Uwielbiam dystopie. Biorąc do
ręki powieść z tego gatunku istnieje naprawdę duża szansa, że pokocham daną
lekturę. Z wielkimi nadziejami podchodziłam do ‘Władczyni snów’. Mimo,
kilkunastu negatywnych opinii, wierzyłam, że ja tę powieść pokocham. Czy tak się
stało? Niekoniecznie, ale o tym za chwilę…
Współczesny Nowy Jork to świat ułudy. Jay pochodzi z Niemiec, jednakże
mieszka z wujkiem i uczęszcza do amerykańskiej szkoły. Wszystko w tym wielkim
mieście jest dla niego nowe, gdyż do tego ‘amerykańskiego snu’ trafił dopiero
niedawno.
Chłopak praktycznie od pierwszego wejrzenia zakochuje się w Mandy-
koleżance ze szkoły. Kiedy dziewczyna, zwraca na niego uwagę, Jay jest
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Do czasu, aż poznaje Ivy- tajemniczą i
dziwną nastolatkę, ‘dzięki’ której, chłopak nieustannie wpada w kłopoty.
A, co by było, gdyby prawdziwy Nowy Jork był zupełnie inny? Co się
stanie, jeśli Twój najlepszy przyjaciel okaże się wrogiem, a wróg przyjacielem?
Witajcie w brutalnym świecie Nowego Jorku w 2113 roku!
Rozczarowała mnie ta powieść. Co prawda nie liczyłam na jakiś geniusz literacki, ale spodziewałam się
naprawdę intrygującej lektury. „Władczyni snów” jest przepełniona wadami, a
dobrych stron znajdziemy tu naprawdę niewiele.
Zacznijmy od
stylu pisania autorki. Pani Nina Blazon wykreowała naprawdę oryginalny i w
pełni dystopijny świat, jednakże nie potrafiła zainteresować nim czytelnika.
Pisarka tworzy skróty myślowe, przez co momentami naprawdę nie miałam pojęcia,
co się dzieje. Co więcej, powieść jest przepełniona niespodziewanymi zwrotami
akcji. W każdym innym wypadku byłaby to cecha pozytywna, ale w tej książce jest
to po prostu bez sensu. Autorka nie ma dostatecznych umiejętności pisarskich,
aby w zrozumiały i interesujący sposób opisać tę skomplikowaną akcję, jaką
stworzyła.
Bohaterowie
są banalni i po prostu normalni. Postaci przypominają mi rozwydrzonych nastolatków z amerykańskiego
filmu. Na szczęście, oprócz typowych ludzi są tu także duchy i innej tajemnicze
zjawy, które dodają książce uroku i charakteru. Najbardziej podobało mi się, że
akcja jest przedstawiana z punktu Jay’a. W literaturze młodzieżowej, rzadkością
jest, przedstawianie akcji z punktu widzenia chłopaka. Główny bohater jest
naprawdę odważny, jednakże zdarza mu się popełniać głupie błędy.
Zmorą tej
powieści są liczne błędy, polegające na pomieszaniu literek, czyli klasyczne
‘literówki’. Praktycznie w każdej książce je spotykamy i o ile jest ich
niewiele, staram się nie zwracać na nie uwagi, gdyż ta sama wada byłaby wytykana
w każdej mojej recenzji. Jednakże, we
„Władczyni snów” błędy tego typu pojawiają się nieustannie, co na pewno nie
umila nam lektury.
Kolejnym
mankamentem jest… szczęśliwe zakończenie! Nie wiem dlaczego, ale dla mnie
powieść anty-utopijna powinna być brutalna
i wstrząsająca do ostatniej strony. Tutaj, mamy zakończenie niczym z romansu-
pokonali przeciwności losu i żyli długo i szczęśliwie, a dobro zwyciężyło zło.
Nudy, nudy, nudy!
Podsumowując,
„Władczyni snów” to powieść przepełniona wadami. Książka jest moim zdaniem
tylko i wyłącznie dla nastolatków, którzy czytają dla czytania i nie potrafią
dostrzec przesłania wynikającego z danej lektury. Powieść czyta się dość szybko
i mimo tylu wad, nie zauważyłam, kiedy się skończyła. „Władczyni snów’ ma w sobie to coś, co ratuje ją przed totalną
klapą. Mimo, że niezliczoną ilość razy analizowałam lekturę, dalej nie potrafię
określić, co to jest…
Jeżeli ktoś
jest ciekaw świata wykreowanego przez Ninę Blazon może sięgnąć po jej powieść,
ale radziłabym nastawić się negatywnie. Lepiej jest, żeby powieść nas
pozytywnie zaskoczyła, a nie srodze rozczarowała!
MOJA OCENA:
5/10
Za książkę serdecznie dziękuję portalowi na kanapie !
Ach, wiedziałam, że nie warto się za nią zabierać :D Szczęśliwego Nowego Roku! :*
OdpowiedzUsuńNawzajem <3
UsuńOj, nie warto, nie warto... Jak jesteś jej ciekawa to warto, ale wiele się po niej nie spodziewaj :3
Książka ma śliczną okładkę, jak zwykle jednak okładka nadrabia treść...
OdpowiedzUsuńOkładka piękna, ale do książki jakoś mnie nie ciągnie:)
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam na mojego bloga: http://zacisze-ksiazka.blogspot.com/
Po Twojej opinii zrozumiałam, iż nie warto zawracać sobie nią głowy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
nie brzmi cudownie :D nie czytałam jej. udanego nowego roku.
OdpowiedzUsuńNie jest to zbyt zachęcająca lektura, więc czas jaki mogłabym dla niej poświęcić, poświęcę innej, być może lepszej, książce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kiedy zaczęłam czytać twoją recenzję pomyślałam, o, może coś fajnego... Szkoda, że nie warto brać się za tą książkę. A okładka tak kusi ;)
OdpowiedzUsuńOdpuszczam, mam lepsze książki na oku ;)
OdpowiedzUsuńksiążkę oceniasz nisko, ale jednak nie straciłam jeszcze zapału do jej czytania :)
OdpowiedzUsuńJak na razie odpuszczam ;)
OdpowiedzUsuńMiałam na nią wielka ochotę, ale teraz... hmm.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka nie jest tak fajna jak jej okładka :)
OdpowiedzUsuńDotrwałam do połowy książki - reszta jest banalna i niewarta uwagi. Recenzja wyraża wszystko ^^ Idealna ;) Pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńSama fabuła niezbyt mnie interesuje i widzę, że nic nie stracę, jeśli nie sięgnę po tę powieść. :)
OdpowiedzUsuńCzyli nie warto się za nią brać:)
OdpowiedzUsuńPiękna klimatyczna okładka, ale tak poza tym to widać, że nie jest to zbyt porywająca powieść, dlatego dam sobie z nią spokój.
OdpowiedzUsuńKurczę... zastanawiałam się nad powieścią, jednak teraz już przestałam, nie zależy mi na jej przeczytaniu, w końcu tyle innych dobrych książek na mnie czeka ;)
OdpowiedzUsuńI tu można przytoczyć "nie oceniaj książki po okładce" :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Czytałam, nie podobało mi sie :<
OdpowiedzUsuńDodaje do obserwowanych i zapraszam do sb http://ksiazkowy-kacik.blogspot.com/