W Katowicach byłam kilka razy w życiu, lecz nigdy w centrum. Dzisiaj - po raz pierwszy - przechadzałam się tymi ulicami. Główny plac - taki trochę w stalinowskim typie, a jakaś odbywająca się parada potęgowała to uczucie. Podobnie rozpadające się budynki - legendy głoszą, że to hotele. Ogólnie szaro, zimno, mocno w stylu zapyziałej komuny. Brakowało tylko koleje po cukier i milicji na środku placu. Podchodzimy do Spodka, gdzie miało się odbyć to czytelnicze wydarzenie. Znowu szaro, trochę śmierdząco i komunistycznie. Katowice - co z wami jest nie tak?! Lekko przestraszona weszłam do środka.
Ale może zacznijmy od początku, czyli od zdjęcia. Towarzyszyły mi (od lewej): moje kuzynki - Tosia i Emilka, której nie widzicie, gdyż robiła to zdjęcie, Iza, Dominika oraz Paulina. Ta czerwono-ustna na środku, to ja. Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że nie ma co się spieszyć, więc najpierw wypiłyśmy pyszną, starbucksową, pierniczkową latte. Roześmiane weszłyśmy do Spodka. Tłumów nie było, lecz zostałyśmy poinformowane, że w szatni nie ma miejsca. Trzymając swoje kurtki weszłyśmy do sali, a w przedsionku hali można było kupić jedzenie. Nic by mi to nie wadziło, gdyby nie ten przeraźliwy smród frytek. Tego nie dało się znieść, serio. Szybko udałyśmy się do głównej hali, a tam... sprzęt narciarski.
Nie, nie wkręcam Was. Narty, buty narciarskie i odzież - do wyboru, do koloru. A dalej biżuteria. Przyznam, że z lekka mi rozwaliło pozostałości mózgu. Ale nie poddałyśmy się i pomaszerowałyśmy dalej. Okay, zaczęły się zakładki, więc może jednak trafiłyśmy pod właściwy adres. Dalej już było lepiej, choć ilość wydawnictw rozczarowywała, podobnie promocje, a właściwie ich brak. Jedynie u Dreams'ów, Naszej księgarni, Sonii Dragi i granice.pl było na czym zawiesić oko. Mimo wszystko, z Katowic wróciłam z pięcioma książkami, magazynem, zakładkami oraz kubkiem, z którego właśnie piję zieloną herbatę.
"Książki. Magazyn literacki" oraz "Tajemnica mojej matki" to prezenty z panelu dla blogerów, o którym za chwilę. Nie spodziewałam się żadnych upominków, a wraz z notesikami, zakładkami i herbatką otrzymałam takie cudeńka! Książkę Wittericka chciałam przeczytać odkąd się u nas ukazała, więc nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy wyciągnęłam ją z torby! "Rogi" oraz "Niewidzialny morderca" to efekt wymiany, która była organizowana przez Śląskich blogerów książkowych. Wymiana bardzo sprawnie poprowadzona, a z nowych nabytków jestem bardzo zadowolona! Natomiast "Złodziejkę książek" oraz "Nie lubię kotów" otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Nasza Księgarnia. A uroczy kubek z napisem "Book nerd" nabyłam na stoisku Książki w mieście!
Najlepszym punktem całej imprezy było niezaprzeczalnie spotkanie blogerów. W sobotę odbyły się dwa panele, ja miałam przyjemność uczestniczenia w tym drugim. I to tylko dzięki Tanayah, którą spotkałam między stoiskami i która poinformowała mnie o spotkaniu. Zacznę od tego, że w naszej grupie były osoby nieblogujące. Dla organizatorów nie stanowiło to problemu, żeby razem z nami weszły do sali. Za to wielki plus i najszczersze podziękowania. Początkowo mieliśmy dyskutować o komentarzach, ale non-stop zbaczaliśmy z tematu. Więc było o wszystkim. Spotkanie przebiegało w bardzo miłej atmosferze, a blogerzy szanowali siebie nawzajem. Nawet jeżeli pojawiały się różnice w zdaniach, to cały czas była pełna kulturka. Uczestniczenie w tym panelu było dla mnie naprawdę niezapomnianym doświadczeniem. Brałam udział w dyskusji, przedstawiłam swój punkt widzenia i poznałam opinię innych blogerów. Ogromny szacunek za zorganizowanie tak wspaniałego spotkania!
Dziękuję wszystkim, których miałam przyjemność spotkać na tych targach. Mojej "ekipie", blogerom z panelu oraz tym, którzy do mnie podeszli. Z całego serducha dziękuję Natalii, od której usłyszałam tyle miłych słów, że nawet nie zabrakło łez wzruszeń! Bo widzicie - niektóre targi są dla książek, inne są dla spotkań. Ta impreza należy do tej drugiej kategorii. Czy to źle? Polemizowałabym.
Ale może zacznijmy od początku, czyli od zdjęcia. Towarzyszyły mi (od lewej): moje kuzynki - Tosia i Emilka, której nie widzicie, gdyż robiła to zdjęcie, Iza, Dominika oraz Paulina. Ta czerwono-ustna na środku, to ja. Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że nie ma co się spieszyć, więc najpierw wypiłyśmy pyszną, starbucksową, pierniczkową latte. Roześmiane weszłyśmy do Spodka. Tłumów nie było, lecz zostałyśmy poinformowane, że w szatni nie ma miejsca. Trzymając swoje kurtki weszłyśmy do sali, a w przedsionku hali można było kupić jedzenie. Nic by mi to nie wadziło, gdyby nie ten przeraźliwy smród frytek. Tego nie dało się znieść, serio. Szybko udałyśmy się do głównej hali, a tam... sprzęt narciarski.
Nie, nie wkręcam Was. Narty, buty narciarskie i odzież - do wyboru, do koloru. A dalej biżuteria. Przyznam, że z lekka mi rozwaliło pozostałości mózgu. Ale nie poddałyśmy się i pomaszerowałyśmy dalej. Okay, zaczęły się zakładki, więc może jednak trafiłyśmy pod właściwy adres. Dalej już było lepiej, choć ilość wydawnictw rozczarowywała, podobnie promocje, a właściwie ich brak. Jedynie u Dreams'ów, Naszej księgarni, Sonii Dragi i granice.pl było na czym zawiesić oko. Mimo wszystko, z Katowic wróciłam z pięcioma książkami, magazynem, zakładkami oraz kubkiem, z którego właśnie piję zieloną herbatę.
"Książki. Magazyn literacki" oraz "Tajemnica mojej matki" to prezenty z panelu dla blogerów, o którym za chwilę. Nie spodziewałam się żadnych upominków, a wraz z notesikami, zakładkami i herbatką otrzymałam takie cudeńka! Książkę Wittericka chciałam przeczytać odkąd się u nas ukazała, więc nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy wyciągnęłam ją z torby! "Rogi" oraz "Niewidzialny morderca" to efekt wymiany, która była organizowana przez Śląskich blogerów książkowych. Wymiana bardzo sprawnie poprowadzona, a z nowych nabytków jestem bardzo zadowolona! Natomiast "Złodziejkę książek" oraz "Nie lubię kotów" otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Nasza Księgarnia. A uroczy kubek z napisem "Book nerd" nabyłam na stoisku Książki w mieście!
Najlepszym punktem całej imprezy było niezaprzeczalnie spotkanie blogerów. W sobotę odbyły się dwa panele, ja miałam przyjemność uczestniczenia w tym drugim. I to tylko dzięki Tanayah, którą spotkałam między stoiskami i która poinformowała mnie o spotkaniu. Zacznę od tego, że w naszej grupie były osoby nieblogujące. Dla organizatorów nie stanowiło to problemu, żeby razem z nami weszły do sali. Za to wielki plus i najszczersze podziękowania. Początkowo mieliśmy dyskutować o komentarzach, ale non-stop zbaczaliśmy z tematu. Więc było o wszystkim. Spotkanie przebiegało w bardzo miłej atmosferze, a blogerzy szanowali siebie nawzajem. Nawet jeżeli pojawiały się różnice w zdaniach, to cały czas była pełna kulturka. Uczestniczenie w tym panelu było dla mnie naprawdę niezapomnianym doświadczeniem. Brałam udział w dyskusji, przedstawiłam swój punkt widzenia i poznałam opinię innych blogerów. Ogromny szacunek za zorganizowanie tak wspaniałego spotkania!
Dziękuję wszystkim, których miałam przyjemność spotkać na tych targach. Mojej "ekipie", blogerom z panelu oraz tym, którzy do mnie podeszli. Z całego serducha dziękuję Natalii, od której usłyszałam tyle miłych słów, że nawet nie zabrakło łez wzruszeń! Bo widzicie - niektóre targi są dla książek, inne są dla spotkań. Ta impreza należy do tej drugiej kategorii. Czy to źle? Polemizowałabym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz