sobota, 12 kwietnia 2014

"Morze spokoju" Katja Millay

 Jak łatwo zaszufladkować człowieka, wyrobić sobie o nim nieprawdziwą opinię. Oceniamy po wyglądzie, pierwszym wrażeniu, nie zwracamy uwagi na charakter, często jesteśmy uprzedzeni do danej osoby. Ulicą idzie młoda dziewczyna z dzieckiem, każdy nią pogardza, że w tak młodym wieku zaszła w ciążę. A może ktoś ją zgwałcił, może to tylko malutka siostrzyczka? Widzimy nastolatka w dresie z podbitym okiem. Pierwsza myśl - pewnie się pobił z innym małolatem lub, o zgrozo, kogoś zaatakował. Tymczasem, chłopak jest bity w domu. Dziewczyna nic nie mówi. Nie to, że jest niemową - po prostu nie chce, ma ku temu swoje powody. Myślisz sobie "dziwaczka", a ona przeżyła najgorszy koszmar życia...

Nastya przeżyła coś, o czym chce zapomnieć. Rodzice prowadzają ją po psychiatrach i innych doktorach od głowy, lecz terapie nic nie dają. W końcu milcząca dziewczyna postanawia zamieszkać u ciotki. Liczy na to, że w nowym otoczeniu zapomni o wszystkim, co prześladuje ją od paru lat i uda jej się prowadzić względnie normalne życie. Wystylizowana na rosyjską panią spod ciemnej gwiazdy, w spódniczce mini i krzykliwym makijażu, wyrusza do nowej szkoły, nowego życia. I poznaje tam Drew, i Clay. I Josha - chłopaka, który przyciąga wszelkie nieszczęścia, od którego ludzie odchodzą, jakby był tylko kolejnym pluszowym misiem...

"Wolałabym wyczyścić kibel językiem, niż spędzić choćby minutę dłużej pośród tej kakofonii."

O tej książce było bardzo głośno jeszcze przed jej wydaniem u nas. Przedpremierowe recenzje przypominały pieśni pochwalne, blogerzy rozwodzili się nad wspaniałością lektury. A z racji tego, że jestem masochistką swojego serca i uwielbiam je katować smutnymi historiami, postanowiłam, że po "Morze spokoju" sięgnę. Lecz popełniłam jeden niewybaczalny błąd. Z góry założyłam, iż będzie to powieść wyśmienita w każdym calu. Czytadło wyborne, wzruszające, zapadające w pamięć, jedno z najlepszych, jakie czytałam w całym życiu. No i klops. Bo "Morze spokoju" ma wady i niedociągnięcia, niektóre sceny i elementy nie były takie jak być powinny. Choć owszem, stwierdzić że książka autorstwa Millay jest zła, byłoby wielkim niedopatrzeniem. Bo jest dobra, nawet bardzo.

To nie jest tylko ckliwy romans dla trzynastolatek, które mają kisiel w majtkach na widok ładnego chłopca. Katja Millay stworzyła utwór niezwykle dojrzały, gdzie nie zawsze czarne jest czarne, a białe jest białe. W świecie dorosłości, problemów i zaspokajania potrzeb seksualnych nie ma miejsca na prawdziwą miłość. To znaczy miejsce jest, tylko umysły bohaterów są tak zepsute przez wszystkie krzywdy, że nie potrafią tego dostrzec. Josh i Nastya, mimo młodego wieku, przeszli naprawdę wiele, co wzbudziło moje współczucie. Ich historia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Istotne tutaj jest to, że nieważne jakie błędy popełniali, przez wzgląd na tragiczną przeszłość wybaczałam im to. A ja, książkowym bohaterom, rzadko wybaczam...

Skłamałabym pisząc, że powieść czyta się w tempie ekspresowym. Ja pochłaniałam ją prawie przez tydzień. Mogę zrzucić winę na fakt, że miałam w tym tygodniu pełno sprawdzianów, projektów i rozmaitych zadań domowych. To wszystko prawda, lecz wina leży gdzie indziej. Ja nie chciałam kończyć tej książki. Pragnęłam czytać o losach Nastyi i Josha całą wieczność. Delektowałam się każdym słowem, momentami traktowałam tę powieść niczym osobistą biblię, która ukazuje mi brutalność życia. Autorka posługuje się lekkim piórem, jednakże sporo jest wulgaryzmów, które o dziwo nie przeszkadzały mi aż ta bardzo. Bo dodawały książce klimatu. Bo odkrywały ludzkie serce i umysł, które tak łatwo mogę się zgubić w natłoku myśli i zdarzeń.

Wbrew wszystkim zapewnieniom, nie uroniłam żadnej łzy w trakcie lektury. Mimo, że historia mnie wzruszyła i z pewnością zostawiła niemałą dziurę w moim sercu, strużki łez nie popłynęły. Dlaczego? Nie mam pojęcia, bo "Morze spokoju" jest do bólu prawdziwe, brutalne, lecz czasami też urocze. Odkrywa przed nami tajemnice ludzkiego umysłu, pokazuje tragiczne żywoty całkiem normalnych ludzi. Kiedy już kończyłam tę przygodę czułam gulę w moim gardle. Łzy pojawiły się dopiero przy podziękowaniach (tak wiem, jestem dziwna). Zwykle ich nie czytam, lecz tym razem nie mogłam się powstrzymać i wiem, że zrobiłam dobrze. Katja Millay żegna się z Czytelnikiem słowami : "Życie jest krótkie, a listy książek do przeczytania bardzo długie. Dziękuję, że poświęciliście część swojego cennego czasu tej książce". Przeczytałam, no i się rozpłakałam. Kochani, właśnie tak! Życie jest krótkie, bywa nieprzewidywalne - więc nie marnujcie go na średnie, bądź słabe książki i natychmiast sięgnijcie po "Morze spokoju". Amen.

Za wędrówkę szlakiem ludzkich tragedii dziękuję wydawnictwu Jaguar!

25 komentarzy:

  1. Dziś zabieram się za lekturę tej książki i jestem bardzo ciekawa, jak ja ją odbiorę. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle, ale to niebawem się o tym przekonam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko jestem ciekawa tej książki, mam zamiar po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam, mi tez sie podobało. Taka prawdziwa, taka prawdziwa. Ale tez sie nie popłakałam podczas czytania, nawet przy podziękowaniach :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja także nie płakałam, a po recenzjach innych myślałam, że będe miała zrytą psychikę. Wiadomo, czasem gardło było zaciśnięte, przez te różne momenty, przez tą taką życiową prawdę. Że nic nie jest przesłodzone, że rzeczywiście często chłopcy nie myślą głową/sercem, a inną częścią ciała ^^ Ale nie płakałam. Mimo to kocham

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam na nią przeogromną ochotę. Muszę zacząć się bardziej za nią rozglądać.:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem ciekawa tej książki, z wielką ochotą po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, koniecznie muszę przeczytać! Zdecydowanie są to moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  8. Coraz częściej o tej książce czytam, większość to pozytywne recenzje. Jednak jest w tej pozycji coś, co sprawia, że nie ciągnie mnie do niej tak bardzo jakby miało po Twoim tekście. Owszem, napisałaś świetny tekst, zachęciłaś, przekonałaś, że jest to dobra pozycja. Ale w samej fabule coś mi nie pasuje... Ale sięgnę po nią, gdy tylko znajdę w bibliotece. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Spojrzałam na średnią na Lubimyczytac.pl i szczęka mi opadła. Naprawdę jest aż tak dobra? Chyba naprawdę zainwestuję w nią swój czas, skoro tak polecasz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetna książka. Wprost łaknę innych książek tej autorki i mam nadzieję, że niebawem z jakąś jeszcze się zapoznam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem niezmiernie zadowolona, że ją kupiłam! Zdecydowanie przypadnie mi do gustu :D Muszę się za nią szybciutko zabrać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem ciekawa tej książki i chyba w nią zainwestuję swoje ostatnie pieniądze :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrze, że mam ją u siebie na półeczce :3

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. W trakcie czytania Twojej recenzji, od razu skojarzyłam tę książkę z "Baśniarzem", który też wywarł na mnie niemałe wrażenie. Widzę, że i po tę książkę muszę sięgnąć. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja również nie płakałam, ale zostawiła w moim sercu dziurę i długo musiałam się po jej lekturze zbierać. Warta chwili uwagi <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Buuu... wzruszyłam się czytając tą recenzję ;)
    A przy fragmencie o "kiślu w majtkach" myślałam, że zaraz padnę ze śmiechu :D
    Książka faktycznie jest niezwykła i tutaj muszę przyznać, że w moim przypadku była to najbardziej wzruszająca lektura, jaką miałam ochotę poznać. Wywarła na mnie na pewno dużo większe wrażenie niż "Gwiazd Naszych Wina". Sama jednak pochłonęłam ją w zaledwie dzień. Też chciałam nie rozstawać się z bohaterami, ale jak mnie coś tak wciągnie (i będę musiała znać finał) to po prostu nie jestem w stanie przestać czytać ;3
    Bardzo cieszę się, że Ci się spodobała ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. "jestem masochistką swojego serca i uwielbiam go katować smutnymi historiami" - ja też, więc z chęcią sięgnę po "Morze spokoju" :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Cześć, nominowałam cię do nagrody Liebster Blog Award, jeśli będziesz miała chwilę czasu, zajrzyj na mój blog, by odpowiedzieć na pytania :)
    Co do książki, bardzo, bardzo czekam, aż do niej zajrzę i nie mogę się doczekać ! :) Wydaje mi się, że książka dorówna "Gwiazd naszych wina", którą uwielbiam :)

    http://www.wiecejksiazkow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Pięknie zaczęłaś tę recenzję :) Nie potrafiłabym ująć tego lepiej!
    Ja też popłakałam się już na samym, samiuteńkim końcu, w sumie to przy ostatnich słowach Nastyi. A przy podziękowaniach już ryczałam jak bóbr XD Dawno nie płakałam nad takimi książkami, a to, że poryczałam się przy tej, jest jakimś znakiem :) Tak jak napisałaś, książka do bólu prawdziwa :)
    PS Wkradła się mała literówka - drugi akapit od końca, druga linijka: chyba "zadań" zamiast "zadać" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Tak, zakończenie jest fenomenalne. A faktycznie, 2 razy sprawdzałam i nie zauważyłam. Już poprawiam ;).

      Usuń
  20. Bardzo zachęcająca recenzja. :) Nietypowo napisana, na pewno niejeden troll miałby ochotę przyczepić się do kiślu w majtkach. :D I super, że tak piszesz, bo czyta się bardzo ciekawie. Jednak ja do masochistek nie należę i nie lubię smutnych historii, więc nie mam ochoty czytać tej książki. ;)

    Dwa błędy zwróciły moją uwagę -
    A ja, książkowym bohaterom, rzadko wybaczam. - oba przecinki są zbędne.
    jestem masochistką swojego serca i uwielbiam go katować - "je" katować.

    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziękuję za miłe słowa!
    Przecinki są kwestią sporną - umieściłam je, ponieważ "książkowym bohaterom" to wtrącenie...
    Faktyczniem przy nanoszeniu poprawek zmieniłam jedną część zdania, a zapomniałam poprawić drugą.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  22. A ja jakoś ominęłam tą książkę w blogosferze. Będę musiała sięgnąć po tą książkę.

    OdpowiedzUsuń