Kultura. Czasami bywa przez nas niedoceniana. Wydawałoby
się, że jest to nieistotny element w naszym życiu, coś, co tylko marnuje nasz
cenny czas. W codziennym wyścigu szczurów bywa i tak, że liczy się dla nas
tylko praca. Rozmaite spektakle teatralne, wystawy muzealne, koncerty, bądź
festiwale odchodzą w zapomnienie. Prawda jest taka, że w tym kierunku zmierza
znaczna część społeczeństwa. Czasy kiedy to sztuka stanowiła o poziomie
intelektualnym powoli zmierzają ku końcowi. Mało która osoba dorosła, nie wspominając
już o młodzieży, odwiedza w weekend teatr. Pewnie! Bo i po co, skoro w
telewizji leci kolejna głupowata amerykańska komedia! Jeżeli ktoś sam z siebie
nawiedza lokalne wystawy muzealne uznawany jest za dziwaka i osobę, której
najwyraźniej nudzi się w domu i nie ma co ze sobą zrobić. Nikt nie pomyśli o
tym, że może ta osoba chciałaby dowiedzieć się czegoś nowego. Obdarzyć takiego
człowieka uznaniem? Niemożliwe… Ot, co się dzieje z kulturą. W dzisiejszych
czasach słowo to nabiera zupełnie nowego znaczenia. Kultura to amerykańskie produkcje filmowe, niekończące
się seriale, festiwale muzyczne sponsorowane przez producentów piwa lub innych
napoi. Cóż można i tak. Jeśli to, co przed chwilą napisałam dotyczy ciebie nawet
nie czytaj tej recenzji. Szkoda Twojego czasu.
Podhale. Region położony na południowych krańcach Polski.
Malutkie wioski zagubione wśród gór. Dziurawe, pełne zakrętów drogi. Wąskie
mosty, a pod nimi górskie rzeki o silnym, porywistym nurcie.
Krowy i owce pasące się na halach. Drewniane, góralskie chałupki. Ławka
przed domem, a na niej stara babuleńka w zakałapućkanej dookoła szyi
chuście. Lekko przygarbiona, trzęsącymi
się rękoma robi na drutach, zastanawia się nad sensem i istotą życia, rozmyśla
o sprawach doczesnych i delektuje się widokami. Takie Podhale mam w głowie.
Myślałam, że tak jest. I w sumie mam rację. Gdybyśmy mieli lata 60. ubiegłego wieku
każdy by się ze mną zgodził, ale… świat się zmienił, ludzie się zmienili, nawet
nasze Tatry się zmieniły. I o tym opowiada nam Antoni Kroh w „Sklepie potrzeb
kulturalnych”.
Antoni Kroh urodził się w Warszawie, lecz swoje dziecięce
lata spędził w Bukowinie Tatrzańskiej. Od tamtej pory jego miłość do gór wciąż
rosła w siłę, na tyle, że zaraz po studiach rozpoczął pracę w Muzeum Tatrzańskim.
„Sklep potrzeb kulturalnych” stanowi refleksję na temat upływu czasu. Powieść
ukazuje Podhale w metaforycznym znaczeniu wczoraj i dziś. Lecz nie jest to
sucha, naukowa publikacja! Kroh opowiada zabawne anegdotki z własnego
dzieciństwa, zacofanie techniczne ludności tubylczej, prawdziwe życie w górach,
momentami bez dostępu do cywilizacji. Jest to także opowieść o ludziach, którzy
odeszli z tego świata, lecz wciąż żyją w pamięci autora. „Sklep potrzeb
kulturalnych” w stu procentach ukazuje normalne życie. Normalne dla górali- dla
mnie nie do końca to wszystko było takie
typowe. Jako ‘miastowa’ dziewczyna, która ma stały kontakt z górami, lecz nigdy
nie była w tak bardzo osławionych Tatrach muszę stwierdzić, że.. . po lekturze
wcale nie mam ochoty na poznawanie najwyższych szczytów w naszym kraju. Choć
obraz Podhala z lat 60. całkowicie mnie oczarował, o tyle ten region w chwili
obecnej mnie odpycha. Samochody, wioski, które tak naprawdę są turystycznymi aglomeracjami, komercja i
ludzie, którzy tłoczą się na górskich szlakach jak ziemniaki w worku. A gdzie
swoboda? No gdzie?
Jeżeli chodzi o moje odczucia po lekturze- jakoś szczególnie
sprecyzować ich nie mogę, powieść pozostawiła w mojej głowie delikatny mętlik.
Pierwsze parędziesiąt stron lektury to wspomnienia autora z okresu dzieciństwa.
Te zrobiły na mnie kolosalne wrażenie. Śmiałam się do rozpuku i nie mogłam
wyjść z podziwu jak mało czasu minęło od tamtych lat, a jak wiele się zmieniło.
Śmiem twierdzić, że Antoni Kroh, darzy swoje dzieciństwo w Bukowinie ogromnym
sentymentem. Jego wspomnienia są zapisane w sposób czuły, lekko melancholijny.
Zauważalny jest ból- już nic nie przywróci tamtych czasów. Pozostały tylko
wspomnienia, którymi Kroh szczodrze nas obdarowuje. Natomiast od połowy książki
coś się zmienia. Coraz częściej nie mogę się skupić na lekturze, moją uwagę
odwraca dosłownie wszystko. „Sklep potrzeb kulturalnych” przestał mnie
interesować. Nie wiem, czym to było spowodowane, w pewnym monecie spisałam
lekturę na straty. Lecz kiedy etnograf począł opowiadać o tamtejszych turystach
z lat 60. na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Znowu poczułam ten czar
bijący od czytanych przeze mnie słów. I tak było praktycznie do końca.
Fenomenalne uczucie!
Mówią, że przeszłości nie można rozpamiętywać. Należy żyć
teraźniejszością. Niby tak, ale jest w tej przeszłości coś, co sprawia, że
ludzie o niej mówią, piszą i śpiewają. Rozpamiętują. Bo od czasu do czasu
można. Ba! Wręcz trzeba sięgnąć po jakąś książkę, która uświadomi nas co działo
się paręnaście lat temu. I jedną z takich lektur jest „Sklep potrzeb
kulturalnych”. Ni to dokument, ni to reportaż, ni to powieść. Po prostu żywa
historia o Podhalu, którego już nigdy nie zobaczymy. Chociaż… kto wie?
Fenomenalna, czuła, przepiękna opowieść napisana w lekkim i zachwycającym
stylu! Z całego serca polecam!
MOJA OCENA:
8/10
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu MG!
Mam tę książkę i niedługo zacznę ją czytać :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie. Nie aż tak ciekawie, żeby od razu zamówić w pierwszej, lepszej internetowej księgarni, ale w bibliotece na pewno bym po tę książkę sięgnęła.
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie nie mój klimat.
OdpowiedzUsuńEee tam, według mnie kultura jest w porządku. Lubię sztukę - ba, uwielbiam! Mimo że bardzo rzadko chodzę do teatru czy muzeum, uważam, że taki klimat jest nieziemski. To smutne, że niektórzy ludzie uważają kulturę za coś nudnego - owszem, czasami zdarzają się spektakle, przy których aż chce się ziewać albo wystawy, na które aż nie chce się patrzeć, ale przecież nie wszystkie takie są! Kulturę trzeba poznawać, zagłębiać się w niej - przecież po to ona istnieje, aby nasze życie było urozmaicone, a także po to, by dowiadywać się o przeszłości, o naszych przodkach.
OdpowiedzUsuńNa Podhalu chyba nigdy jeszcze nie byłam. Nie wiem, czy to wstyd mówić, czy nie, ale gór nigdy nie zwiedzałam. Chociaż chętnie bym się tam wybrała, krajobraz górski na pewno jest przepiękny... Może swoją podróż w góry rozpocznę właśnie tą książką? Na początku jakoś do mnie nie przemawiała, ale wraz z kolejnymi wersami Twojej recenzji poczułam do niej chęć. To dobrze, że książka jest zabawna, bo takie właśnie lubię. Jeśli będę miała okazję - to pewnie, dam jej szansę. :)
Bardzo lubię sztukę: literaturę, teatr, muzykę, ale ta książka raczej by mnie nie zainteresowała :) Zapraszam do wzięcia udziału w wyzwaniu czytelniczym na moim blogu: http://kraina-ksiazek-stelli.blogspot.com/p/wyzwania-2014-r.html
OdpowiedzUsuńMogłaby mi się spodobać:)
OdpowiedzUsuńŚwietna książka, na pewno kiedyś do niej wrócę:)
OdpowiedzUsuńLubię takie wspomnieniowe książki, więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuń