Najnowszy artykuł na lubimy czytać mówi o powodach, które usprawiedliwiają nas przy porzuceniu lektury. Recenzowane dzisiaj "Testy" można zaliczyć do kilku punktów, bo a) dzieciak jest mądrzejszy ode mnie (trochę) i - oczywiście - szalenie działa mi na nerwy; b) mój Puszysław leżał na książce, przez co nie mogłam jej czytać; c) mam kaprys i po prostu - najzwyczajniej w świecie - mi się nie podoba i d) jest cholernie, wyczepiście, totalnie ZNAJOMA. Mimo wszystkich zaprezentowanych wyżej powodów, "Testy" przeczytałam od deski do deski, a dzisiaj prezentuję Wam moją opinię.
Opowiem Wam pewną historię. Była sobie raz dziewczynka, która będąc na wakacjach w Dublinie przechadzała się zatłoczonymi ulicami i wstępowała do równie zatłoczonych księgarń, które to były wypełnione pięknymi, cudownie pachnącymi książkami. W pewnym takim lokalu, na pewnej takiej półce dziewczynka znalazła "Independent study" i od razu zapragnęła to przeczytać. Jednakże Diabelskie Skrzydełko Okładki (nazwa własna - kopiowanie zabronione!) uświadomiło dziewczynce, że owa powieść jest drugim tomem pewnej trylogii. Dziewczynka nie mogła znaleźć pierwszego tomu i wkrótce - pogrążona w smutku, ubrana w czarne, żałobne szaty - wróciła do swojego kraju. Po kilku miesiącach udręki, dziewczynka ujrzała promyczek przebijający się przez gęstą warstwę chmur. "Testy" - pierwsza część trylogii autorstwa Joelle Charbonneau - zostaną wydane w królestwie dziewczynki! Myślicie, że dziewczynka żyła odtąd długo i szczęśliwie? Skądże znowu.
W dystopijnej przyszłości, w świecie wyniszczonym wojnami, z każdej kolonii - co roku - typowani są uczniowie, którzy mogę podjąć naukę na uniwersytecie. Lecz zanim rozpoczną kolejny etap swojej edukacji, czekają ich testy. Cia - nastolatka z Kolonii Pięciu Jezior - kończy w tym roku naukę. Mimo swojej przeciętności, marzy o udziale w Testach. Dziwnym trafem, zrządzeniem losu, dobrze przemyślanym wyborem - to nie ma znaczenia. Najważniejszy jest fakt, że dziewczyna została wytypowana do Testów. Teraz czeka ją świetlana przyszłość. Ech, czy aby na pewno?
Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak taka książka mogła zostać dopuszczona do druku. Dziwię się, że Autorka nie bała się posądzenia o kradzież pomysłów i procesu sądowego, jaki mogli jej wytoczyć inni autorzy. Bądźmy szczerzy - pomysł na książkę miała Suzanne Collins, Joelle Charbonneau miała jedynie INSPIRACJĘ. I o wiele za dużo bezczelności, którą wykorzystała na zżynanie pomysłów. "Testy" są jedynie powieleniem oczywistych schematów i elementów z trylogii Collins. Pojedyncze pomysły, na które Autorka sama wspaniałomyślnie wpadła (choć wysoce prawdopodobne jest, że zainspirowała się jeszcze innymi historiami, których - po prostu - nie znam) są przewidywalne i sztampowe. Więc mamy do czynienia z paradoksem - bo oto otrzymałam książkę, które mogłaby być jakimś sequelem Igrzysk śmierci.
Żeby nie być gołosłownym, pragnę Wam zaprezentować kilka najbardziej rzucających się w oczy przykładów. Pamiętacie moment w "Igrzyskach śmierci", kiedy przed rozpoczęciem zabawy, kandydaci mogli zdobyć plecaki z potrzebnymi przedmiotami? W "Testach" pojawia się dokładnie ta sama scena, tyle że miejsce rozgrywki zostaje zastąpione pokojem z przydatnymi akcesoriami. W bestsellerowej serii Collins kandydaci otrzymują pomoc sponsorów, w recenzowanej dzisiaj książce, nasza bohaterka także otrzymywała przydatne prezenciki. W krainie brutalności i przemocy, Katniss była tą spokojną, racjonalną, wrażliwą dziewczyneczką, która pożegnała zmarłą Rue hucznym pogrzebem. Cia - główna bohaterka "Testów" - jest dokładnie taka sama. I tak samo wyprawia na ostatnią drogę zmarłą uczestniczkę. Każdy z bohaterów "Testów" był wykreowany na wzór person z "Igrzysk śmierci".
Nie tylko Suzanne Collins stanowiła inspirację dla naszej cwanej autorki. Nasza, przebiegła niczym lisica, autorka stworzyła doskonały team z równie przebiegłym niczym lis grafikiem. Jedna wersja okładki (klik) jest tak szalenie podobna do okładki z "Niezgodnej", że - kiedy zdałam sobie z tego sprawę - miałam ochotę wydrapać sobie oczy lub kupić wszystkie możliwe egzemplarze tej książki i spalić je na stosie. Razem z niezwykle kreatywną autorką i grafikiem.
"Testy" czytało się całkiem miło, a powieść wciągała. Cia była całkiem mądra i ogarnięta, a Tomas przeuroczy i bardzo męski. Lecz co mi po tym, skoro te postacie stanowiły jedynie powielenie Katniss i Pete'a. Mogę czytać słabe książki - jakoś to przełknę. Lecz kiedy całkiem dobra książka, jest jedynie, wciąż marną, podróbką bestsellerowej trylogii, to nóż mi się w kieszeni otwiera. "Testy" definitywnie nie zaliczyły testu, a jednoosobowa komisja w postaci mojej skromnej osoby, odrzuciła Joelle Charbonneau ze względu na bezczelne ściąganie od piątkowej pisarki Suzanne Collins. Tym samym, Charbonneau za swoją pracę otrzymuje ocenę niedostateczną. Bez możliwości poprawy.
Opowiem Wam pewną historię. Była sobie raz dziewczynka, która będąc na wakacjach w Dublinie przechadzała się zatłoczonymi ulicami i wstępowała do równie zatłoczonych księgarń, które to były wypełnione pięknymi, cudownie pachnącymi książkami. W pewnym takim lokalu, na pewnej takiej półce dziewczynka znalazła "Independent study" i od razu zapragnęła to przeczytać. Jednakże Diabelskie Skrzydełko Okładki (nazwa własna - kopiowanie zabronione!) uświadomiło dziewczynce, że owa powieść jest drugim tomem pewnej trylogii. Dziewczynka nie mogła znaleźć pierwszego tomu i wkrótce - pogrążona w smutku, ubrana w czarne, żałobne szaty - wróciła do swojego kraju. Po kilku miesiącach udręki, dziewczynka ujrzała promyczek przebijający się przez gęstą warstwę chmur. "Testy" - pierwsza część trylogii autorstwa Joelle Charbonneau - zostaną wydane w królestwie dziewczynki! Myślicie, że dziewczynka żyła odtąd długo i szczęśliwie? Skądże znowu.
W dystopijnej przyszłości, w świecie wyniszczonym wojnami, z każdej kolonii - co roku - typowani są uczniowie, którzy mogę podjąć naukę na uniwersytecie. Lecz zanim rozpoczną kolejny etap swojej edukacji, czekają ich testy. Cia - nastolatka z Kolonii Pięciu Jezior - kończy w tym roku naukę. Mimo swojej przeciętności, marzy o udziale w Testach. Dziwnym trafem, zrządzeniem losu, dobrze przemyślanym wyborem - to nie ma znaczenia. Najważniejszy jest fakt, że dziewczyna została wytypowana do Testów. Teraz czeka ją świetlana przyszłość. Ech, czy aby na pewno?
Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak taka książka mogła zostać dopuszczona do druku. Dziwię się, że Autorka nie bała się posądzenia o kradzież pomysłów i procesu sądowego, jaki mogli jej wytoczyć inni autorzy. Bądźmy szczerzy - pomysł na książkę miała Suzanne Collins, Joelle Charbonneau miała jedynie INSPIRACJĘ. I o wiele za dużo bezczelności, którą wykorzystała na zżynanie pomysłów. "Testy" są jedynie powieleniem oczywistych schematów i elementów z trylogii Collins. Pojedyncze pomysły, na które Autorka sama wspaniałomyślnie wpadła (choć wysoce prawdopodobne jest, że zainspirowała się jeszcze innymi historiami, których - po prostu - nie znam) są przewidywalne i sztampowe. Więc mamy do czynienia z paradoksem - bo oto otrzymałam książkę, które mogłaby być jakimś sequelem Igrzysk śmierci.
Żeby nie być gołosłownym, pragnę Wam zaprezentować kilka najbardziej rzucających się w oczy przykładów. Pamiętacie moment w "Igrzyskach śmierci", kiedy przed rozpoczęciem zabawy, kandydaci mogli zdobyć plecaki z potrzebnymi przedmiotami? W "Testach" pojawia się dokładnie ta sama scena, tyle że miejsce rozgrywki zostaje zastąpione pokojem z przydatnymi akcesoriami. W bestsellerowej serii Collins kandydaci otrzymują pomoc sponsorów, w recenzowanej dzisiaj książce, nasza bohaterka także otrzymywała przydatne prezenciki. W krainie brutalności i przemocy, Katniss była tą spokojną, racjonalną, wrażliwą dziewczyneczką, która pożegnała zmarłą Rue hucznym pogrzebem. Cia - główna bohaterka "Testów" - jest dokładnie taka sama. I tak samo wyprawia na ostatnią drogę zmarłą uczestniczkę. Każdy z bohaterów "Testów" był wykreowany na wzór person z "Igrzysk śmierci".
Nie tylko Suzanne Collins stanowiła inspirację dla naszej cwanej autorki. Nasza, przebiegła niczym lisica, autorka stworzyła doskonały team z równie przebiegłym niczym lis grafikiem. Jedna wersja okładki (klik) jest tak szalenie podobna do okładki z "Niezgodnej", że - kiedy zdałam sobie z tego sprawę - miałam ochotę wydrapać sobie oczy lub kupić wszystkie możliwe egzemplarze tej książki i spalić je na stosie. Razem z niezwykle kreatywną autorką i grafikiem.
"Testy" czytało się całkiem miło, a powieść wciągała. Cia była całkiem mądra i ogarnięta, a Tomas przeuroczy i bardzo męski. Lecz co mi po tym, skoro te postacie stanowiły jedynie powielenie Katniss i Pete'a. Mogę czytać słabe książki - jakoś to przełknę. Lecz kiedy całkiem dobra książka, jest jedynie, wciąż marną, podróbką bestsellerowej trylogii, to nóż mi się w kieszeni otwiera. "Testy" definitywnie nie zaliczyły testu, a jednoosobowa komisja w postaci mojej skromnej osoby, odrzuciła Joelle Charbonneau ze względu na bezczelne ściąganie od piątkowej pisarki Suzanne Collins. Tym samym, Charbonneau za swoją pracę otrzymuje ocenę niedostateczną. Bez możliwości poprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz