na lepszych i gorszych. A już zwłaszcza kryterium rasowe. W swojej nagradzanej - po lekturze wiem dlaczego - książce, Sue Monk Kidd przenosi Czytelników do południowej części Ameryki z dziewiętnastego wieku. Nim zaczniemy, krótka lekcja historii - w tamtym okresie północ i południe Stanów Zjednoczonych znacznie się od siebie różniły. Południowa część kraju zajmowała się głównie rolnictwem i była konserwatywna w swoich poglądach. Istniały hierarchie, a najniższy szczebel drabiny społecznej należał do niewolników, którzy byli nieludzko traktowani.
W miasteczku Charleston, rodzina Grimke zajmowała dość wysoką pozycję. Była to familia powszechnie szanowana. W 1803 roku Sara Grimke - najmłodsza latorośl - skończyła 11 lat. Jej prezentem urodzinowym była prywatna niewolnica - Hetty, a właściwie Szelma. Hetty - słaba i niezwykle krucha istota - była dziesięciolatką z wystającymi kośćmi. Lubiła marzyć, spoglądając przy tym w ocean. Wierzyła, że gdzieś tam daleko - za wielką wodą - jest miejsce, gdzie ona i jej podobni są wolni, a nikt nie bije ich raz za razem za złe wykonanie błahego i nic nieznaczącego zadania. Wierzyła w wolność.
Mimo różnic rasowych, kobiety połączyła niesamowita przyjaźń, którą Sara musiała ukrywać przed surowym spojrzeniem matki. "Czarne skrzydła" przedstawiają historię tych dwóch silnych kobiet. Śledzimy życie Sary i Szelmy od dzieciństwa, aż do dorosłego życia. W tej ponadczasowej historii jesteśmy świadkami zmiany poglądów, czy sposobu działania. Widzimy, jak pod wpływem wielu wydarzeń, osobowość Szelmy i Sary ulega transformacji; jak rozkwitają i jak ich dusze umierają. Obserwujemy życia przepełnione bólem i walką w imię wyznawanych idei.
To było piękne. "Czarne skrzydła" wciągnęły mnie w swój świat, oderwały od rzeczywistości i były godną strawą dla mojej duszy. Ta powieść otworzyła moje serce i napełniła je nadzieją, tolerancją i wolą walki o idee, które popieram. Lektura "Czarnych skrzydeł" przyniosła katharsis. Literackie i życiowe oczyszczenie.
Zakochiwałam się w tej powieści powoli, lecz z każdą kolejną stroną czułam niesamowitą moc tej lektury. Mimo że cichutko liczyłam na to, że Autorka przedstawi wojnę secesyjną, akcja zakończyła się na 20 lat przed tym wydarzeniem. Lecz rozczarowania nie czuję, gdyż tej historii naprawdę nie można niczego zarzucić. Kidd zaprezentowała traktowanie niewolników, różnice pomiędzy Północą, a Południem. Godnie przedstawiła różnorakie poglądy społeczne, ich zmiany na przestrzeni lat i proces formowania się środowisk opozycyjnych opowiadających się za wyzwoleniem czarnych i nadania praw kobietom. "Czarne skrzydła" to powieść oparta na faktach - tak niezwykła persona jak Sara Grimke istniała naprawdę, choć została przez wielu zapomniana. Kidd łączy autentyczne postacie z bohaterami fikcyjnymi i prezentuje zachwycającą, jedyną w swoim rodzaju powieść historyczną.
"Czarne skrzydła" są absolutnie idealne pod każdym względem! Już w trakcie lektury przestałam się dziwić, dlaczego ta książka jest nagradzana. Sue Monk Kidd prezentuje historię, która porwie i wzruszy każdego, kto tylko jest na to gotowy. Uwierzcie - opowieść jest tak niezwykła, że wraz z przeczytaniem ostatniej strony, miałam ochotę rozpocząć lekturę jeszcze raz. I znowu, i znowu, i znowu - przeżywać tą nieziemską literacką ucztę, która nasyciła mnie, niczym pięciodaniowa kolacja w luksusowym loakalu.
Niewolnictwo to straszna rzecz. Proces ten jest znany już od czasów starożytności i mimo różnorakich zabiegów organizacji praw człowieka, spotykany jest również w dzisiejszych czasach. Żadne kryterium nie upoważnia do tego, żeby dzielić ludzi na lepszych i gorszych. A już zwłaszcza kryterium rasowe. W swojej nagradzanej - po lekturze wiem dlaczego - książce, Sue Monk Kidd przenosi Czytelników do południowej części Ameryki z dziewiętnastego wieku. Nim zaczniemy, krótka lekcja historii - w tamtym okresie północ i południe Stanów Zjednoczonych znacznie się od siebie różniły. Południowa część kraju zajmowała się głównie rolnictwem i była konserwatywna w swoich poglądach. Istniały hierarchie, a najniższy szczebel drabiny społecznej należał do niewolników, którzy byli nieludzko traktowani.
W miasteczku Charleston, rodzina Grimke zajmowała dość wysoką pozycję. Była to familia powszechnie szanowana. W 1803 roku Sara Grimke - najmłodsza latorośl - skończyła 11 lat. Jej prezentem urodzinowym była prywatna niewolnica - Hetty, a właściwie Szelma. Hetty - słaba i niezwykle krucha istota - była dziesięciolatką z wystającymi kośćmi. Lubiła marzyć, spoglądając przy tym w ocean. Wierzyła, że gdzieś tam daleko - za wielką wodą - jest miejsce, gdzie ona i jej podobni są wolni, a nikt nie bije ich raz za razem za złe wykonanie błahego i nic nieznaczącego zadania. Wierzyła w wolność.
Mimo różnic rasowych, kobiety połączyła niesamowita przyjaźń, którą Sara musiała ukrywać przed surowym spojrzeniem matki. "Czarne skrzydła" przedstawiają historię tych dwóch silnych kobiet. Śledzimy życie Sary i Szelmy od dzieciństwa, aż do dorosłego życia. W tej ponadczasowej historii jesteśmy świadkami zmiany poglądów, czy sposobu działania. Widzimy, jak pod wpływem wielu wydarzeń, osobowość Szelmy i Sary ulega transformacji; jak rozkwitają i jak ich dusze umierają. Obserwujemy życia przepełnione bólem i walką w imię wyznawanych idei.
To było piękne. "Czarne skrzydła" wciągnęły mnie w swój świat, oderwały od rzeczywistości i były godną strawą dla mojej duszy. Ta powieść otworzyła moje serce i napełniła je nadzieją, tolerancją i wolą walki o idee, które popieram. Lektura "Czarnych skrzydeł" przyniosła katharsis. Literackie i życiowe oczyszczenie.
Zakochiwałam się w tej powieści powoli, lecz z każdą kolejną stroną czułam niesamowitą moc tej lektury. Mimo że cichutko liczyłam na to, że Autorka przedstawi wojnę secesyjną, akcja zakończyła się na 20 lat przed tym wydarzeniem. Lecz rozczarowania nie czuję, gdyż tej historii naprawdę nie można niczego zarzucić. Kidd zaprezentowała traktowanie niewolników, różnice pomiędzy Północą, a Południem. Godnie przedstawiła różnorakie poglądy społeczne, ich zmiany na przestrzeni lat i proces formowania się środowisk opozycyjnych opowiadających się za wyzwoleniem czarnych i nadania praw kobietom. "Czarne skrzydła" to powieść oparta na faktach - tak niezwykła persona jak Sara Grimke istniała naprawdę, choć została przez wielu zapomniana. Kidd łączy autentyczne postacie z bohaterami fikcyjnymi i prezentuje zachwycającą, jedyną w swoim rodzaju powieść historyczną.
"Czarne skrzydła" są absolutnie idealne pod każdym względem! Już w trakcie lektury przestałam się dziwić, dlaczego ta książka jest nagradzana. Sue Monk Kidd prezentuje historię, która porwie i wzruszy każdego, kto tylko jest na to gotowy. Uwierzcie - opowieść jest tak niezwykła, że wraz z przeczytaniem ostatniej strony, miałam ochotę rozpocząć lekturę jeszcze raz. I znowu, i znowu, i znowu - przeżywać tą nieziemską literacką ucztę, która nasyciła mnie, niczym pięciodaniowa kolacja w luksusowym loakalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz