Kilka miesięcy temu miałam przyjemność przeczytania "Tak blisko...". Jedno z pierwszych New Adult wywarło na mnie naprawdę pozytywne wrażenie, więc z niecierpliwością oczekiwałam premiery "Tak krucho...". Mimo świadomości, że powieść prezentuje tę samą historię, z tą różnicą, że opowiedzianą z punktu widzenia Lucasa miałam nadzieję, że Webber czymś mnie zaskoczy. Niestety tak się nie stało i w dużym uogólnieniu - było krucho.
Ostatnio zauważalna jest moda na tworzenie tych samych historii z punktu widzenia innego bohatera. Dodawane są elementy z przeszłości, mamy okazję zgłębić daną postać, ale w dużej mierze powieść opiera się na tym samym. Nie wiem dlaczego, ale przypomina mi to fanfic. Tyle że pisany przez Autora powieści, która jest równocześnie inspiracją dla jego pracy. Ta dziwna moda zdobywa amerykańskie salony, a zza oceanu powoli przypływa do Polski. Jedną z pierwszych tego typu powieści dla młodzieży jest "Tak krucho..." - historia oparta na fabule z "Tak blisko..." opowiedziana z punktu widzenia Lucasa, do której zostały dołożone elementy z przeszłości chłopaka.
Tworzenie powieści opartych na podobnym schemacie uważam za jeden z najgłupszych możliwych wymysłów literackich. Fabuła już jest nam znana, przez co Autor sam uniemożliwia sobie zaskoczenie czymś Czytelnika. Żeby nadrobić przewidywalność, pisarze stawiają na zgłębioną analizę bohaterów, co skutkuje tym, że na widok niedawno ukochanego bohatera, można dostać nagłych wymiotów. Taka powieść jest z góry skazana na porażkę i nawet dobre chęci Autora i recenzenta nic nie pomogą. Bo sorry not sorry, ale taki schemat nadaje się jedynie do przepychania toalet.
Wyżej opisane cechy znajdują odzwierciedlenie w recenzowanym dzisiaj "Tak krucho...". Zabrakło jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, kreacja głównego bohatera, czyli Lucasa, pozostawiała wiele do życzenia. W "Tak blisko..." lubiłam chłopaka za jego tajemniczość i subtelność. Był moją wisienką na torcie, chłopakiem, o którym marzy każda nastolatka - ideałem. Tymczasem w "Tak krucho..." młodzieniec był momentami zbyt kobiecy (czyt.: delikatny, rozmyślający o każdym wypowiedzianym słowie, geście itp.; trochę zalatuje werteryzmem), innym razem zbyt ostry, prawie zawsze irytujący, nienaturalny i papierowy. Lucas jest takim literackim kameleonem, a brak stałości przeszkadzał w trakcie lektury i zaburzał płynność historii.
"Tak krucho..." ma prostą, wręcz przewidywalną strukturę. Każdy rozdział rozpoczyna się od przeszłości Landona, następnie przeskakujemy do teraźniejszości i obserwujemy - dobrze znany - romans Lucasa z Jackie. Elementy z przeszłości głównego bohatera nie były aż tak zaskakujące, jak się tego spodziewałam. Część historii Czytelnik poznał w "Tak blisko...", nowe elementy zaprezentowane w "Tak krucho..." są raczej rozwinięciem skrótowej historii Lucasa z pierwszego tomu.
Heraklit z Efezu mawiał, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki. "Tak krucho..." autorstwa Tammary Webber jest materialnym dowodem na to, że jednak można. Powieść jest jedynie powieleniem historii z "Tak blisko...", która została przedstawiona z punktu widzenia innego bohatera. Może i ta książka będzie miłym przypomnieniem historii dla wiernych fanów poprzedniego tomu, może wpisuje się w najnowszą modę, lecz ja nie uznaję pisania dla pisania i tworzenia tych samych historii. Mogę znieść to, że cappucino okazało się latte, pizza z szynką pizzą z salami, a popcorn karmelowy tym zwykłym. Ale nie lubię i nie toleruję czytania dwa razy tej samej powieści, która z pozoru wydaje się być inaczej przedstawiona. Bo choćbyś dostała na talerzu szarlotkę i uwierzyłabyś przystojnemu kelnerowi, że to sernik, po pierwszym kęsie przekonasz się, że zostałaś oszukana. Dokładnie tak samo jest z "Tak krucho...".
Ostatnio zauważalna jest moda na tworzenie tych samych historii z punktu widzenia innego bohatera. Dodawane są elementy z przeszłości, mamy okazję zgłębić daną postać, ale w dużej mierze powieść opiera się na tym samym. Nie wiem dlaczego, ale przypomina mi to fanfic. Tyle że pisany przez Autora powieści, która jest równocześnie inspiracją dla jego pracy. Ta dziwna moda zdobywa amerykańskie salony, a zza oceanu powoli przypływa do Polski. Jedną z pierwszych tego typu powieści dla młodzieży jest "Tak krucho..." - historia oparta na fabule z "Tak blisko..." opowiedziana z punktu widzenia Lucasa, do której zostały dołożone elementy z przeszłości chłopaka.
Tworzenie powieści opartych na podobnym schemacie uważam za jeden z najgłupszych możliwych wymysłów literackich. Fabuła już jest nam znana, przez co Autor sam uniemożliwia sobie zaskoczenie czymś Czytelnika. Żeby nadrobić przewidywalność, pisarze stawiają na zgłębioną analizę bohaterów, co skutkuje tym, że na widok niedawno ukochanego bohatera, można dostać nagłych wymiotów. Taka powieść jest z góry skazana na porażkę i nawet dobre chęci Autora i recenzenta nic nie pomogą. Bo sorry not sorry, ale taki schemat nadaje się jedynie do przepychania toalet.
Wyżej opisane cechy znajdują odzwierciedlenie w recenzowanym dzisiaj "Tak krucho...". Zabrakło jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, kreacja głównego bohatera, czyli Lucasa, pozostawiała wiele do życzenia. W "Tak blisko..." lubiłam chłopaka za jego tajemniczość i subtelność. Był moją wisienką na torcie, chłopakiem, o którym marzy każda nastolatka - ideałem. Tymczasem w "Tak krucho..." młodzieniec był momentami zbyt kobiecy (czyt.: delikatny, rozmyślający o każdym wypowiedzianym słowie, geście itp.; trochę zalatuje werteryzmem), innym razem zbyt ostry, prawie zawsze irytujący, nienaturalny i papierowy. Lucas jest takim literackim kameleonem, a brak stałości przeszkadzał w trakcie lektury i zaburzał płynność historii.
"Tak krucho..." ma prostą, wręcz przewidywalną strukturę. Każdy rozdział rozpoczyna się od przeszłości Landona, następnie przeskakujemy do teraźniejszości i obserwujemy - dobrze znany - romans Lucasa z Jackie. Elementy z przeszłości głównego bohatera nie były aż tak zaskakujące, jak się tego spodziewałam. Część historii Czytelnik poznał w "Tak blisko...", nowe elementy zaprezentowane w "Tak krucho..." są raczej rozwinięciem skrótowej historii Lucasa z pierwszego tomu.
Heraklit z Efezu mawiał, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki. "Tak krucho..." autorstwa Tammary Webber jest materialnym dowodem na to, że jednak można. Powieść jest jedynie powieleniem historii z "Tak blisko...", która została przedstawiona z punktu widzenia innego bohatera. Może i ta książka będzie miłym przypomnieniem historii dla wiernych fanów poprzedniego tomu, może wpisuje się w najnowszą modę, lecz ja nie uznaję pisania dla pisania i tworzenia tych samych historii. Mogę znieść to, że cappucino okazało się latte, pizza z szynką pizzą z salami, a popcorn karmelowy tym zwykłym. Ale nie lubię i nie toleruję czytania dwa razy tej samej powieści, która z pozoru wydaje się być inaczej przedstawiona. Bo choćbyś dostała na talerzu szarlotkę i uwierzyłabyś przystojnemu kelnerowi, że to sernik, po pierwszym kęsie przekonasz się, że zostałaś oszukana. Dokładnie tak samo jest z "Tak krucho...".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz