„W życiu tak ważne jest, by niczego nie zostawiać na później…”
Upalne lato- ono było i w 1939, i w 1969, i w 2011. Tu nie
chodzi jedynie o gorące dnie, ciepłe noce- tu chodzi między innymi o życie. Bo
życie w lecie rozkwita- mamy więcej
czasu, dni spędzamy na świeżym powietrzu, poznajemy nowych ludzi. Jedni stają
się naszymi przyjaciółmi, inni tylko kompanami w czasie letniego szaleństwa,
jeszcze inni wrogami. I zostaje ten jeden nie do pary- w zależności od
przypadku kobieta, bądź mężczyzna- osoba, którą
pokochaliśmy i z którą pragniemy się związać. Bo kto wie? Może w czasie
tego upalnego lata znaleźliśmy miłość swojego życia?
Pamiętacie Mariannę? Silną kobietę, która w czasie wakacji
poznała Zygmunta? Losy kobiety potoczyły się swoją drogą- górską, trudną, pełną
zakrętów- lecz to już się skończyło. Teraz najważniejsza jest córka Marie-
Kalina- kobieta stłamszona, młoda, acz bez chęci do życia. Dla niej wszystko
jej obojętne, wszystko jest bez sensu, boi się ludzi, boi się otworzyć swoje
serce na miłość drugiego człowieka. Od
wczesnych lat dzieciństwa pozostawała w cieniu świata i problemów dorosłych, a
kiedy sama dojrzała nie była sobie w stanie z ową dorosłością sobie poradzić.
Wszystko ma się zmienić owego upalnego lata, kiedy to żona i matka małej
córeczki wyjeżdża do Zakopanego. A tam? Tam się okazuję, że niedaleko pada
jabłko od jabłoni . Chociaż w sumie… może to nie kwestia genów? Może to miłość
jest tak boleśnie nieprzewidywalna i potrafi przyjść w najmniej oczekiwanym
momencie?
„Czas uleczy rany, jak mawiają niektórzy. Ale czy nieleczona rana nie
goi się dłużej, nie zostawia większych blizn?”
Katarzyna Zyskowska- Ignaciak jest absolwentką
dziennikarstwa i marketingu. We wczesnej młodości z równym zapałem grała na
pianinie, nagrywała piosenki dla dzieci, tańczyła, malowała i pisała. Po latach
pozostała wierna ostatniej z tych pasji. Oprócz pisania książek uwielbia
żeglować, chodzić z plecakiem po górach, nocami dyskutować z przyjaciółmi przy
winie o religii i polityce, objadać się orzeszkami w czekoladzie i urządzać
rowerowe pikniki w warszawskich parkach. A w listopadowe wieczory odkrywać
zapomniane, rodzinne tajemnice.
Ach! Ciągle pamiętam ten listopadowy, pochmurny dzień, powrót
z Austrii… Rozpoczęłam lekturę „Upalnego lata Marianny”, kilka godzin później
byłam już po. Po czym? Po pięknej, klimatycznej lekturze, którą pochłonęłam z
wypiekami na twarzy. Chyba nie trzeba tego pisać, każdy kto czytał Mariannę
miał do Kaliny ma duże oczekiwania. To
jest właśnie czasami minus kontynuacji- wiemy, że nic tak wspaniałego jak tom
pierwszy nie powstanie, lecz nasze serce podpowiada inaczej, a my tym namowom
ulegamy i liczymy, że otrzymamy jeszcze wspanialszą powieść. A oczywiście później nachodzi na nas- niczym
na słońce deszczowa chmura- gorzkie rozczarowanie. Ale czy ja jestem
rozczarowana Kaliną? Oczywiście, że nie!
Powieść ma klimat, charakter, czyta się ją bardzo szybko, bo wciąga i wyciska
łzy. Ale to nie jest Marianna, to już nie jest to samo…
„Upalne lato Marianny” to powieść, której akcja rozgrywa się
latem 1939. roku, czyli ściśle przed wojną. Nie ukrywam, że takim klimatem
byłam oczarowana. Wiejska sielanka, inne zwyczaje, tradycje, społeczeństwo-
każdy element tak bardzo różnił się od naszych czasów. Jeszcze autorka tak
pięknie to wszystko przedstawiła! Tutaj, mamy opowieść, która rozgrywa się w
czasach PRL-u. Głęboka komuna, której także nie dano mi poznać, lecz którą
słyszałam z opowieści, już nie ma takiego wydźwięku w mojej wyobraźni jak w
przypadku czasów przedwojennych. Zresztą… książki, których akcja toczy się w
tym okresie to dla mnie symbol Jeżycjady Musierowicz- tak było, jest i
będzie, żadna Kalina tego nie zmieni.
Duszą tej książki ciągle pozostaje Marianna. Dla mnie jest
to ogromnym plusem, dziękuję autorce za to, że tak pięknie połączyła losy dwóch
kobiet i co i rusz wplątywała w akcję wątki związane z postacią Marianny, ale…
spodziewałam się, że bardziej skupimy
się na Kalinie, że postać Marie pójdzie w niepamięć. Dla mnie wygląda to tak:
autorka nie potrafiła się rozstać z Marianną i jak najdłużej chciała o niej
pisać. Nie ma co się dziwić, bo i ja naszą bohaterkę z pierwszego tomu
uwielbiam i moje serce biło mocniej, kiedy wracałam do życia tej postaci.
Kalinę też, mimo wszystko, polubiłam- za to, że nie bała się być inna, za to,
że była samotna. Lubiłam ją właśnie za jej odmienność, szanowałam za to, że
przeszła tyle złego w życiu, kochałam za to, że jej matką jest moja Marie.
Jedyne, co mnie denerwowało w tej książce to to, że autorka
prawie cały czas używa sformułowania ‘upalne lato’. Ale to taki niuansik,
całkowicie nieistotny, bo czym są dwa słowa, kiedy ta powieść jest tak piękna?
Czy mogę się czepiać jednego wyrażenia, kiedy inne słowa są tak wspaniale
dobrane, zestawione? Kalina pozostanie w moim sercu na długo, lecz miejscem musi
się podzielić z Marianną… Nie wiem jak ta recenzja wygląda. Nie mam weny.
Wczoraj miałam, ale była burza. Burza przynosząca chłód, w końcu takie upalne
lato mamy…
MOJA OCENA:
8/10
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu MG!
