Agnieszka Olejnik zadebiutowała rok temu fenomenalną powieścią "Zabłądziłam", która była dla mnie najlepszą pozycją w ciągu tych minionych dwunastu miesięcy. Jednakże mimo całej swojej cudowności, "Zabłądziłam" nie zdobyło szalenie dużej popularności - w końcu Polska nie jest Ameryką, u nas zasada: "od zera do bestsellera" tak płynnie nie działa. Niemniej jednak - na wieść o nowej książce tej utalentowanej Polki, na mojej twarzy pojawił się uśmiech i wyraz podekscytowania.
Anna Drozd jest typem outsiderki, mieszka w dużej willi na uboczach miasteczka, pracuje w miejskiej bibliotece. Jednakże jej spokojny byt jest zagrożony w chwili, kiedy podczas jednego ze spacerów ze swoim psem - Dantem, czworonóg przynosi kobiecie ludzkiego palca. Sprawą zajmuje się policja, przy okazji odnaleziono ciało Pana Turka. Od tej pory w miasteczku zaczynają ginąć ludzie. Sprawą zajmuje się przystojny policjant - Wiktor, który stara się zapewnić porządek nie tylko na ulicach, lecz także w świecie Ani.
"Zabłądziłam" pokochałam od pierwszej strony, a z każdą kolejną kartką to uczucie jedynie rosło. W przypadku "Dantego na tropie" nie można mówić o miłości od pierwszego wejrzenia. Ba! Pierwsze strony mnie rozczarowały i kiedy już traciłam powoli wiarę, coś się zmieniło i treść zaczęła nadrabiać to początkowe zniesmaczenie. Po kilkudziesięciu stronach wkręciłam się w akcję, zaczęłam delektować się lekturą i czerpać z niej przyjemność, doszło do tego, że z nieskrywanym smutkiem rozstawałam się z historią.
Przepraszam, że wciąż odwołuję się do "Zabłądziłam", ale publikując swój debiut, Autorka zawiesiła poprzeczkę na naprawdę wysokim poziomie. Liczyłam, że "Dante na tropie" będzie równie dobre lub jeszcze lepsze. Niestety, tak się nie stało. "Zabłądziłam" to typowy romans dla młodzieży - piękny i z przesłaniem. Nawet nie będę ukrywać, że lubię takie historie. Natomiast w przypadku "Dantego na tropie" mamy pomieszanie romansu oraz kryminału, a taka mieszanka nie prezentuje się rewelacyjnie. Nie zrozumcie mnie źle - było dobrze, choć mogło być lepiej.
Największą bolączką tej książki byli bohaterowie. Nie mogłam się z nimi utożsamić. Mimo dojrzałego wieku zachowywali się infantylnie. Romans pomiędzy Anną a Wiktorem był typowo młodzieńczy i nie - nie jest to komplement. Ciekawość Anny była irytująca, nie potrafiła postrzegać Wiktora jako kochanka. Traktowała go głównie jako policjanta i przy każdej nadarzającej okazji wypytywała się o śledztwo. Co więcej była nieostrożna, najpierw coś zrobiła, potem pomyślała. Anna zachowywała się jak mała dziewczynka, na prośby o nierobienie czegoś, celowo to robiła. Główna bohaterka "Dantego na tropie" była jedną z najbardziej irytujących postaci, z jaką ostatnimi czasy miałam do czynienia. Czyżby Autorka chciała stworzyć drugą Anastasię Steele?
Wątek kryminalny energetyzuje i wciąga. Część kryminalna jest napisana bardzo dobrze, a finał tej historii i motywy zabójcy wstrząsają człowiekiem. Sprawa tajemniczych morderstw uratowała "Dantego na tropie" i sprawiła, że będę powieść wspominać miło. Co nie zmienia faktu, że jakiś cień goryczki pląta się w mojej głowie i nie pozwala zapomnieć, że "Zabłądziłam" trzymało znacznie lepszy poziom, a Autorkę - w przypadku najnowszej książki - było stać było na znacznie więcej.
Anna Drozd jest typem outsiderki, mieszka w dużej willi na uboczach miasteczka, pracuje w miejskiej bibliotece. Jednakże jej spokojny byt jest zagrożony w chwili, kiedy podczas jednego ze spacerów ze swoim psem - Dantem, czworonóg przynosi kobiecie ludzkiego palca. Sprawą zajmuje się policja, przy okazji odnaleziono ciało Pana Turka. Od tej pory w miasteczku zaczynają ginąć ludzie. Sprawą zajmuje się przystojny policjant - Wiktor, który stara się zapewnić porządek nie tylko na ulicach, lecz także w świecie Ani.
"Zabłądziłam" pokochałam od pierwszej strony, a z każdą kolejną kartką to uczucie jedynie rosło. W przypadku "Dantego na tropie" nie można mówić o miłości od pierwszego wejrzenia. Ba! Pierwsze strony mnie rozczarowały i kiedy już traciłam powoli wiarę, coś się zmieniło i treść zaczęła nadrabiać to początkowe zniesmaczenie. Po kilkudziesięciu stronach wkręciłam się w akcję, zaczęłam delektować się lekturą i czerpać z niej przyjemność, doszło do tego, że z nieskrywanym smutkiem rozstawałam się z historią.
Przepraszam, że wciąż odwołuję się do "Zabłądziłam", ale publikując swój debiut, Autorka zawiesiła poprzeczkę na naprawdę wysokim poziomie. Liczyłam, że "Dante na tropie" będzie równie dobre lub jeszcze lepsze. Niestety, tak się nie stało. "Zabłądziłam" to typowy romans dla młodzieży - piękny i z przesłaniem. Nawet nie będę ukrywać, że lubię takie historie. Natomiast w przypadku "Dantego na tropie" mamy pomieszanie romansu oraz kryminału, a taka mieszanka nie prezentuje się rewelacyjnie. Nie zrozumcie mnie źle - było dobrze, choć mogło być lepiej.
Największą bolączką tej książki byli bohaterowie. Nie mogłam się z nimi utożsamić. Mimo dojrzałego wieku zachowywali się infantylnie. Romans pomiędzy Anną a Wiktorem był typowo młodzieńczy i nie - nie jest to komplement. Ciekawość Anny była irytująca, nie potrafiła postrzegać Wiktora jako kochanka. Traktowała go głównie jako policjanta i przy każdej nadarzającej okazji wypytywała się o śledztwo. Co więcej była nieostrożna, najpierw coś zrobiła, potem pomyślała. Anna zachowywała się jak mała dziewczynka, na prośby o nierobienie czegoś, celowo to robiła. Główna bohaterka "Dantego na tropie" była jedną z najbardziej irytujących postaci, z jaką ostatnimi czasy miałam do czynienia. Czyżby Autorka chciała stworzyć drugą Anastasię Steele?
Wątek kryminalny energetyzuje i wciąga. Część kryminalna jest napisana bardzo dobrze, a finał tej historii i motywy zabójcy wstrząsają człowiekiem. Sprawa tajemniczych morderstw uratowała "Dantego na tropie" i sprawiła, że będę powieść wspominać miło. Co nie zmienia faktu, że jakiś cień goryczki pląta się w mojej głowie i nie pozwala zapomnieć, że "Zabłądziłam" trzymało znacznie lepszy poziom, a Autorkę - w przypadku najnowszej książki - było stać było na znacznie więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz